Mniej otłuszczeni kulturyści pokonali królów kardio
Pytanie: Kiedy kulturyści zapałali taką miłością do aerobów? Wydaje mi się, że dawniej zawodnicy nawet nie zbliżali się do tej ilości treningów kardio, jaką robią dzisiejsi profesjonaliści…
Odpowiedź: Przez długi czas kulturyści właściwie nie robili aerobów. Przypomnij sobie „Pumping Iron” – czy w ówczesnym Gold’s zauważyłeś jakikolwiek sprzęt do aerobów? Nie! Nie robili aerobów, a przynajmniej niezbyt często, bo trzymali niezłą formę przez cały rok. To mit, że dawni mistrzowie kulturystyki poza sezonem mocno przybierali na masie. Przeciwnie, większość z nich kontrolowała poziom tłuszczu przez okrągły rok, a w czasie przygotowań do startów tylko przycinało się węgle i zwiększało objętość treningową oraz stosowało techniki zwiększające intensywność treningu, takie jak superserie. To wystarczało do zrobienia formy.
Gdy ja startowałem na początku lat 80., standardy definicji były już wyższe, więc wszyscy chodziliśmy na bieżni, biegaliśmy czy też jeździliśmy na rowerze, na co pogoda w Los Angeles pozwala przez większą część roku. Sam nigdy nie przekroczyłem 30 minut na rowerze stacjonarnym dziennie, ponieważ przez cały rok miałem niski poziom tłuszczu. Tylko raz zrobiłem dużą masę – ważyłem 119 kg i czułem się fatalnie. Zazwyczaj nie przekraczałem około 107 kg, podczas gdy moja masa startowa wynosiła 103,5 kg.
Wszystko się zmieniło w latach 90., gdy Dorian Yates objął panowanie na Olympii. Dorian ustanowił nowe standardy, jeśli chodzi o masę mięśniową, a wszyscy inni zawodnicy rzucili się w pościg za nim. Problem polegał na tym, że bardzo niewielu z nich było w stanie zachować taką formę jak on przy wadze 135 kg. Po raz pierwszy w historii naszego sportu czołowi amatorzy i zawodowcy mieli opuchnięte, tłuste twarze, boczki i w ogóle o wiele więcej tłuszczu na ciele niż powinni. Wielu z nich na masie odchodziło od wagi startowej o 20–25 kg, a w takiej sytuacji powrót do formy wymaga długich godzin aerobów.