Witam wszystkich, nazywam się Łukasz Kazimierczak i mam zaszczyt rozpocząć współpracę z Muscular Development. Teraz może nieco szerzej o firmie Futurebody, której nazwa będzie także tytułem tej kolumny.
Firma Futurebody powstała 12 lat temu pod nazwą NO LIMIT, nawiązywała między innymi do znanej na całym świecie marki produkującej odzież preferowaną głównie przez światek kulturystyczny, jak i do sklepu we Wiedniu, który działał pod egidą ogromnej, do dziś istniejącej siłowni TOP GYM. Później, wraz ze zmianą mody, firma przekształcała się równolegle, wprowadzając na rynek odżywki światowej klasy takie jak Universal i Nutrabolics. Z upływem czasu firma stopniowo rozwijała się i poszerzała swoją działalność, aż w końcu doszliśmy do otwarcia własnej siłowni.
Obiekt przy ul.Czarnieckiego 15, róg ulic Zachodniej i Poznańskiej, otrzymałem do dyspozycji w drugiej połowie kwietnia 2007. Był w opłakanym stanie, początkowo mieliśmy zrobić kameralną siłownię na własny użytek, ale skoro więcej znajomych reflektowało na uczęszczanie do klubu, który miałem stworzyć, stanęło na tym, że będzie dostępny dla wszystkich. Bez jakiegokolwiek doświadczenia zabraliśmy się ze znajomymi do pracy (a było jej sporo), zakończyliśmy pod koniec czerwca 2007. Zrobiliśmy małe otwarcie i od 1 lipca siłownia działa. Zależnie od okresu mamy 80–120 ćwiczących. W tamtym roku dwóch kolegów trenujących u mnie wygrało debiuty. W następnych numerach będę przedstawiał co dzieje się w siłowni na bieżąco. Nasze filie rozwijają się również w Białymstoku, prowadzi ją Rafał Aleksandrowicz (przy ul. Nowy Świat 12) oraz w Kołobrzegu, tam kieruje czołowy polski zawodnik Paweł Jabłoński (przy ul. Budowlanej 22). Zapraszamy wszystkich.
Afera w Bahrajnie
Okazuje się, iż powiedzenie „co kraj to obyczaj” wydaje się być bardziej realne, niż to się mogło nam wydawać. Fakt, że podróże kształcą nie podlega dyskusji, jednak obycie oraz szeroki światopogląd mogą czasem uratować skórę. W niewiedzy bowiem możemy podejmować działania o tyle niezrozumiałe dla innych, co nawet niebezpieczne, a nam się wydaje, że wszystko jest cacy.
Jedna z takich interesujących i pouczających historii przydarzyła nam się na ubiegłorocznych zawodach w Bahrajnie. Po zawodach mieliśmy bardzo mało czasu na dotarcie do hotelu. Szybka kąpiel po męczącym dniu i pomimo tego, że już byłem spakowany dotarłem do autokaru jako ostatni. Przypadło mi miejsce z przodu obok kierowcy. Bagaże w tych stronach przewożone są oddzielnym transportem na odkrytej przyczepie. Spotkałem się już z taką praktyką w innych krajach arabskich stąd nie byłem zaniepokojony. Zastanawiało mnie tylko co dzieje się z bagażem, gdy pada deszcz. Co prawda deszcz bardzo rzadko pada w tych stronach, ale jak już to bardzo ulewnie. Może mają dobrych meteorologów, więc się nie martwią o takie rzeczy.
Jechaliśmy tak sobie z żoną Roberta Piotrkiewicza, która opowiadała o jego wspaniałym występie. Mało kto jednak z nas się odzywał, gdyż każdy widział jak rywalizacja przebiegała i kto jaką formę prezentował. Jechaliśmy sobie beztrosko. Nagle spostrzegłem, że usilnie próbuje wyprzedzić nas lekko zdezelowane, trudnej do określenia marki auto z trzema roześmianymi kobietami na pokładzie. Po dłuższej chwili starań ich manewr zakończył się sukcesem. Nasz kierowca, nie chcąc być dłużny, dokonał podobnego działania i ostatkiem możliwości technicznych pojazdu wyprzedził je bez zastanowienia. Auta względem siebie powróciły do pierwotnego położenia. Fakt ten, jak było widać, zaskoczył trochę niewiasty, siedzące w zdezelowanym aucie, które nie wyglądały na specjalnie uradowane. Ja, korzystając z okazji, wystawiłem rękę przez okienko i zrobiłem 2 zdjęcia swoim cyfrowym aparatem. Jechaliśmy dalej jakieś 5 minut, po czym napotkaliśmy pierwsze światła. Nagle okazało się, że jedna z kobiet była do tego stopnia zbulwersowana moim zachowaniem, że wysiadła z auta i podeszła do okna kierowcy. Ni z gruszki ni z pietruszki zaczęła strasznie krzyczeć po arabsku. Kierowca nic nie rozumiał, o co chodzi. Podobnie z resztą jak my był zupełnie zaskoczony. Puścił do mnie oko i pokiwał z humorem, żebym się nie martwił, bo nic się nie dzieje. Po chwili jechaliśmy dalej. Mieliśmy jeszcze około 10 minut zanim dotarliśmy do lotniska. Kiedy pierwsi pasażerowie zaczęli wysiadać, okazało się kobieta ze skrzyżowania jest również na lotnisku. Gdy tylko nas zobaczyła, podniosła straszny raban, na podobieństwo tamtego na drodze. Nikt początkowo się nią nie przejmował, ale zjawiła się druga i zaraz po chwili trzecia. Wszyscy już wysiedli z autobusu i dalej niewiele nimi się przejmując skierowali się do odkrytego furgonu po swój bagaż. Wtedy kobieta krzyknęła – dokąd!? Niegdzie nie pójdziecie! TO JEST BAHRAIN! Tym razem jednak krzyk wydawał się bardziej przerażający, gdyż wokół nas była masa ludzi i afera rozgorzała już na całego. Nagle zaczęła krzyczeć „Policja!”. Wszyscy stanęli jak wryci. W tym momencie miałem już swój bagaż, a aparat dałem Bogdanowi Szczotce, kasując wcześniej ostatnie dwa zdjęcia. Wchodząc na lotnisko wiedziałem, że pewnie kierowca mnie wskaże, dlatego chciałem uniknąć komedii. Nie musiałem długo czekać. Za chwile zobaczyłem 4 policjantów kontrolujących każdy aparat fotograficzny. Gdy emocje ostygły i sytuacja wydawała się opanowana, jeden z nich podszedł do mnie wraz z tą kobietą, miałem im pokazać swoje zdjęcia. Bogdan ukradkiem podał mi aparat, generalnie uznaliśmy, że zagrożenie ustało. W głębi duszy nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. W tym czasie kobieta i policjant bacznie oglądali fotografie. Ostatnie, jakie były, to te, które zrobiłem siedząc na przednim siedzeniu w koszulce organizatora zaraz po wejściu do autobusu. Policjant widząc, że zawartość aparatu nie budzi podejrzeń, uspokoił kobietę. Powiedział jej, że chyba jednak coś się jej przywidziało, chodziło o ten błysk flesza w trakcie jazdy. Ta dała wiarę geniuszowi funkcjonariusza i odpuściła dalszy atak. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, gdyż było gorąco. Nie wiemy, jak skończyć się mogło to zajście. Samolot przecież na nikogo by nie czekał, gdyby policja zatrzymała kogokolwiek, a zostać samemu na pastwę losu nie byłoby fajnie. Tym bardziej nieznane są konsekwencje, z jakimi przyszłoby się borykać, gdyby kobieta dopięła swego i znalazła zrobione przeze mnie fotki. Być może fotografowanie kobiet jest zabronione lub też owe kobiety były nietykalne w rozumieniu tamtejszego prawa, nie wiem. Przyznam się, że do dziś nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło, ale przekonany jestem, że mieliśmy dużo szczęścia.