Już kilka miesięcy temu, w niedzielę, 16 sierpnia odbyło się w końcu długo oczekiwane otwarcie mojej restauracji MuscleMaker Grill przy Hudson River w Edgewater w stanie New Jersey. Restauracja daje możliwość posilenia się zarówno w środku, jak i na zewnątrz, gdzie roztacza się piękny widok na leżący za rzeką Manhattan. Wiele osób przyszło tego dnia, by mnie wesprzeć i bardzo jestem im wszystkim za to wdzięczny. Był Gregg Valentino, Steve Weinberger, Vinny Galanti, nowy mistrz USA Daryl Gee, Brian Moss, mistrzyni fitness Zivile Raudoniene i oczywiście mój przyjaciel, Gerard Dente z MHP, bez którego pomocy nie uruchomiłbym tej restauracji.
Przybyło też nadchodzące pokolenie gwiazd kulturystyki w osobach Jona Delarosy, zwycięzcy Junior Nationals oraz Armando „The Kid” Peni. Wyciągneliśmy Nintendo Wii, a w pokoju dla vipów ustawiliśmy Playstation 3. To porządna restauracja, więc VIP room nie oznacza rur dla striptizerek i butli z drogim szampanem, a jedynie cichy zakątek, w którym można coś przekąsić i pogadać.
Na miejsce przybyłem o 11.00, a wyszedłem o 1.00 w nocy. Byłem na 6 tygodni przed Olympią i miałem akurat dzień niskowęglowy, bo nie planowałem robić treningu siłowego. Tak do 19.00−20.00 byłem prawdziwym gospodarzem: śmiałem się, gadałem z gośćmi i robiłem sobie z nimi zdjęcia. Później jechałem już na oparach i powoli odpływałem. Na szczęście wszyscy byli świadomi, że szykuję się do zawodów i nikt nie miał mi za złe braku energii. Od otwarcia gościliśmy już kilka sławnych osób, które chciały spróbować naszego doskonałego i zdrowego żarcia. Wspomnę tylko o kilku zawodnikach New York Giants, aktorze Michaelu Jai White i raperze i aktorze Busta Rhymesie.
Moje dwa ulubione dania
Ludzie patrzą na menu i pytają, „Co polecasz?” to zgodnie z prawdą mówię, że wszystko, bo wszystko jest u nas dobre. Ale są dwie pozycje w Menu, na które mam szczególny apetyt, ale muszę się z nimi wstrzymać aż będzie po zawodach. Pierwsze z tych dań nazywa się Rocky Balboa i jest to zawijaniec z mielonego kurczaka. Jego zapach doprowadza mnie do szału, a porcja jest tak duża, że większość kobiet, które go zamówiły nie dała rady zjeść nawet połowy i musiały resztę brać do domu. Drugie danie nazywa się Victory Plate (Talerz Zwycięstwa) i zgadnijcie na czyją cześć jest nazwane... Na moją, oczywiście. To podwójny stek z dużą porcją dzikiego ryżu i fasoli. Gdy już będę na masie, będę jadł po kilka dziennie.
Ktoś mnie spytał, czemu nie mogę sobie na to pozwolić już teraz. Stek jest w porządku, ale by nadać właściwy smak ryżowi i fasoli, trzeba dodać trochę oleju i soli, a ja muszę jeść bardzo czysto, by dopracować sylwetkę. Szczerze mówiąc, gdy piszę te słowa na 5 tygodni przed Olympią, najbardziej brakuje mi w diecie ciastek i właśnie ryżu z fasolą. Mógłbym teraz sprawić, że zniknęłaby wielka ilość ciastek, jak jakiś magik. Ech, ta tęsknota za ciastkami mnie dobija!