Do innych anabolików, nowszej generacji, należy zaliczyć trenbolon (czyli Parabolan) wyprodukowany po tą nazwą po raz pierwszy przez francuską firmę Laboratories Negma w 1980 roku. Trwały jednak dalsze prace nad innymi pochodnymi testosteronu oraz innymi anabolikami. Estry testosteronu od lat 40. były stosowane w leczeniu stanów chronicznego osłabienia i wycieńczenia organizmu, a także urazów (także tych odniesionych na polu walki) i oparzeń.
Nie był to idealny środek, dlatego też od lat 60. do końca 70. wprowadzono do użytku medycznego takie substancje jak oksymetolon, wynaleziony w 1960 roku przez międzynarodowy koncern farmaceutyczny Syntex (przypadki anemii i poparzenia).
Oxandrolon wynaleziony został przez firmę Serale z USA w 1964 roku (pobudzał wzrost dzieci, a następnie był stosowany pomocniczo przy łagodzeniu objawów HIV). W późniejszym okresie stworzono także różne formy estrów nandrolonu (pomocniczy przy rekonwalescencji, oparzeniach i osteoporozie).
Szczególnie szybko wycofano w większości krajów oksymetolon. Już w 1993 roku zaprzestano produkcji tego leku, bo choć był bardzo skuteczny, to skutki uboczne powstałe w wyniku jego stosowania oraz powikłania chorobowe nie były tego warte. Zastąpił go na rynku dużo słabszy, ale bezpieczniejszy enantan metenolonu (Primobolan), który został wyprodukowany na początku lat 60. przez niemiecką firmę Schering AG, lub w tym samym okresie przez Organon Etylostrenol o nazwie handlowej Maxibolan (który jako lek w ogóle się nie sprawdził). Jako ciekawostkę należy dodać, że został on opracowany jako wydajny lek, a nie jak głoszą plotki „środek specjalnego przeznaczenia dla sportowców wymyślony w ZSRR (zwany Silabolin).
Od tego momentu ilość środków anabolicznych zaczyna się niesamowicie rozrastać. Pojawiają się nawet anaboliki weterynaryjne, przeznaczone oczywiście dla zwierząt: undecylenian boldenonu lub propionan drostanolonu. To stosunkowo młode środki, niestety szybko wypatrzone przez sportowców. Aby sprostać lawinie nowych środków w sporcie, komisje antydopingowe i rządy wielu krajów wprowadzają specjalne określenia środków dopingujących i metod dopingu, które są zakazane. Aby je usystematyzować podzielono je na klasy: stymulanty (środki pobudzające) – klasa S1, narkotyczne środki przeciwbólowe – klasa S2, kanabinoidy (haszysz i marihuana) – klasa S3, środki anaboliczne (anaboliki) – klasa S4, hormony peptydowe (pokrewne i ich analogi) – klasa S5, beta-2 agoniści – klasa S6, środki antyestrogenowe – klasa S7, środki maskujące – klasa S8, glukokortykosteroidy – klasa S9, beta blokery – klasa S10.
Jednak postęp naukowy i wyścig producentów ciągle trwa. Jako przykład można podać dostępne także u nas prohormony. Jako pierwszy na początku lat 90. pojawił się na rynku androstendion, a zaraz potem DHEA (który miał wspomagać gospodarkę hormonalną starzejących się mężczyzn). Potem prawie równocześnie pojawiły się preparaty zawierające: 4-androstendiol, 5-androstendiol, 19-norandrostendion i 19-norandrostendiol. Są one podobne strukturą i przekształcają się w organizmie w doskonale znany testosteron i nandrolon, dlatego też wyniki badań dopingowych są po ich zażywaniu pozytywne.
Jednak lawina ruszyła i obecnie coraz to nowe firmy produkują prohormony, które są na krawędzi legalności i wchodzą już w sferę dopingu. Ciężko dziś stwierdzić, jakie będą skutki zażywania tych chemicznych hybryd za kilka lat. Starsze anaboliki zostały już dość dobrze poznane i opisane, natomiast prohormony to niepewna nowość. Wiemy, że te pierwsze, starsze prohormony silnie podnosiły poziom estrogenu i obniżały poziom zdrowego cholesterolu (HDL) oraz podwyższały ciśnienie. O tych najnowszych niewiele wiemy, więc ich użycie to loteria. Z drugiej strony, patrząc na ogromną falę podróbek środków dopingujących (także anabolików) i fakt, że handel nimi jest zabroniony (a prohormonami nie), może to się wydawać jakąś alternatywą. Warto tu przypomnieć, że 22 października 2004 roku została podpisana w USA ustawa „Anabolic Steroid Control Act of 2004”, która zabrania handlu sterydowymi środkami na terenie Stanów Zjednoczonych, a prace nad podobną ustawą są prowadzone w Unii Europejskiej.
Na zakończenie warto wspomnieć o tym, dlaczego rozpoczęto prace nad anabolikami, a właściwie nad ich prekursorem – testosteronem. Nauka o wydzielaniu dokrewnym – endokrynologia – miała swoje korzenie w pierwotnej zasadzie medycznej, znanej jako „similia similibus”, nakazującej leczenie danego narządu takim samym. Dlatego też już starożytni lekarze zalecali spożywanie np. serc zwierzęcych dla poprawy odwagi, a rzymski uczony Pliniusz Starszy zalecał leczenie impotencji poprzez spożywanie zwierzęcych jąder. Ta tradycja zachowała się przez stulecia, bo podobne zapisy widzimy u Johannesa Mesue (777–857), a także w dziejach późniejszych (kompendium dla lekarzy niemieckich z 1754 roku). To właśnie zainspirowało dwóch austriackich badaczy – Oskara Zotha i Fritza Pregla (otrzymali w 1923 roku Nagrodę Nobla). Sprawdzali oni czy wstrzykiwanie ekstraktu z jąder byka poprawia siłę uścisku dłoni. W 1896 roku opublikowali swoje badania, co przyczyniło się do dalszego rozpowszechniania tych praktyk. W 1891 roku rosyjski chemik Aleksander von Pohel wyodrębnił kryształy sperminy. Dalsze prace w odpowiednim kierunku poprowadził francuski naukowiec Charles Edouard Bron-Sequard. 1 czerwca 1885 roku sporządził stężony, sterylny wyciąg z jąder psów i świnek morskich i udowodnił swoją hipotezę, że może on zawierać naturalne regulatory funkcji organizmu (w 1905 roku nazwano je hormonami). Dalej odkrycia potoczyły się lawinowo. Niemiecki lekarz Adolf Butenandt uzyskał androsten, a dalej był tylko krok do opisanego powyżej odkrycia testosteronu.
Smutny w tej historii jest fakt, że człowiek, który bezpośrednio przyczynił się do rozwoju badań nad testosteronem – doktor Butenandt swoje eksperymenty dalej przeprowadzał od 1943 roku w obozach hitlerowskich, gdzie poddawał więźniów kuracjom hormonalnym i potwierdził ich rakotwórcze działanie.