Za nami kolejna impreza zorganizowana przez Konfrontacje Sztuk Walki. Myślałem, że nic nie przebije poprzedniej, na której byłem w Gdańsku. Kolejna, siedemnasta, była obsadzona dobrymi zawodnikami, na walki których czekałem ze zniecierpliwieniem.
Na ostatniej gali KSW17 publiczność dopisała, ale jak wiadomo, więcej jest tych, którzy oglądali walki przed telewizorami. Po raz któryś z rzędu byłem podczas gali obecny na trybunach. Tym razem nasz sektor dopingował zawodników jak nigdy dotąd. Mieliśmy dużą rozkładaną flagę, a okrzyki było słychać nawet w TV. Mało tego, bardzo skutecznie motywowaliśmy resztę hali do skandowania imion poszczególnych fighterów.
Jeżeli chodzi o krótki komentarz do każdego z pojedynków, to chętnie przedstawię go z punktu widzenia osoby siedzącej na najbliższej trybunie.
Rafał Moks jest od nas, ze Szczecina. Każdy z nas obawiał się tego starcia, bo zarówno Moks, jak i Aslambek Saidov to zawodnicy bardzo dobrze wytrenowani. Dobrze walczyli, ale trochę nazbyt zachowawczo. Jeden szanował drugiego i obaj wiedzieli, że każda pomyłka może się skończyć knockoutem. Saidov wygrał dlatego, że kilka razy obalił Moksa i w zasadzie na tym zarobił dodatkowe punkty. Gdyby nie te obalenia, to według mnie walka wyrównana.