Zaczęło się!
Po bardzo długim i owocnym okresie przygotowań przedsezonowych, 4 stycznia rozpocząłem okres diety przed moim zawodowym debiutem, ważąc 143 kg i 700 g (nie mogę tych 700 g pominąć). Niektórzy wchodzą w dietę przed zawodami stopniowo, ale mi się to zawsze wydawało działaniem na pół gwizdka. Albo jestem na diecie, albo nie. Co jest w tej diecie ciekawego? Otóż nie będzie to standardowa dieta ketogeniczna, jaką Dave Palumbo zalecił mi na ostatnie 3 zawody, przy których ze mną pracował. Ponieważ przybrałem tak dużo na wadze, Dave pozwoli mi na 3 węglowodanowe posiłki dziennie, przynajmniej tak długo, jak będę gubił tłuszcz. Jeśli utkniemy w miejscu i tłuszcz nie będzie chciał schodzić, pewnie te plany ulegną zmianie. Ale jeśli będzie dobrze, jestem bardzo ciekaw, jaki wizerunek uda mi się zaprezentować na New York Pro z węglowodanami w mojej diecie - mam nadzieję, że znacznie pełniejszy i pozaokrąglany, niż ten, z jakim pokazałem się na Mistrzostwach NPC w 2007 roku.
Dieta - tak. Cardio - jeszcze nie.
Zacząłem dietę na 18 tygodni przed zawodami i jest to najdłuższa dieta, jaką kiedykolwiek sobie zaaplikowałem. Jednak z aerobami wstrzymam się przez pierwsze 6 tygodni. Przez ten okres pozwolę działać swobodnie samej diecie, niech zdejmie ze mnie trochę tłuszczu. Głównym powodem, dla którego odłożyłem włączenie aerobów do programu ćwiczeń, jest fakt, że udało mi się zbudować niezłą masę na nogach przez ostatni rok i naprawdę nie chciałbym jej stracić poprzez nadmiar ćwiczeń aerobowych. To właśnie na nogi ludzie zwracali największą uwagę, gdy doradzali mi co trzeba poprawić, zanim stanę pierwszy raz na zawodowej scenie. Tak zrobiłem i chcę mieć pewność, że w maju moje nogi wciąż będą pełne i masywne. Moje ćwiczenia z ciężarami trwają koło półtorej godziny, a czasem nawet 2 godziny, w przypadku nóg i pleców, więc i tak spalam trochę kalorii.
Cały artykuł można przeczytać w kwietniowym"Muscular Development"
Na szczęście nigdy nie miałem problemów ze skórą. Znam jednak wielu ludzi bardzo podatnych na trądzik na twarzy lub ciele. Możesz spróbować pić więcej wody i dodatkowo oczyścić nieco dietę, jeśli nie jest jeszcze do końca dopracowana. Chciałbym móc doradzić ci coś więcej. To, co mogę polecić, a co wiele osób uzna pewnie za bezsensowne, to sprawdzenie czy twoja wątroba dobrze funkcjonuje. Moim zdaniem to ma sens, gdyż organizm z właściwie działającą wątrobą wydala toksyny z kałem i moczem, więc jeśli wątroba nie działa poprawnie to może to być przyczyną wydalania toksycznych substancji przez skórę.
Może moja teoria jest nic nie warta, ale znam wiele osób, u których stan skóry radykalnie się poprawił po rozpoczęciu brania środków poprawiających pracę wątroby. Bardzo popularnym środkiem jest Essentialle Forte. Istnieje też coś takiego jak LivCo, produkowane przez Standard Process. Jest to środek dostępny tylko na receptę stworzony na bazie mlecza, rozmarynu i schisandry. Znam parę osób, którym bardzo pomógł. Upewnij się, że właściwie dbasz o swoje ciało i że twoje jelito grube, wątroba, nerki działają prawidłowo. Moim zdaniem, dopóki wszystko jest z nimi w porządku, nie powinieneś mieć większych problemów ze skórą i nie będziesz potrzebował silnych środków przeciwtrądzikowych mających efekty uboczne, których chcesz uniknąć.
Na Arnold Classic będzie świetnie!
Gdy piszę te słowa jest połowa grudnia i nie znamy jeszcze listy zawodników, którzy wystartują w Arnold Classic 2009. Dwie największe niewiadome to start Dextera Jacksona i Ronniego Colemana. Jeśli którykolwiek z Mr. Olympia był w stanie startować dwa razy w roku, to jest to niewątpliwie Dexter. Niejednokrotnie już udowodnił, że osiąganie szczytowej formy nie stanowi dla niego wielkiego problemu. Tak więc nie zdziwiłbym się, gdyby się pojawił i popsuł konkurentom zabawę. O wiele większe wątpliwości mam co do Ronniego. Osobiście bardzo chciałbym go zobaczyć na scenie, ponieważ to żywa legenda, ale wątpię czy wystąpi gdzieś przed wielkim show w Berlinie, już po Olympii. Jeśli chodzi o Victora Martineza to myślę, że bez trudu może wrócić na Arnold w formie jaką prezentował w 2007 roku, kiedy to pokonał Dextera (zarówno na Arnold, jak i później na Olympii). Tak naprawdę nikt nie wie jak wygląda jego noga po kontuzji. Myślę, że pojawić się może także Kai Greene, a jeśli utrzymuje on stałe tempo rozwoju to może nawet rzucić wyzwanie Dexterowi i Victorowi. Kai jest coraz lepszy i stanowi coraz poważniejsze zagrożenie dla innych zawodników. To wariat, a do tego potrafi się dociąć.
Także Toney Freeman i Branch Warren pewnie się pojawią na Arnold, by szukać chwały. Toney miał bardzo dobrą końcówkę poprzedniego sezonu, natomiast Branch musiał odpuścić Olympię i teraz tyra z pianą na twarzy, by na Arnold mieć życiową formę. A zawody mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby Phil Heath nie podjął decyzji o rezygnacji ze startu. Wiele osób się zastanawia, czy to dobra decyzja, ale jak do tej pory, jeśli chodzi o to, gdzie startować a co odpuścić, Phil zawsze podejmował słuszne decyzje. Niezależnie jednak od wszystkiego, sezon 2009 zapowiada się na najciekawszy od wielu, wielu lat.
Podsumowanie Nationals 2008 przez ich zwycięzcę z 2007 roku
Trudno mi uwierzyć, że minął już ponad rok odkąd wygrałem Nationals. Gdy myślę o tym konkursie wydaje mi się, że było to wczoraj. Choć na Nationals 2008 osobiście nie byłem, to jednak widziałem mnóstwo zdjęć i rozmawiałem z wieloma osobami, które tam były. Oto moje krótkie podsumowanie.
Waga średnia
Mój kolega Guy Cisternino zdominował tę kategorię dzięki nienagannemu przygotowaniu. Po kwalifikacjach było trochę wątpliwości, gdyż kilu zawodników górowało nad Guyem czystą masą i grubością mięśni, jednak Guy miał głęboką, czystą separację, a ogólne dopracowanie sylwetki dało mu zwycięstwo. Myślę, że Guy mógłby dużo osiągnąć w kategorii do 91 kg, ale musi sobie teraz dać rok lub dwa na dodanie dobrej jakościowo masy. W kategorii do 91 kg startują takie tury jak: Dave Henry, Kevin English, Flex Lewis, a mówi się, że w tej kategorii może po powrocie wystartować sam Lee Priest. Wszyscy ci goście mają od groma mięśni. Ale póki co gratuluję Gutowi zasłużonego zwycięstwa.
Waga półciężka
Wielu zawistników pomstowało na Petera Putnama, ponieważ na tych zawodach nie był on w życiowej formie, a także mimo niemal roku bez startów ciężko było u niego dopatrzyć się większego progresu. Ale pomimo tego, moim zdaniem wygrał zasłużenie. Jak na tę kategorię wagową Putnam ma wielkie mięśnie. Al Auguste i Chulsey Graham też się świetnie zaprezentowali, ale to był dzień Petera. Jednak trzeba przyznać, że w porównaniu do tego, co zwykle prezentowano w tej kategorii na Nationals, zeszłoroczny konkurs był dość kiepski. Jeśli Graham dołoży trochę masy i lepiej się dotnie, to w tym roku może wygrać. Kształty i symetrię ma niesamowite.
Waga ciężka
Tu była prawdziwa walka. Po zdjęciach z ważenia wydawało mi się, że Mark Alvisi sprawi niespodziankę i pokona murowanego faworyta, Mike’a Liberatore. Jednak na scenie Mark zatracił gdzieś tą suchość, którą imponował na ważeniu. Mimo to, walka ciągle była zacięta i obaj mieli szanse na zwycięstwo. Sędziowie wybrali Mike’a i to on dostał kartę zawodowca.
Waga superciężka
Ed Nunn wszedł na scenę i pokazał jak się wygrywa. Mnie bardzo spodobał się debiutant Steve Kuclo, który ma zaledwie 23 lata. Także Trey Brewer wyglądał znacznie lepiej niż na Junior Nationals. Bardzo mnie zaskoczyła jego waga – był 4 kilo lżejszy niż na JN, a to oznacza, ze był aż 9 kg lżejszy niż dwa lata temu, gdy wygrywał swe pierwsze zawody. Trey i jego trener muszą się cofnąć, odnaleźć metodę, którą uzyskali wtedy taką masę i pełność mięśni i połączyć ja z przygotowaniem, które zaprezentował teraz (i które zresztą prezentował również dwa lata temu). Nie wiem czy to będzie oznaczać cięższe treningi, czy co, ale jeśli Trey ustali czego naprawdę potrzebuje jego ciało, to może być jednym z najlepszych kulturystów na świecie. To miły facet i bardzo bym chciał, żeby w pełni rozwinął swój potencjał, nawet pomimo tego, ze będę przecież przeciwko niemu stawał na zawodowej scenie.
Kategoria open
Łatwe zwycięstwo Nunna. Był wielki, pocięty i miał świetne kształty. Myślę, że sędziowie nie wahali się długo.
Przysiady na początku czy na końcu?
Różnorodność jest kluczem do sukcesu. Choć przysiady to fundamentalne ćwiczenie i nikt od nich się nie ucieknie, myślę, że bardzo ważne jest to, jakimi ćwiczeniami i w jakiej kolejności je otoczysz. Możesz zrobić kilka ciężkich serii na samym początku treningu lub możesz najpierw zrobić trzy ćwiczenia i potem dopiero przejść do siadów. Możesz robić gigant serie, drop sety, superserie i za każdym razem osiągniesz inne efekty. Niemal każda kombinacja działa przez pewien czas. Ale zaczynając każdy trening nóg od przysiadów i nic w tym programie nie zmieniając, na pewno wcześniej czy później natrafisz na fazę zastoju.
Fanatyk fast foodów
Nie mogę się nadziwić jak te kilka komentarzy, które tu kiedyś umieściłem, o tym jak we wczesnych latach kariery opychałem się w Wendy’s zaczęło żyć własnym życiem. Zupełnie tak jakbym zaczął być twarzą Wendy’s, tak samo jak Lee Priest kojarzony jest z KFC! Nie jadam już tego szajsu. Jeśli mam ochotę na hamburgera, to idę gdzieś, gdzie przygotowują go właściwie i z wysokiej jakości mięsa. Ale i tak uważam, że jeśli ktoś nie może nabrać masy, jedząc tyle dobrego jedzenia ile tylko zdoła, to może powinien spróbować fast foodów. Tylko uważajcie na tłuszcze trans, gdyż naprawdę zapychają arterie, a to bardzo niedobrze.
Ile będę ważył?
Każdego dnia ktoś mnie pyta, ile będę ważył w maju na New York Pro, kiedy to będzie miał miejsce mój zawodowy debiut. Wygrywając Nationals, ważyłem 111 kg. Moja waga poza sezonem zmieniła się ze 132 kg na 141 kg. To 9 kg różnicy. Patrząc na zdjęcia, nie wydaje i się, żebym był wiele grubszy, więc można założyć, że sporo z tych 9 kg to czysta masa mięśniowa. Nie mam złudzeń, że uda mi się utrzymać całą tę nową masę mięśniową podczas długiej i wyczerpującej redukcji, która mnie teraz czeka. Jeśli uda mi się utrzymać 75% tej masy to powinienem ważyć jakieś 118 kg. Taką wagę przy dobrej rzeźbie uznałbym za sukces!
Nie mierzę się od czasu szkoły średniej, ale specjalnie dla ciebie wziąłem miarkę i mogę ci powiedzieć, że na zimno moje łydki mają 51 cm obwodu. To nie mało, ale przy moim kumplu, Eriku Fankhouserze, czuję się jakbym miał patyki zamiast nóg. Erik jest z dziesięć centymetrów niższy ode mnie, a jego łydki na pewno mają 60 cm obwodu. Co do implantów łydek, to nie wiem nic o żadnym takim przypadku wśród zawodowców. Nawet jeśli ktoś takie ma to musząe być bardzo dobre, bo nie słyszałem nawet plotek na ten temat, wiec ktoś taki musiałby być w stanie oszukać całe środowisko. Moim zdaniem łydki nie są tak bardzo istotne przy ocenie sylwetki. Jeśli je masz to OK, jeśli nie, to sędziowie zwykle przymykają oczy. Kiepskie łydki nie przekreślają wiec całej sylwetki. Większość ludzi uważa łydki Dextera za słabe. Osobiście uważam, że Mr. Olympia powinien mieć kompletną sylwetkę, ale to tylko moje zdanie.
Polska siła!
Kilka tygodni temu odwiedziłem po raz kolejny Polskę, gdyż zostałem zaproszony na Puchar Polski, który, z tego co zrozumiałem, jest odpowiednikiem naszego Nationals. Moim gospodarzem był Ted Zarębski, promotor kulturystyki i wydawca polskiej edycji MD. Poznałem go w kwietniu, kiedy po raz pierwszy byłem w Polsce. Lot do Frankfurtu trwał 8 godzin, potem jeszcze godzinę leciałem do Polski. Podróż była całkiem przyjemna, ponieważ samolot nie był pełen i mogłem rozłożyć fotel i spokojnie się wyciągnąć.
W godzinę od głodu do przeżarcia
W samolocie siedziałem tylko o szejkach białkowych i orzeszkach (linie lotnicze nieprzychylnie patrzą na wnoszenie jedzenia na pokład), więc gdy Ted zabrał mnie z lotniska umierałem z głodu. Byłem też zmęczony, bo w tamtym momencie byłem na nogach od ponad doby. Ted zabrał mnie prosto do restauracji, gdzie dostałem małą górkę piersi z kurczaka, kapustę (jedna ze specjalności kuchni polskiej) i pierogi. To zabawne, w Polsce nie ma szans na dobry stek, ale kurczaki są znakomite. Wszędzie je zresztą można zobaczyć, tak jak gołębie u nas. Wracając do tematu. Wchłonąłem tyle żarcia, ile tylko może stuczterdziestokilowy kulturysta, co bardzo ubawiło obserwującego mnie Teda. Całkowicie napchany wsiadłem do jego Hummera, który być może jest jedynym Hummerem w Polsce, po czym wyruszyliśmy w dziesięciogodzinną podróż do miasta w którym odbywały się zawody. Co do drogi to powiem tylko, że instytucja zajmująca się stanem dróg w Polsce jest albo niedofinansowana, albo niekompetentna, albo nawet obie te rzeczy na raz. Te tak zwane „autostrady” mają tylko po dwa pasy, a nawierzchnia jest nierówna i dziurawa jak piekło. W samochodzie z dobrym zawieszeniem może i nie byłoby tak źle. Ted ma jednak dwudziestodwucalowe alufelgi o niskim profilu opony, a zawieszenie Hummera jest twarde jak diabli. Do tego utrzymywał on stałą prędkość rzędu 160 km/h i to tylko dlatego, że powyżej tej prędkości elektroniczne zabezpieczenie odcinało paliwo. Nie czułem się najlepiej, ale starałem się z tym walczyć. Jednak godzina jazdy, stanowiąca wypadkową odczuć na nierównej drodze i rajdowych ambicji mojego kierowcy, sprawiła, że wymusiłem szybki postój, podczas którego wywaliłem z siebie calutką zawartość świeżo co napełnionego żołądka. Po tym zabiegu poczułem się zdecydowanie lepiej.
Powitanie narodowego bohatera
Pierwszy dzień mojego pobytu w Zabrzu był nieco lżejszy, więc mój tłumacz zabrał mnie na siłownię. Może według polskich standardów to była dobra siłownia. To tylko pokazuje jakie wysokie oczekiwania mają zwykle Amerykanie. Ta siłownia przypominała raczej domową niewielką siłkę. Talerze były porozrzucane i w różnych formatach, maszyny klekotały, wyciągi się zacinały… ogólnie nie najlepiej. Zdecydowałem się więc odpuścić normalny trening i tylko trochę napompowałem mięśnie, by dopłynęło do nich trochę więcej krwi. Następnego dnia były finały. Nie byłem w formie na pozowanie, więc Ted wystawił stoisko, na którym reprezentowałem jego firmę – Fitness Authority. To jeden z największych europejskich dystrybutorów suplementów mający w swej ofercie większość produktów dużych amerykańskich firm. Ted przerobił kilka moich fotek z treningu na gigantyczne bannery o wymiarach jakieś 4 na 2 m, co było całkiem miłe. Dostarczył też sporą ilość egzemplarzy polskiej edycji MD ze mną na okładce! Polskie MD jest znacznie mniejsze od naszego, ale zawiera dużo informacji o miejscowych zawodnikach i imprezach oraz sporo przedruków z MD. Próbowałem przeczytać jeden z artykułów. Mówię płynnie po włosku i sporo rozumiem, gdy czytam po francusku i hiszpańsku, ale język polski ma dodatkowe znaki, więc nie miałem nawet pojęcia co czytam. W zawodach startowało zaledwie kilkudziesięciu zawodników, a zwycięzcą został Mistrz Świata Amatorów IFBB z 2007 roku, Robert Piotrkowicz. Nie wiem co tam robił, bo wygrał już tam kilka razy. Drugie miejsce zajął mój przyjaciel, Radek Słodkiewicz. Ogólnie rzecz biorąc polscy czołowi amatorzy nie mają takiej masy, gabarytów, przygotowania czy kompletnych sylwetek jak nasi amatorzy z czołówki, ale biorąc pod uwagę, o ile więcej jest Amerykanów i w jakich warunkach pracują Polacy, jestem pod wielkim wrażeniem ich osiągnięć. Moja wyprawa do Polski była świetna i chce bardzo podziękować Tedowi za gościnę. Fajnie też było znowu zobaczyć Radka i spędzić trochę czasu z nim i jego żoną. Powoli zaczynam nawiązywać przyjaźnie na całym świecie!
Trzech najlepszych partnerów treningowych jakich miałem:
1.Keith „Można-na-mnie-polegać” Connoly
Keith to mój kolega jeszcze z czasów szkoły średniej i pierwszy partner treningowy. Był silny, niesamowicie silny. Uwielbiał też balować. Potrafił balować całą noc aż do rana, po czym pójść na siłownię i bez mrugnięcia zrobić kilka powtórzeń sztangą o wadze 180 kg. Problem z nim polegał na tym, że nie można było na nim polegać. Ten przydomek pojawił się, gdy przychodził się na siłownię spóźniony ponad godzinę. W końcu uznałem, że jedynym sposobem, by był na siłowni punktualnie było zabieranie go z domu i dowożenie na miejsce. Gdy już udało się zacząć trening, wszystko było super. Nadawaliśmy na tych samych falach i zawsze wiedzieliśmy jak się nawzajem motywować. Do tej pory uważam Keitha za mojego najlepszego partnera treningowego.
2.Ron Rich
Ron był kimś w rodzaju mojego mentora i starszego brata. On właśnie nauczył mnie kulturystyki i namówił na starty. Na początku naszych wspólnych treningów był ode mnie znacznie większy i silniejszy i motywował mnie do poprawy mojej siły i sylwetki. Zawsze oddaję mu honor, to on pokazał mi drogę, gdy dopiero zaczynałem przygodę z siłownią.
3.Frank DiFonso
Frank to mój obecny partner. Waży zaledwie 75 kilo, a więc niewiele ponad połowę tego co ja, ale nie dajcie się zwieźć. Frank jest oficerem służby więziennej i całkiem niedawno ukończył kurs CERT – ichniejszy odpowiednik szkolenia SWAT. Trenowałem z wieloma dużymi facetami, którzy okazywali się być leniami. Frank jest jak pitbull. Trenuje jak maniak i nie boi się niczego. Zgadza się też na wszystkie moje pomysły. Gdy na przykład zaproponuję połączenie w superserię wiosłowania sztangą i Wyciskania na ławce skośnej, Frank powie tylko: „OK, spoko.” Frank jest zawsze na czas, nigdy nie narzeka i zawsze ma mnóstwo energii. To idealne cechy u trening partnera, niezależnie od jego rozmiarów.
Wielka piątka na Mr. O
Jay Cutler. Rozmawiałem z nim i wydaje mi się, że nie był zadowolony z zeszłorocznego występu. To oznacza tylko jedno: że w tym roku będzie bardziej zmotywowany niż kiedykolwiek! Wiemy wszyscy na co go stać, wiec nie wykluczone, że w tym roku będzie w życiowej formie. Ujmę to tak: w tym roku nie będzie żadnych kontrowersji przy ogłaszaniu wyniku.
Dennis Wolf. Widziałem jego zdjęcia z okresu przygotowawczego i muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Nie jestem pewien czy Dennis dokonał niezbędnych poprawek. Nie chcę tu okazać braku szacunku ani nic takiego, Dennis to wspaniały zawodnik, bardzo przykładający się do pracy. Jeśli będzie w szczytowej formie, może pozamiatać.
Dexter Jackson. To zawodnik o chyba najlepiej zrównoważonej sylwetce w całej stawce. Znany jest z niesamowitego przygotowania. Może się mierzyć z każdym, ale bezpośrednia walka z Wolfem czy Cutlerem będzie ciężka. Dorównują mu oni pod względem symetrii, a rozmiarami – znacznie przewyższają.
Phil Heath. Atutem Phila jest niewiarygodna krągłość mięśni i jego bogate szczegóły. Ludzie często twierdzą, że jego mięśnie są niedojrzałe, jednak moim zdaniem problemem jest raczej szerokość. Jay i Dennis są tak szerocy, że Philowi ciężko będzie z nimi walczyć.
Branch Warren. Branch to bestia! Ma niesamowite ilości twardego mięśnia. Jeśli będzie w stanie przyszykować taką formę (lub lepszą), jak na Arnold, to może powalczyć. Chciałbym, by znalazł się w pierwszej piątce.
Najlepsi Mr. O w historii
Arnold
Haney
Dorian
Ronnie
Jay
Kulturystyczny Frankenstein
Gdybym był szalonym naukowcem z poważnym kompleksem boskości, stworzyłbym idealnego kulturystę z następujących części:
Klatka: Arnold
Barki: Kevin Levrone
Biceps: Mike Matarazzo
Triceps: Paul DeMayo
Przedramiona: Lee Priest
Plecy: Dorian
Czworogłowe: Tom Platz
Dwugłowe: Tom Platz
Łydki: Mike Matarazzo
Talia: Shawn Ray
Taki stwór byłby świetnym kulturystą, ale aby zapewnić mu całkowity sukces musiałbym jeszcze opracować jakiś sposób, by zaszczepić mu w mózgu sceniczny talent Melvina Anthony’ego.
Pierwszy raz, gdy ktoś pomyślał, że jestem kulturystą
Byłem na pierwszym roku college’u, gdy zdecydowałem się wyjechać do Włoch. Było to w czasie wiosennej przerwy, a ja zamiast balować z innymi trafiłem na zawody Maximus Pro w Rzymie. Na widowni takie nazwiska jak Cutler, Charles czy Ruhl. Kręciłem się tam, a w pewnym momencie ludzie zaczęli robić sobie ze mną zdjęcia i prosić o autografy! Co miałem napisać?
Vito, Trenuj ciężko i nigdy się nie poddawaj! Evan
To było na 2 lata przed moim pierwszym startem.
Najbardziej pamiętne pozowanie jakie widziałem
Kai Greene na Arnold Classic. To było dziwne pozowanie, ale w ten dobry sposób. Wywoływało dreszcze. Nie było to coś na co ja bym się odważył, ale należy docenić choreografię, wysiłek i umiejętności. Włożył w ten układ dużo artyzmu i dramatyzmu. To pozowanie utkwiło mi w pamięci, bo nigdy nic takiego wcześniej nie widziałem. Unikalny układ.
Dobre żarełko
Sushi. Uwielbiam węgorza i tłustego tuńczyka. Zwykle zamawiam zestaw z sashimi i sushi. To czyste, ale smaczne i sycące jedzenie.
Choć w domu jem mnóstwo steków to i na mieście sobie ich nie odmawiam.
Kubańskie
Brazylijskie
Jamajskie
Koleś, czemu założyłeś koszulkę młodszego brata?
Każdy, kto ćwiczył przez dłuższy okres czasu wie o czym mówię. Wszyscy widzieliśmy gości ubierających się w ciuchy młodszego rodzeństwa, by lepiej podkreślić mięśnie. To zabawne, ponieważ gdy zaczynasz mieć konkretniejszą masę, dosłownie wyrastasz z tego etapu. Gdy jesteś duży to jest to widoczne niezależnie od tego co masz na sobie. Ja nigdy nie podkradałem bratu (ani siostrze) ubrań, ale też nie jestem bez winy. W szkole średniej jako takie miałem tylko ręce, a nie ma lepszego sposobu ich podkreślenia niż ciasny t-shirt z serii „ledwo mogę oddychać, ale czyż moje łapy nie są wielkie?”.
Gdyby został mi tylko jeden dzień…
Nie zrobił bym nic szalonego. Pożegnałbym się z bliskimi, dałbym im odczuć, jak bardzo doceniam ich pomoc. Przeprosiłbym wszystkich, którym zrobiłem coś złego w przeszłości. Po prostu pozałatwiałbym niedokończone sprawy, by mieć czyste sumienie. I poszedłbym na zajęcia spinningu… Za każdym razem, gdy jestem na siłowni udaję, że chcę się napić z fontanny na korytarzu, by móc zajrzeć na salkę spinningu i popatrzeć choć chwile na te ślicznotki!
Najlepsza rzecz w byciu kulturystą…
To, że widzisz efekty swej pracy. Ktoś, kto pracuje z liczbami, księgowy na przykład, dzień w dzień wykonuje to samo, niekończące się, abstrakcyjne zajęcie. W kulturystyce to jest bardziej namacalne. Odczuwasz ból i poświęcasz czas, wkładasz wysiłek, ale widzisz i czujesz wyniki swojej pracy. Jesteś swoim stwórcą.
Najgorsza rzecz…
Skoro jesteś stwórcą, to jeśli coś pójdzie nie tak to jesteś też jedynym winowajcą. Sukces lub porażka zależą tylko od ciebie. To obosieczna broń.
Dziękuję Steve’owi Blechmanowi i całej załodze MD za możliwość wypowiedzi. Uwielbiam być w kontakcie z fanami przy pomocy niniejszych felietonów i forum MD. Wielkie podziękowania dla Dave’a za jego wiedzę. Jesteś jak Yoda! Specjalne oklaski dla mojego partnera treningowego, Franka Difonzo i jego świeżo poślubionej małżonki Liz. Gratulacje! (Lepiej ty niż ja!)
Szyba przekąska
Ostatnio zacząłem pochłaniać nieco węglowodanów w czasie treningu (60 gramów). Wcześniej tak nie robiłem. Rezultatem tego działania jest rozrywająca skórę pompa i niesamowity wzrost wytrzymałości. Do tej pory druga połowa treningu była dla mnie prawdziwą batalią, jednak odkąd biorę aminokwasy na początku treningu i uzupełniam węgle w jego połowie, jestem pełen mocy przez cały trening.
Czytałem o twojej wysokotłuszczowej diecie przedstartowej. Chciałbym się dowiedzieć, jakie ilości węglowodanów, białek i tłuszczy powinienem spożywać poza sezonem? Moim celem jest podnoszenie masy mięśniowej, przy jak najmniejszym przyroście masy tłuszczowej.
Poza sezonem startowym polegam na prostej formule 1:1:1. Dla uproszczenia, za przykład weźmy stukilowego kulturystę. Rozkład składników odżywczych powinien wyglądać następująco:
300 gramów białka (3 gramy na kilogram masy ciała);
300 gramów węglowodanów;
130 gramów tłuszczów (więcej kalorii niż węglowodany i białko).
Głównym źródłem tłuszczów powinny być tłuszcze jednonienasycone, które są zdrowe dla serca. Nie przesadzaj z ilością niezbędnych kwasów tłuszczowych, gdyż zbyt dużo omega 3 zredukuje stany zapalne, co może się przełożyć na mniejsze przyrosty mięśni.
Wiecej o Trey’u Brewerze
Dobrze się dogaduję z Treyem. To dobry chłopak. Już w 2006 roku gadałem z nim przez telefon, a spotkaliśmy się wreszcie na Arnold Classic w 2007 roku, gdzie zjedliśmy razem obiad. Jego sylwetka jest zdecydowanie inna od mojej. Jest wielki i nie mam wątpliwości, że stanie się prawdziwą bestią. Każdy z nas ma mocne punkty, ale ja nigdy nie należałem do ludzi, którzy przyglądają się innym i czegoś im zazdroszczą. Jestem miarą sam dla siebie i będę tak dobry, jak pozwoli mi na to mój organizm. Trey’owi życzę powodzenia na Junior Nationals (które w momencie, gdy będziecie czytać te słowa będę już przeszłością).
W kulturystyce nie ma miejsca dla zielonych mutantów
Mówiąc o Trey’u chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię. To naturalne, że ludzie porównują nas ze sobą, jesteśmy jednymi z najbardziej rozpoznawalnych kulturystów najcięższej kategorii młodego pokolenia. Takie porównywanie nie stanowi dla mnie problemu, jednak czasem komentarze są niegrzeczne czy wręcz chamskie. Ludzie, którzy nas nie znają publicznie nas atakują. Czy takie porównania nie powinny ograniczać się jedynie do subiektywnej oceny sylwetki? Nie ma powodów, by mieszać któregokolwiek z nas z błotem na forum. Tymczasem przydarza się to większości zawodników w naszej dyscyplinie sportu. Sądzę, że dzieje się tak ze względu na dysproporcję wpisaną w kulturystykę. W baseballu nawet, gdy nie jesteś powszechnie znany, możesz sobie spokojnie zagrać w jakimś towarzyskim spotkaniu. Tymczasem w kulturystyce różnica pomiędzy najlepszymi zawodnikami, a całą resztą jest ogromna. To sprawia, że środowisko jest bardzo podzielone. Każdy zawodowy sportowiec ma swą dumę i ego, kulturyści wcale nie są większymi egoistami niż inni. Ale w naszym sporcie ze względu na to, że stosunkowo niewiele osób może liczyć na nagrody finansowe, trzeba być atrakcyjnym dla publiczności i sponsorów także po zejściu ze sceny. Chodzi o sprzedaż produktu, który w ostatecznym rozrachunku trafia do was.
Evan na co dzień
Mały mechanik
Ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem zaangażowany w kulturystykę nawet w czasach, gdy była tylko moim hobby, a nie zawodem. Gdy nie ćwiczyłem, pogłębiałem swą wiedzę o odżywianiu. Teraz, gdy zostałem zawodowcem, wszystko co robię ma jakiś związek z kulturystyką. Lubię jednak czasem się od tego oderwać. Jednym z moich hobby jest restaurowanie klasycznych muscle carów z lat 60. Jako nastolatek odnowiłem wraz z ojcem Firebirda rocznik ‘69. Znaleźliśmy go w jakimś garażu w opłakanym stanie i odkupiliśmy za 500$. Ograniczyliśmy inne wydatki i zaopatrzyliśmy się w niezbędne części, odrestaurowaliśmy silnik, skrzynię, układ wydechowy i elektrykę. Nie zrobiliśmy tylko karoserii i lakieru. Moim marzeniem jest odnowienie Chevelle ’67 lub Impali ’64.
Kto gra z kim?
Możecie w to wierzyć lub nie, ale nigdy nie byłem zapalonym kibicem. Nie śledziłem wydarzeń sportowych. Ktoś mówił mi o jakimś wielkim meczu, a ja nie wiedziałem o co chodzi, kto gra z kim. Natomiast moja dziewczyna jest fanką zespołu Yankees, więc oglądam teraz baseball, ale to wszystko. Natomiast bardzo lubię łowić ryby. Mam przyjaciela, który jest zapalonym wędkarzem. Fajnie jest wypłynąć na Long Island Sound. To też sport…
Byłem tu, jadłem to…
Gdy mam chwilę na telewizję, oglądam zwykle programy takie jak Food Network czy Travel Channel. Uwielbiam program Anthony’ego Boudraina pt. „Bez rezerwacji”. To połączenie dwóch bardzo interesujących mnie spraw: jedzenia i kultury. Czas, który spędziłem we Włoszech zmienił moje widzenie świata. Zdałem sobie sprawę, jak ogromy jest i różnorodny. Ludzie, którzy nie podróżują wiele tracą. Na łożu śmierci chciałbym móc powiedzieć o sobie, że byłem w wielu ciekawych miejscach. Im więcej miejsc odwiedzisz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę z tego, jak silne są więzi międzyludzkie. Gdybym był bardzo bogaty, spędzałbym mnóstwo czasu w podróży (oczywiście z moją zaufaną lodówką!).
Prawdziwy ambasador
Ostatnio byłem na pokazie Jaya Cutlera i muszę przyznać, że podziwianie w akcji Mr. Olympia jest bardzo motywujące. Nawet w ubraniu widać, że kawał z niego skurczybyka, ale zobaczenie go za sceną to zupełnie co innego. Zrozumiałem jak wiele jeszcze pracy przede mną. To było jak solidny kopniak w dupę. Nawet bez zwracania uwagi na sylwetkę, sam sposób, w jaki Jay się zachowuje jest bardzo motywujący. Czy spotyka się z szefami wielkich firm czy z fanami zawsze jest bardzo profesjonalny. Jest bardzo w ważne, by zawsze trzymać się zasad dobrego wychowania, to budzi szacunek. Nie dziwię się, że Jay został Mr. Olympia.
Muscular Development |
Główne działy na stronie |
Twoje konto |
Linki |