Uwaga: Opinie wyrażone w tym artykule nie muszą odzwierciedlać poglądów redakcji magazynu bądź jego wydawcy. MD nie popiera stosowania nielegalnych środków wspomagających w kulturystyce ani jakimkolwiek innym sporcie. MD nie popiera też nadużywania środków legalnych w jakimkolwiek celu.
Cześć. Domyślam się, że moja odpowiedź zainteresuje pewnie wiele osób, bo sam już kilkakrotnie spotkałem się z tym pytaniem. Otóż sytuacja wygląda w ten sposób, że, jak pewnie wiesz, BCAA to tzw. aminokwasy rozgałęzione i zaliczają się do nich 3 aminokwasy: izoleucyna, leucyna i walina. Proporcje między nimi w różnych preparatach bywają różne. Z tego co wiem, firmy odżywkowe mogą od producentów surowców kupować albo gotowe preparaty BCAA w różnych proporcjach, albo pojedyncze aminokwasy, oddzielnie izoleucynę, leucynę i walinę i same komponują konkretny preparat, w zależności od zapotrzebowania klientów.
Przyjmuje się, że najważniejszym z tych aminokwasów jest leucyna – zresztą, jeśli czytasz uważnie MD i śledzisz trochę to, co się dzieje w suplementacji, pewnie dawno to zauważyłeś. Leucyna jest także wprowadzana przez wiele firm jako oddzielny suplement, ma ona naprawdę wiele pozytywnych funkcji i jej rola jest nie do przecenienia. Dlatego też uważa się, że spośród 3 aminokwasów rozgałęzionych powinno być jej najwięcej. Ale znam też inną teorię.
Otóż jednym z najpopularniejszych antykatabolików jest HMB. HMB jest metabolitem leucyny właśnie, czyli krótko mówiąc, HMB to taka ulepszona leucyna. Teoria, którą ja znałem jest taka, że jeśli przyjmujesz w okolicach około treningowych HMB (a wiele osób tak robi) wtedy najlepiej przyjmować BCAA o największej zawartości izoleucyny, ponieważ leucynę dostarczasz już w postaci HMB i wtedy takie dwa preparaty doskonale się uzupełniają, dając optymalną antykataboliczną formułę. I takie właśnie BCAA, o zwiększonej ilości izoleucyny, produkował dotychczas Vitalmax.
Ja też jadę na tych aminokwasach od 8 lat, odkąd Vitalmax dostarcza mi produkty. Najpierw były to aminokwasy w standardowych kapsułkach, a odkąd Vitalmax wprowadził serię Mega Capsules® biorę duże kapsułki. I też zawsze byłem z nich zadowolony. Jakiś czas temu zmieniono formułę i teraz stosuję te nowe. Też jestem zadowolony, ale szczerze mówiąc przy całym moim arsenale suplementów (a wierz mi, że idzie tego bardzo dużo), fakt, że w kapsułce jest 450 mg leucyny i 225 mg izoleucyny, a kiedyś było odwrotnie, nie ma większego znaczenia i można nie zauważyć żadnej różnicy. Oczywiście zawsze lepiej mieć coś o minimalnie lepszym składzie niż coś o minimalnie gorszym, ale BCAA nie są suplementem, który od razu daje jakieś widoczne, spektakularne efekty. To preparat, który w organizmie wykonuje mozolną, mało efektowną pracę, ale w końcowym rozrachunku praca ta jest dla organizmu bardzo cenna.
Jako ciekawostkę powiem Ci, że proporcje te zmieniono na prośbę czeskich zawodników. Jak pewnie wiesz czeski oddział Vitalmaxa sponsoruje całą plejadę kulturystów, na czele z legendą tego sportu Pavolem Jablonickim i zdobywcą 2. miejsca na Arnold Amateur (w swojej kategorii) i zwycięzcą kategorii ciężkiej na tegorocznych zawodach Mr. Olympia Amatorów, Tomasem Buresem. Poza nimi jest w teamie Vitalmaxa jeszcze kilku bardzo dobrych zawodników i to oni poprosili właściciela Vitalmaxa, żeby jednak zmienił te BCAA na 2:1:1, bo takie właśnie chcieli mieć.
Reasumując, aminokwasy rozgałęzione, które Vitalmax ma obecnie są na pewno bardziej nowoczesne i lepsze od tych, które były od zawsze, ale poprzednie również zaliczały się do pierwszej ligi. Różnica może być nawet niezauważalna w praktyce, przynajmniej nie w krótkim czasie. A jeśli chcesz poczytać więcej o nowych BCAA Vitalmaxa wejdź na www.megacapsules.pl, tam będziesz miał też dokładny ich opis.
Zanim przejdę do konkretów, po raz kolejny apel do czytelników. Jeśli chcesz zadać pytanie i otrzymać właściwą, ułożoną pod Ciebie odpowiedź, podaj jak najwięcej informacji o sobie. Niestety, Ty poza treningiem nie podałeś nic. Ani wieku, ani stażu treningowego, ani sposobu odżywiania, ani typu sylwetki, ani rodzaju wykonywanego zajęcia (szkoła, praca umysłowa czy fizyczna), czyli informacji bardzo ważnych i mających wpływ nie tyle na dobór ćwiczeń, ale na częstotliwość i objętość treningu.
Poza tym proszę w takich przypadkach starać się w miarę precyzyjnie podawać, jakie ćwiczenia wykonujecie. Napisałeś cały plan treningowy, ale zrobiłeś to trochę „na odwal”, bo ćwiczenia takie jak „tył barku”, „francuz siedząc”, „pompka tricepsowa”, „hantel za głowę” czy „modlitewnik” mogą mieć wiele wersji i nie jestem w stanie rozszyfrować czy modlitewnik robisz ze sztangą czy ze sztangielką, czy może na jakiejś maszynie, a co robisz na „tył barku”, tego nie wiem kompletnie.
W każdym razie spróbuję poruszać się w tym co wiem i czego mogę się domyślać. Po kolei.
Wtorek: zdecydowanie za duża objętość treningu, zmniejsz ilość ćwiczeń na klatkę i triceps. Odrzuć jeden ze skosów z hantlami, jeżeli masz problemy z górą klatki, objętością itp. – odrzuć ten dolny. Jeżeli brakuje Ci „podcięcia” klatki od spodu i umięśnienia dolnego rejonu mięśni piersiowych, wtedy dodatni skos wyrzuć z planu, a jako drugie ćwiczenie wykonuj skos ujemny z hantlami lub sztangą. Przy odrzuceniu któregoś z nich, dodaj czwartą serię do drugiego ćwiczenia.
Rozpiętki ze ściąganiem linek na bramie wykonałbym w 3 seriach łączonych zamiast robić je osobno. Spowoduje to znacznie lepszy przepływ krwi w rejonie klatki piersiowej i większą intensywność treningu.
Sugeruję więc 3 serie łączone: rozpiętki poziom + spięcia na bramie. Wykonujesz jedno ćwiczenie, ilość powtórzeń 10−12 i od razu przechodzisz do drugiego ćwiczenia i podobnej liczby powtórzeń. Dodatkowo, dla urozmaicenia planu treningowego, możesz zmieniać co tydzień lub 2 tygodnie rozpiętki na butterfly’a.
Na triceps, który pracuje przy każdym ćwiczeniu, które wykonywałeś chwilę wcześniej przy treningu klatki, masz zdecydowanie za dużo ćwiczeń. Jeżeli chcesz trzymać się takiego układu treningowego (klatka + tricepsy na jednej sesji treningowej), to zmniejsz trening trójgłowych ramienia do 2, maksymalnie 3 ćwiczeń. Jako pierwsze podstawowe, mocne wyciskanie francuskie ze sztangą w leżeniu lub siadzie, jako drugie pompki na poręczach (najlepiej z obciążeniem), na koniec ewentualnie prostowanie ramion na wyciągu górnym.
Pamiętaj, że w tym sporcie więcej nie zawsze znaczy lepiej. Dlatego aż 4 ćwiczenia na triceps po 4−5 ćwiczeniach na klatkę, gdzie prócz klatki najbardziej pracują właśnie tricepsy, to krótka droga do przetrenowania tych mięśni i stracenia na ich sile i obwodach, a nie ich rozwijania.
Środa: po dość mocnym wtorku masz kolejny ciężki dzień treningowy. Jeżeli możesz trening wtorkowy wykonywać w poniedziałek – zrób to, jeżeli nie, to niech tak zostanie. Trening pleców jest kiepski. Plecy trzeba potraktować wieloma ćwiczeniami i tu ich ilość jest w porządku (5), ale sam ich dobór jest słaby. Jako pierwsze ćwiczenie zdecydowanie polecam podciągania i w zależności, z którą częścią pleców masz problem, stosujesz różne chwyty. Jeśli masz słabo rozwinięte najszersze, to wykonuj podciągania szerokim nachwytem do klatki, jeśli kuleje grubość pleców to podciągania podchwytem do czoła, najlepiej z obciążeniem itd.
Jeżeli masz problemy z podciąganiem i dlatego nie uwzględniłeś tego ćwiczenia w planie treningowym, to wykonuj jako pierwsze ćwiczenie ściąganie wyciągu górnego do klatki. Nie rób w ogóle ściągania zza kark, jest to nienaturalny ruch stawów barkowych, mocno kontuzjogenny i niepolecany w treningach grzbietu. Najdziwniejsze jest połączenie, które wiele osób robi i widzę je też u Ciebie, czyli wykonywanie obu tych ćwiczeń jedno po drugim (ściąganie do klatki i zza karku). Pomijając już kwestię, o której wspomniałem przed chwilą, to po co dublować prawie identyczne ćwiczenie? Ta zmiana ruchu niewiele wnosi, jeżeli chodzi o atak mięśni grzbietu pod innym kątem niż drugie ćwiczenie – to tylko niepotrzebna strata czasu i energii. Tak więc wykonuj więcej serii (4−6), ale tylko ściągania do klatki górnego wyciągu.
Kolejnymi podstawowymi ćwiczeniami jest wiosłowanie sztangą lub zamiennie, jak w Twoim przypadku, hantlem, ewentualnie półsztangą i martwy ciąg. Oba ćwiczenia uwzględniłeś w planie treningowym, także jest OK. Zmieniłbym tylko kolejność, wiosłowanie daj jako drugie ćwiczenie, gdy masz jeszcze bardzo dużo siły i nie bój się zakładać tutaj dużych obciążeń, ponieważ by rozbudować mocny, gruby i silny grzbiet trzeba używać dużych ciężarów. Martwy ciąg może być na końcu treningu, gdy już jesteś solidnie rozgrzany. Jeśli jednak kiedyś będzie Ci zależało na poprawie siły w tym jednym z trzech podstawowych bojów siłowych, to rób MC na początku treningu pleców. Nie zapominaj oczywiście o solidnej rozgrzewce – prócz standardowej rozgrzewki, sporo krążeń tułowia i bioder, 2−3 serie skłonów na ławce rzymskiej i 1−2 serie rozgrzewkowe z dużą ilością powtórzeń zanim przejdziesz do zasadniczych, ciężkich serii martwego ciągu.
Dolny wyciąg do brzucha z samego początku treningu pleców daj na sam koniec najszerszego (przed martwym).
Trening bicepsów wygląda OK. Tutaj obowiązuje podobna zasada jak przy treningu tricepsów po klatce, bicepsy już będą mocno przemęczone po treningu grzbietu, bo pracują w każdym z ćwiczeń, które robisz na plecy, więc lepiej zrobić np. 2 mocne i podstawowe ćwiczenia (sztanga prosta stojąc + modlitewnik np. ze sztangą łamaną) niż rzucać się na 3−4 ćwiczeniach po kilka serii. W ten sposób nic nie osiągniesz, prócz ewentualnego niepotrzebnego przetrenowania. Bicepsy są mniejsze od tricepsów i o tym też należy pamiętać przy układaniu planów treningowych i objętości treningu na daną partię mięśniową.
Piątek i sobota: jeżeli koniecznie chcesz wykonywać drugi trening ramion, to na pewno nie takim układzie, że robisz znowu ciężki i osobne treningi dla tricepsów i bicepsów. Masz z nimi problem – rozumiem, że chcesz je trenować mocno i częściej, ale nie tędy droga. Może właśnie dlatego, że trenujesz je tak często, nie reagują one na bodźce treningowe i nie rozwijają się jak należy.
Moja propozycja: w piątek zrób sam trening nóg, ten który opisałeś wygląda w miarę OK. Wyrzuć tylko te wykroki z hantlami, ewentualnie stosuj je zamiennie np. z wypychaniem na suwnicy. W sobotę za to wykonaj najpierw trening barków, a potem w superseriach trening łap.
Trening barków – tu widzę kolejne błędy. Podstawowa rzecz, to podobnie jak w przypadku treningu grzbietu, wykonywanie bardzo kontuzjogennego i nienaturalnego ruchu, jakim jest wyciskanie sztangi zza karku. Wywal to i zastąp wyciskaniem sprzed klatki, ewentualnie push press’em lub wyciskiem żołnierskim. Następnie możesz wykonać pozostałe ćwiczenia (czyli na boczny akton, przedni i tylni) jedno po drugim, ilość serii raczej w okolicach 3 w każdym ćwiczeniu, nie więcej.
Możesz też wykonać całość w potrójnej serii, czyli robisz jedno ćwiczenie po drugim: unoszenie bokiem, od razu po nim unoszenie przodem hantli i następnie unoszenie w opadzie.
Ilość powtórzeń w danym ćwiczeniu 10−12 i całość to 1 seria. Zrobisz 3 takie potrójne sety i Twoje naramienne będą miały ochotę wybuchnąć! Znacznie zwiększa to też intensywność treningu i daje nowe bodźce do rozwoju naszych barków, aby wyglądały z czasem jak porządne kule armatnie, nadając sylwetce szerokości.
Nie dubluj szrugsów – po co? Wybierz jedną opcję albo sztanga, albo hantle i zrób 3−4 serie na koniec treningu. Ewentualnie zamiennie co tydzień sztanga/hantle.
Na koniec tego dnia, po barkach, zrób 2 lub 3 (w zależności od siły i energii) superserie na łapę. Mocne treningi na trica i bica masz odpowiednio we wtorek i środę. Dlatego ten kolejny, trzeci trening ramion niech będzie inny, bardziej pompujący, krótki, ale bardziej intensywny niż poprzednie. Rób tu ćwiczenia izolowane, za to z większą ilością powtórzeń (12−15) i krótkim przerwami na odpoczynek. To ma być krótki i zabójczo intensywny trening.
Proponowane superserie:
1) Uginanie ramion z dolnym wyciągiem na bramie + pompki „tylne” na dwóch ławkach z obciążeniem lub gdy brakuje sił to bez niego.
2) Uginanie ramion na bramie, na wyciągach górnych obie dłonie jednocześnie + prostowanie ramion na wyciągu górnym z drążkiem lub linkami.
3) Uginanie ramion z hantlami z supinacją nadgarstka lub młotkowo lub jednorącz na modlitewniku + prostowanie ramienia ze sztangielką w opadzie.
Zrób 2−3 takie superserie, a zobaczysz po treningu co to znaczy pompa mięśniowa ramion.
Atleta Łódź na Allegro
W tym miejscu pozwolę sobie na małą kryptoreklamę. Jak wiecie, od niemal 8 lat moim sponsorem jest Vitalmax. Macierzystą siedzibą tej firmy jest istniejący od 15 lat w Łodzi sklep „Atleta”. Ponieważ od lat zaopatruję się tam ja i moi znajomi, mogę o chłopakach z „Atlety” pisać tylko w superlatywach na co oczywiście nie ma wpływu fakt, że jestem przez nich sponsorowany.
W każdym razie, od jakiegoś czasu, oprócz sklepu stacjonarnego i internetowego (atleta.pl) weszli oni także na Allegro. Mają tam sklep pod nickiem ATLETA-LODZ i prosili żeby poinformować o tym czytelników MD. Jeśli więc ktoś kupuje Vitalmaxa i interesuje go zakup towaru z pierwszej ręki, bezpośrednio od dystrybutora, to do Atlety z Łodzi. Wiem, że na Allegro wystawiają oni też produkty innych firm, Fitness Authority, Fitmaxa, Treca, Sciteca i pewnie wiele innych.
Mogę tylko zapewnić, że to pewny i uczciwy sprzedawca, towar od nich jest świeży i nikt tu nie bawi się w jakieś tańsze wynalazki od niesprawdzonych dostawców.
Nie do końca jest tak jak napisałeś. Nie przygotowywałem się w ten sposób do zawodów. Owszem, dołączyłem sztuki walki w pewnym okresie dla urozmaicenia swoich treningów, ale był to tylko dodatek do standardowych treningów. Głównie były to treningi bokserskie, trening na worku itp. Do zawodów przygotowywałem się, stosując trening obwodowy na siłowni jako alternatywę dla tradycyjnych, nużących i długich treningów aerobowych. Pisałem o tym w poprzednim wydaniu MD.
Nie mogłem postawić na trening sztuk walki jako priorytet podczas redukcji, ponieważ przy mojej masie ciała tego typu wysiłek mógłby okazać się nienajlepszym rozwiązaniem. Przede wszystkim zwiększa ryzyko odniesienia kontuzji, np. przy złym wyprowadzeniu ciosu lub jego otrzymaniu. Trenowałem rekreacyjnie i bardziej pod kątem poprawy wytrzymałości i kondycji, nie traktowałem tego jako podstawowy trening wspomagający spalanie tkanki tłuszczowej. Nie będę ukrywał, że taki trening był dla mnie mocno wyczerpujący i nieźle dawał w kość. Zresztą, jeśli ważysz 116–117 kg i do tej pory nie trenowałeś sztuk walki, to jak spróbujesz, zobaczysz o czym mówię.
Jeżeli już zdecydujesz się na tego typu trening, jako alternatywę dla treningu aerobowego, to na pewno podstawą powinna być solidna i mocna rozgrzewka. Oczywiście, w zależności na jaką sztukę walki byś się zdecydował, ta rozgrzewka musi wyglądać trochę inaczej. Na pewno inna będzie w przypadku boksu, a inna przy BJJ czy innych stricte grapplingowych sztukach walki (zapasy, BJJ, judo, sambo). Oczywiście podstawy będą podobne, dlatego na pewno najpierw ogólna rozgrzewka całego ciała, np. na skakance lub jeżeli na sali występują maszyny aerobowe, to na rowerku stacjonarnym, bieżni, itd. Po ok. 10−15 minutach takiego wysiłku należy przeprowadzić dodatkową rozgrzewką danych partii ciała, nie polecam od razu przeskoczenia na worek czy rozpoczęcia treningu w inny sposób.
Pamiętaj, by rozgrzać przede wszystkim stożki rotatorów mięśni naramiennych. Najprościej jest to wykonać w następujący sposób: łapiesz niewielkie hantelki, unosisz je w górę, tak jak do pozycji wyjściowej wyciskania hantli na barki w staniu lub siadzie, następnie nie zmieniając pozycji w stawie łokciowym (między przedramieniem a ramieniem zachowaj kąt prosty), wykonujesz ruch w stawie barkowym opuszczając dłonie w dół – koniec ruchu wygląda następująco: dłonie z hantelkami skierowane do ziemi i nadal kąt prosty między ramieniem, a przedramieniem. Następnie powrót w górę i tak kilkanaście razy.
Jedna z najczęściej spotykanych kontuzji na siłowni i nie tylko to uszkodzenia barków, dlatego trzeba o nie zadbać w pierwszej kolejności. Następnie podstawowe wymachy ramion, krążenia tułowia i bioder itp. Potem przejście do treningu sztuk walki. Jaki to ma być konkretnie trening – najlepiej zapytać jakiegoś doświadczonego zawodnika konkretnej sztuki walki, którą zamierzasz trenować, na pewno na sali w danym klubie znajdziesz kogoś takiego.
Jak wspomniałem, ja nie stosuję takiej formy wysiłku jako alternatywy dla aerobów, ponieważ nie mógłbym ryzykować głupiej kontuzji, np. po pół roku ciężkich przygotowań do zawodów. Dlatego preferuję wspomniany wcześniej trening obwodowy.
Robię go najczęściej rano, kiedy jest mniej ludzi i mogę spokojnie przeskakiwać z jednego stanowiska na drugie. Z reguły wykonuję 3−4 obwody złożone z 9−12 ćwiczeń. W każdym ćwiczeniu minimum 15 powtórzeń (w niektórych nawet więcej), dodatkowo stosuję progresję ciężaru między obwodami. Między ćwiczeniami nie ma żadnej przerwy, oprócz tej, która zajmuje mi przejście z jednego miejsca na drugie. Między obwodami przerwa jest również jak najkrótsza, z reguły są to 2−3 min na uspokojenie oddechu czy napicie się wody lub izotonika.
Jeżeli nie pasują Ci tradycyjne aeroby, możesz też spróbować treningu interwałowego tzw. HIIT. To intensywny trening, krótszy od normalnych aerobów, spalający tkankę tłuszczową w czasie wysiłku i jeszcze długo po jego skończeniu. Trening z reguły nie trwa dłużej niż 15−20 min. Jeżeli o nim nie słyszałeś lub go nie znałeś, to poczytaj moją rubrykę z poprzednich miesięcy, w której już niejeden raz o nim pisałem. Powodzenia!
Jeśli pytasz o mój trening obwodowy, to stosuję go tylko w czasie przygotowań do zawodów. Trening w takiej formie zastępuje mi monotonne aeroby i zaczynam go zazwyczaj około 3 miesięcy przed samymi zawodami, kiedy to koncentruję się już na spaleniu tkanki tłuszczowej oraz poprawie jakości umięśnienia. Oczywiście najważniejszą rolę odgrywa na tym etapie dieta i od niej trzeba zacząć etap redukcji, ale o tym pewnie wiesz.
Kiedy wykonuję trening obwodowy? Najczęściej jest to mój pierwszy trening, po pierwszym posiłku. Po „obwodówce” spożywam wszystko to, czego potrzebuje organizm (antykataboliki, węgle, białka), a później mam kilka godzin przerwy na regenerację, a nawet krótki sen. Wieczorem mam drugi trening − siłowy. Siłowo codziennie trenuję jedną, maksymalnie dwie grupy i do tego obwód. Wygląda to np. tak:
poniedziałek − rano obwód, wieczorem klatka
wtorek − rano obwód, wieczorem biceps, triceps
środa − rano obwód, wieczorem nogi
czwartek − rano obwód, wieczorem barki
piątek − rano obwód, wieczorem plecy
sobota, niedziela – odpoczynek (w te dni bardzo często chodzę na basen lub do sauny − a po saunie koniecznie beczka zimnej wody!).
W obwodzie muszą się znaleźć ćwiczenia na wszystkie grupy mięśniowe, a dla urozmaicenia i dla harmonijnego rozwoju sylwetki powinny być codziennie zmieniane. Ilość powtórzeń powinna być raczej średnia, mi akurat pasuje 15. Przerwa między obwodami bardzo krótka, dosłownie na uregulowanie oddechu. Konkretnie wygląda to tak:
1. obwód − wszystkie ćwiczenia wykonuję na minimalnym ciężarze, zawsze 15 powtórzeń
2. obwód − wszystkie ćwiczenia wykonuję na średnim ciężarze, zawsze 15 powtórzeń
3. obwód − wszystkie ćwiczenia wykonuję już na większym ciężarze, zawsze 15 powtórzeń
4. obwód − wszystkie ćwiczenia wykonuje na dużym ciężarze. Z doświadczenia wiem, że jest już wtedy bardzo ciężko, ale nie zmienia to zasady, że robię też 15 powtórzeń, choćby na raty.
Dokładnie sprawdzam zegarek, wszystko musi mi zająć ok. 30 min. Jeśli mam dobry dzień i jestem w niezłej dyspozycji ćwiczę 40 min. Liczba obwodów zależna jest od tego czasu, gdy ćwiczę 40 min dodaję wtedy ich ilość.
Trening dla Tele 5
Dwa miesiące temu opisywałem jak nagrywaliśmy dla „Akademii Fitness i Kulturystyki” w Tele 5 mój trening, a precyzyjniej − zasady treningowe Weidera. Skończyłem historię na tym, że w połowie nagrywania materiału złapałem bolesną kontuzję grzbietu. Na szczęście pobolało kilka dni i przeszło samo. Na początku października, raz jeszcze, w łódzkiej siłowni Strefa-G zebrała się cała ekipa Tele 5 i dokończyliśmy nagrywanie sesji. Tym razem obyło się bez niespodzianek, przyjechało więcej osób odpowiedzialnych za realizację programu, drugą część kręciliśmy na dwie kamery, więc wszystko poszło szybko i gładko. Myślę, że odcinki pójdą do emisji na początku roku 2011. Zapraszam do oglądania, bo w nowym roku będzie się trochę działo w „AFiK”.
Towar w Egipcie c.d.
Stali i czytelnicy mojej rubryki w MD pewnie pamiętają artykuł zamieszczony w numerze z listopada 2009 r., w którym opisywałem perypetie mojego kumpla Tomka, który próbował wwieźć do Polski trochę koksu zakupionego na wakacjach w Egipcie. Dla tych, którzy MD czytają od niedawna, lub nie pamiętają tematu, przypomnę, że Tomek, będąc na wakacjach w Egipcie, zakupił sobie, jak sporo pakujących Polaków jeżdżących do kraju faraonów, w miejscowej aptece troszkę towaru na własne potrzeby. Było tam trochę Sustanonu, trochę egipskiego teścia, Clomidu, Nolvadexu, HCG. Kilkadziesiąt sztuk wszystkiego, łącznie za ok. 1500 zł. Ale gdy celnicy na lotnisku wywalili wszystko to na stół, to zrobiła się z tego niezła kupka. Pogranicznicy oraz miejscowi stróże prawa zrobili akcję jak gdyby schwytali jakiegoś kolumbijskiego mafioso zaopatrującego pół Polski w śmiercionośne tabletki.
Koniec końców Tomek odsiedział dobę na dołku, towar został skonfiskowany, jego zeznania spisane, później go wypuszczono i kazano czekać na ewentualne zarzuty ze strony prokuratora. Na tym skończyłem historię rok temu i wiem, że niektórzy są ciekawi, co działo się dalej. Otóż od tamtych dni, czyli od połowy sierpnia 2009, do dnia, gdy piszę ten tekst (koniec listopada 2010) z prokuratury, policji ani straży granicznej nie było żadnego odzewu. Kompletna cisza. Ponieważ policjanci przeprowadzający rutynowe czynności okazali się zdecydowanie bardziej kumaci od pograniczników, więc Tomek został wtedy przesłuchany jako świadek, a nie podejrzany. Poinformowano go, że prokurator zdecyduje na podstawie przesłuchania i innych informacji, czy postawić mu zarzuty czy nie.
I do dziś Tomek nie wie czy prokurator już coś zdecydował, czy sprawa może się przedawnić. Z jednej strony ma numer telefonu do policjantów, którzy prowadzili tę sprawę i zastanawia się czy nie zadzwonić i wypytać co się dzieje. Bo jeśli prokurator umorzył ją ze względu np. na znikomą szkodliwość czynu, czy nie stwierdził przestępstwa, to niech oddadzą towar, który zarekwirowali, póki daty ważności są dobre. Ale z drugiej strony, może lepiej o sobie nie przypominać. Może sprawa poszła gdzieś na dno szuflady i wszyscy mają ważniejsze rzeczy na głowie niż drobny „przemytnik” z Łodzi. A jak się człowiek przypomni, to mogą się wkurwić, że tak bardzo szuka sprawiedliwości i mu ją dadzą. Tak źle i tak niedobrze.
Żeby było ciekawiej to w 2010 r. Tomek znów odwiedził Egipt, oczywiście nie celem zakupienia koksu, ale by odpocząć w jego nadmorskich kurortach. I tak chodząc po ulicach Hurghady, mijając apteki, znowu w oczy raziły go wielkie reklamy wszelkiej maści towaru, który z reguły reklamuje tam Ronnie Coleman. Wygląda to tak, że w witrynie apteki wisi wielki plakat Ronniego wraz z wizerunkami opakowań wszelkich dostępnych sterydów. A wszystko za grosze. No i jak się tu nie skusić?
Tomek znów zdecydował się na małe zakupy, ale tym razem zrobił wszystko według porad osób ze straży granicznej, które miał wątpliwą przyjemność poznać. Otóż prawo farmaceutyczne stanowi, że jednorazowo można wwieźć na teren Polski pięć opakowań jednostkowych leku bez recepty. A że Tomek był na wakacjach z żoną to kupił dziesięć sztuk tego, dziesięć czego innego, krótko mówiąc wszystkiego po dziesięć sztuk. Że niby jak się przyczepią to pięć strzałów teścia jest jego, a pięć żony.
Metoda wzięta żywcem z dawnych przemytniczych czasów w Polsce, gdzie przewoziło się jednorazowo tyle, ile było można fajek czy alkoholu. Zresztą tzw. „mrówki” działają chyba na wschodniej ścianie Polski do dzisiaj, więc łamanie prawa to nie jest, najwyżej jego małe naciągnięcie. Ale logika jedno, a nerwy drugie. Na całą akcję najbardziej wkurzona była żona Tomka, która rozumie pasję kumpla, ale po tym jak rok temu najadła się strachu i wstydu nie miała ochoty uczestniczyć w czymś takim ponownie.
Tym razem Tomek leciał i wracał z innego miejsca niż w ubiegłym roku, więc do końca nie było wiadomo czy przy kontroli paszportowej pogranicznikowi wyskoczy na monitorze jakaś informacja o ubiegłorocznych problemach. Po wylądowaniu emocje sięgały zenitu, rodzinka odprawiła się, czekała na bagaże, wreszcie walizki zaczęły wyjeżdżać. Większość walizek już znalazła swoich właścicieli, a torby mojego kumpla jeszcze nie wyjechały. Już miał przed oczami obraz, że zaraz wywołają go przez megafon po osobisty odbiór bagażu i wtedy… wreszcie ukazały się na taśmie jego walizy.
Tomek wziął swoje bagaże i praktycznie jako ostatni wychodził z pomieszczenia, gdy podszedł do niego celnik i poprosił o położenie walizek na taśmie do prześwietlania. Wprawdzie Tomek miał ze sobą te „czyste” walizki, a te z towarem wzięła żona, ale pomyślał, że to chyba nie może być przypadek, że koleś zatrzymał akurat jego spośród 150 pasażerów. Jednak po prześwietleniu bagaży celnik grzecznie podziękował i Tomek opuścił lotnisko.
Nie wiadomo co by było gdyby coś jednak znaleźli, czy te pięć opakowań na osobę by przeszło, czy znów byłyby problemy. W każdym razie, jeśli lecicie na wakacje do Egiptu, Turcji czy innego kraju, w którym możecie zaopatrzyć się w dobry i tani koks, miejcie na uwadze przepisy prawa farmaceutycznego. Jeśli mimo wszystko chcecie ryzykować to liczcie się, w razie wpadki, w najlepszym wypadku z konfiskatą towaru, a w najgorszym z grzywną i wyrokiem w zawiasach.
Grand Prix Pabianic w Trójboju Siłowym 2010
Jesienią 2009 r. odbyły się pierwsze zawody pod nazwą Grand Prix Pabianic w Trójboju Siłowym. W styczniu ubiegłego roku opisywałem tę imprezę, ponieważ dawałem na niej pokaz. Oprócz mnie przyjechał też Mariusz Bałaziński, kilka fitnessek, odbyło się parę innych pokazów. Impreza zasłynęła w naszym regionie tym, że organizatorom udało się na trybunach zebrać całą czołówkę życia politycznego Pabianic, z prezydentem miasta Zbigniewem Dychto na czele.
W 2010 r. pani Beata Nita oraz Tomasz Wojtal, właściciel siłowni Conan postanowili zrobić drugą edycję imprezy, ale z jeszcze większym rozmachem. Nie wiem czy to powodzenie zawodów w 2009 r., czy talenty menadżerskie tych osób sprawiły, że udało im się pozyskać, oprócz sporej rzeszy zawodników, masę osób do pokazów (kulturystów, fitnesski, tancerzy), a przede wszystkim całą gamę sponsorów. Wiem, że teraz czasy do poszukiwania sponsorów są ciężkie, firmy oglądają każdą złotówkę zanim ją wydadzą i nie jest łatwo kogokolwiek pozyskać. Natomiast tu aż roiło się od nagród dla zawodników i publiczności (główną nagrodą losowaną wśród widzów był niezłej klasy skuter), a na biletach, zaproszeniach i ścianach hali niemal brakowało miejsca dla wszystkich, którzy zdecydowali się wesprzeć imprezę.
Jednym z głównych sponsorów był Vitalmax. Wiem, że w ubiegłym roku szefowie Vitala byli zadowoleni z efektów marketingowych, więc tym razem weszli w większy sponsoring i oprócz ufundowania odżywek, ściągnęli też na zawody ekipę z „Akademii Fitness i Kulturystyki”. Tym samym małe, lokalne zawody w trójboju w Pabianicach będą miał swoją relację na antenie Tele 5. Z tego co mi wiadomo, nie będzie to relacja z samych zmagań trójboistów, ale bardziej przedstawienie otoczki imprezy, backstage itp. Ekipa przeprowadziła mnóstwo wywiadów, m.in. ze mną, z Mariuszem Bałazińskim, z obecną na zawodach Dorotą Galińską, z prezydentem Pabianic, z szefem Vitalmaxa na Polskę.
Wywiady przeprowadzał Łukasz Kurkowski z Warszawy, o którym pisałem w ubiegłym miesiącu przy okazji Pucharu w Zabrzu. Ten sam, który zgłosił się do Vitalmaxa o pomoc przed zawodami i zadebiutował w klasyku na PP. Po Pucharze współpraca pomiędzy Łukaszem a Vitalmaxem się rozwinęła. Okazało się, że Łukasz pracował kiedyś w TVP 3 jako dziennikarz, więc przyjechał tu pomóc w realizacji programu i przy okazji przeprowadzał wszystkie wywiady. Jednym słowem będzie co oglądać.
Na trybunach również zasiadło mnóstwo znanych w Pabianicach czy Łodzi osób. W tym roku obecność polityków była całkowicie uzasadniona – zawody odbyły się dwa tygodnie przed wyborami, więc wypadało się pokazać. Nawiasem mówiąc, prezydent Pabianic to naprawdę swój chłop. Bardzo sympatyczny facet, żaden sztywniak w garniturze.
Wracając do zawodów, organizatorzy zgłosili się do mnie, abym dał pokaz. Niestety, nie byłem jeszcze wtedy w formie, więc zaproponowali mi rolę arbitra. W ten sposób zadebiutowałem jako sędzia w trójboju siłowym. Ponieważ jednak nie za bardzo znam się na wszystkich technicznych niuansach jakie obowiązują w trójboju, więc nie chcąc nikogo skrzywdzić swoimi decyzjami, zostałem sędzią technicznym. Ustawiałem zawodników w odpowiedniej kolejności, ściągałem ich na stanowiska startowe itp. Sędziowaniem merytorycznym zajął się fachowiec, czołowy polski trójboista Marcin Laśkiewicz.
Wszystko zakończyło się powodzeniem, nikt nie miał pretensji o niesprawiedliwe czy nieumiejętne sędziowanie i organizatorzy odnotowali pełen sukces. Pewnie w 2011 r. będzie kolejna edycja imprezy. Jeśli tak, to już dziś mogę was na nią zaprosić, a na razie pozostaje obejrzeć relację w Tele 5.
Kalendarze Vitalmaxa AD 2011
Sponsorująca mnie Firma Vitalmax, jak zwykle, wypuściła kalendarz na nowy rok. Wzorem roku ubiegłego, wydrukowane zostały znowu dwie wersje − damska i męska. Do kalendarza przeznaczonego dla mężczyzn ponownie pozowała znana łódzka modelka, obecna także w MD i FA , Ewa Wojtasik, natomiast kalendarz dla pań to tym razem mała niespodzianka. Do tej pory był tam mój wizerunek, ewentualnie Pavola Jablonickiego. Tym razem został przedstawiony tam cały Vitalmax Team, tj. wszyscy czescy kulturyści sponsorowani przez Vitala i ja. Oprócz mnie i znanego wszystkim zawodowca Pavola Jablonickiego jest tam czterech mistrzów świata federacji NABBA: Petr Vanis, Jindra Michalek, Radek Lonc i Tomas Bures. To ci zawodnicy, którzy byli na stoisku Vitalmaxa na Pucharze w Zabrzu. Na czeskiej stronie vitalmax-news.cz, znajdziecie sporo ich zdjęć i filmów z pokazów czy treningów. Pooglądałem sobie to trochę i największe wrażenie zrobił na mnie najmniejszy z nich Jindra Michalek. W ciuchach się nie wyróżnia, nie ma porównania do kolosów jak Lonc czy Bures, ale na zawodach prezentuje się zdecydowanie najlepiej. Przepiękna sylwetka, sprawdźcie sobie.
Wracając do kalendarzy, są one już dostępne w całym kraju. Wiem, że można je dostać w sklepie „Atleta” w Łodzi gratis, jak jest w innych sklepach tego nie wiem, ale generalnie są one darmowe, tylko trzeba trochę poszukać.
Puchar Polski i Mistrzostwa Polski Juniorów i Weteranów w Zabrzu
Cały mój materiał w tym miesiącu chciałbym poświęcić najważniejszym zawodom sezonu jesiennego, które 16−17 października odbyły się po raz kolejny w Zabrzu.
Jak zwykle kategorii było bez liku, sam komunikat końcowy całych zawodów, z podziałem na wszystkie kategorie, liczył chyba siedem stron. Naprawdę rozmach imponujący! Nic dziwnego, skoro główny organizator, pan Jerzy Szymański, robi te zawody już od kilku lat i ma swój patent na szybki i sprawny ich przebieg. W związku z tym ani czas się nie dłuży, ani nikt się nie nudzi i nawet niektórzy zastanawiają się, dlaczego to się tak szybko skończyło. Wystarczy powiedzieć, że sobotnia część zawodów trwała zaledwie 2 godz. To chyba rekord świata!
Inna sprawa, że wszystko przebiegło tak szybko, ponieważ niektóre kategorie były bardzo skromnie obsadzone. W większości jednak było więcej niż pięciu zawodników, a sztandarowa kategoria zawodów, czyli kulturystyka mężczyzn, zgromadziła na scenie aż jedenastu uczestników.
Oczywiście nie będę Wam opisywał każdej kategorii i zdawał szczegółowej relacji, ograniczę się tylko do mojego subiektywnego komentarza różnych wydarzeń ze sceny i z kuluarów.
Na pewno objawieniem zawodów był junior Marek Dorosz, dwudziestolatek reprezentujący PowerPit Gdańsk. Nie tylko jednogłośnie wygrał swoją kategorię oraz open wśród juniorów, ale wystartował też w Pucharze Polski seniorów w klasycznej i zwyciężył pokonując tak utytułowanych gości jak Marcin Łopucki czy Michał Krajewski. Naprawdę duży sukces, świetna sylwetka i ogromne perspektywy na przyszłość, skoro w wieku 20 lat wygrywa się z mistrzem Europy i medalistą Mistrzostw Świata. Marcin był w naprawdę dobrej formie, o czym świadczy fakt, że dzień przed zawodami w Zabrzu wygrał swoją kategorię na turnieju Albion Grand Prix w czeskich Celakovicach. Gratulacje.
Mnie szczególnie interesowała rywalizacja wśród weteranów w wieku 40−49 lat. A to z tego powodu, że sam się już łapię do tej kategorii. Wprawdzie jeszcze nigdy nie startowałem wśród weteranów, ale pewnie niedługo mnie to czeka. Tym razem jednogłośnie wygrał Tomasz Błaziak, przed Mariuszem Bałazińskim. Ja, jak się pewnie domyślacie, kibicowałem w tym pojedynku Mariuszowi, ale obiektywnie trzeba przyznać, że Błaziak był lepiej przygotowany do zawodów, co zresztą zaowocowało powołaniem go do reprezentacji Polski seniorów na Mistrzostwa Świata w Baku.
Wśród starszych weteranów (50−59 lat) zaskoczeniem była sylwetka Marka Kołeckiego, też reprezentującego PowerPit. Nie wiem czy pan Marek wcześniej startował, ja widziałem go na scenie pierwszy raz i zaprezentował się rewelacyjnie, zwyciężając bezdyskusyjnie.
Kulturystyka weteranów najstarszych, powyżej 60 roku życia, to tylko dwóch zawodników, w tym będący kompletnie bez formy Waldemar Nol. W takiej sytuacji dobrze przygotowany Jan Olejko wygrał bez problemów.
To tyle moich wrażeń jeśli chodzi o Mistrzostwa Polski, przejdźmy do Międzynarodowego Pucharu Polski.
Wśród kulturystek tylko jedna zawodniczka, ale za to jaka. Ewa Sędkowska (kiedyś Kryńska) ciągle startuje, głodna dalszych sukcesów. Tym razem Ewa nie miała żadnej konkurentki, ale o jej formie świadczy fakt, że kilka tygodni wcześniej zdobyła na Mistrzostwach Świata w Meksyku kolejny medal do swojej kolekcji. Tym razem brązowy.
W kulturystyce klasycznej mężczyzn, jak wcześniej pisałem, zwyciężył junior Marek Dorosz, ale ja chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jednego zawodnika. 8. miejsce w stawce dziesięciu zawodników zajął Łukasz Kurkowski z Warszawy, reprezentujący na zawodach Olimp Zabrze. Otóż z Łukaszem wyszła ciekawa sytuacja, która może być natchnieniem i inspiracją dla każdego z Was.
Pięć tygodni przed zawodami Łukasz dał anonimowo swoje zdjęcia do oceny na forum „Animala”. Tam internauci zachwyceni jego sylwetką zasugerowali mu, że jest jeszcze trochę czasu do Pucharu, a formę ma idealną, więc mógłby spróbować w nich wystąpić. Łukasz sprawę przemyślał i puścił maila do ludzi z Vitalmaxa, czy nie zechcieliby go zaopatrzyć w odżywki na czas tych 5-tygodniowych przygotowań. W zamian Łukasz zobowiązał się prowadzić dziennik ze swoich przygotowań w necie.
Koniec końców do podjęcia współpracy doszło i tak mieliśmy okazję obserwować zmagania człowieka, który pięć tygodni przed zawodami w ogóle zaczął się nimi interesować. Ponieważ Łukasz jest z Warszawy, zwrócił się o pomoc w przygotowaniach do swoich znajomych, znanych Wam z „MD” i z forum „Animala” − Kasi Woś i Vadima Beliaeva (Bokito). Ci przygotowali go jak mogli, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, a Kasia dodatkowo towarzyszyła Łukaszowi na zawodach i na zapleczu. Wiem, że z racji współpracy z Vitalmaxem Łukasz miał się kilka dni przed zawodami jeszcze skonsultować ze mną w sprawie tzw. „ostatniego szlifu”, ale słusznie uznał, że mogę mieć jakąś inną koncepcję niż Kasia i Vadim i jeszcze mu namącę w głowie, więc pozostał przy radach swoich trenerów.
W międzyczasie złapał go też straszny kryzys związany z przemęczeniem, problemy zdrowotne itp. Ale, ponieważ obiecał wszystkim, że nie zawiedzie i wystąpi, dotrwał do zawodów, mimo iż w ostatnich dniach „uciekło” mu trochę mięśni i, ogólnie rzecz biorąc, formy. Do tego doszło jeszcze nienajlepsze pozowanie i prezentacja sceniczna, czyli wszystko to, co jest charakterystyczne dla debiutanta i Łukasz skończył zawody na 8, miejscu, ale naprawdę w doborowej obsadzie.
Z tego co wiem, podłapał jednak bakcyla startów i już szykuje się konkretnie na następny sezon. A ponieważ współpraca z Vitalmaxem została przedłużona, to prawdopodobnie także z moich porad Łukasz będzie korzystał w najbliższej przyszłości. Obserwujcie tego zawodnika i jego rozwój, bo jego cykl masowy na suplach Vitalmaxa także będzie można śledzić na bieżąco w necie. A przygotowania Łukasza Kurkowskiego do Pucharu Polski można obserwować pod adresem:
www.sfd.pl/TEST%3A_DROGA_DO_PP_2010_z_VITALMAXEM!!!-t646535.html
I na deser zostało mi jeszcze omówienie Pucharu Polski w kulturystyce mężczyzn. Tu wystąpiło jedenastu zawodników − prawie same znane nazwiska. Zwyciężył, z dużą przewagą nad resztą zawodników, Adam Adamski, który po kliku latach powrócił na scenę. Adam miał potężną górę i, jak to u niego, słabsze nogi, ale całość dużo lepsza niż ostatnio, więc na Mistrzostwa Świata jedzie z nadziejami na dobry wynik.
Za nim potężny Paul Poloczek, Polak z niemieckim paszportem, a na 3. miejscu Kuba Potocki. Kuba także wrócił po kilkuletniej przerwie związanej z zerwaniem więzadeł krzyżowych w kolanie. Wiem, że miał kilka operacji i sporo przeżyć związanych z tą kontuzją. Ale w końcu się wykurował i wrócił niesamowicie docięty, jak to zwykle on, choć nogi odstawały masą od góry. Biorąc pod uwagę to, co przeszedł, należą mu się wielkie brawa.
Dalej uplasowali się moi krajanie, którym zawsze kibicuję, czyli Tomek Pabiniak i Mariusz Bałaziński, a za nimi jeszcze kilka znanych nazwisk.
Do składu reprezentacji Polski na Mistrzostwa Świata w Baku zakwalifikowali się Adam Adamski, Tomek Błaziak, Kuba Potocki i Tomek Pabiniak. Nie chcę się bawić w proroka, ale myślę, że przynajmniej jeden medal możemy zdobyć.
W kuluarach zawodów, jak zwykle, było mnóstwo wystawców, można było kupić odżywki i odzież wszystkich liczących się w Polsce marek, często w bardzo atrakcyjnych cenach. Można też było spotkać mnóstwo polskich zawodników, którzy nie startowali w zawodach.
Miło mi zauważyć, że wystawił się także mój sponsor, Vitalmax, i od razu była to prezentacja w dużym stylu. Vitalmax wystawił wielkie, mające ok. 40 m2 stoisko, na którym urzędowało aż pięciu mistrzów świata. Jeden mistrz świata IFBB, zawodowy kulturysta, legenda tego sportu − Pavol Jablonicky, i czterech mistrzów świata federacji NABBA − Petr Vanis, Tomas Bures, Radek Lonc i Jindra Michalek. Chyba po raz pierwszy w Polsce, jedną firmę reprezentowało tylu mistrzów świata. I choć federacja NABBA jest mniej prestiżowa niż IFBB, to zawodnicy Vitalmaxa naprawdę robią wrażenie. Tym bardziej, że dwóch z nich, Lonc i Bures, to mistrzowie wagi ciężkiej, wysocy i po prostu gigantyczni.
Na zawodach oprócz możliwości robienia sobie zdjęć z zawodnikami można było dostać nie tylko ich autografy, ale także plakaty, zdjęcia, a nawet płyty DVD z ich treningami. Wszystko bezpłatnie. Kogo nie było niech żałuje. A kto nie zaopatrzył się w płytę może sobie obejrzeć ich treningi czy występy na czeskiej stronie www.vitalmax-news.cz . To taki czeski odpowiednik polskiej strony „Muscular Development”. Sporo treningów, pokazów, wywiadów itp. z tym, że w języku czeskim, ale popatrzeć warto.
Z innych ciekawych wystawców, jak zwykle Fitness Authority przywiozło chyba z pół firmy − zarówno odżywek, jak i ludzi. Odżywki z oferty FA schodziły jak woda, a co druga osoba na korytarzu zawodów była związana z firmą z Gdańska.
Relację z całości imprezy można było od razu zobaczyć na stronach MD, natomiast już od listopada wszystko jest prezentowane na antenie Tele 5 w programie „Akademia Fitness i Kulturystyki” w soboty i niedziele o godz. 12.00. Ekipa Tele 5 dwoiła się i troiła i oprócz relacji z samych zawodów, przeprowadziła także wywiady z gośćmi z Czech − właścicielem Vitalmaxa i jego zawodnikami, a także ze świeżo upieczoną Wicemistrzynią Świata − Katarzyną Kozakiewicz, prezesem PZKFiTS − Pawłem Fillebornem, zawodnikami −Adamem Adamskim i, także wspieranym przez Vitalmaxa, Marcinem Gandykiem. Słowem, materiału jest naprawdę dużo. Wszystko to po kolei będzie emitowane jesienią, zimą i pewnie jeszcze wiosną w „AFiK” w Tele 5 więc zapraszamy do oglądania.
Reasumując, same zawody bardzo udane, dość wysoki poziom, organizacja świetna, przeszkadzały jedynie rozkopy wokół hali, w której się odbywały, ale to już nie wina organizatorów.
Weekend sportowy w Sopocie
W Sopocie, już po raz siódmy, odbył się Weekend Sportowy, na który zostałem zaproszony przez jego organizatora, znanego kulturystę, Henia Hryszkiewicza.
Jak wszyscy pewnie wiedzą Henio organizuje te spotkania od wielu lat. To działania na rzecz młodzieży z Sopockiego Stowarzyszenia Kulturystyki i Rekreacji, którego jest założycielem i prezesem.
Po raz trzeci przy tej okazji odbyły się także zawody w kulturystyce i fitness. Tym razem lista zaproszonych gości była wyjątkowo długa. Kogo tam nie było? Przedstawiciele sportów siłowych, rugbyści, siatkarze, lekkoatleci, bokserzy, piłkarze ręczni, żeglarze. Naprawdę cała masa świetnych sportowców, a do tego włodarze Sopotu i politycy, z wiceprezydentem miasta na czele. Ze znanych wszystkim czytelnikom MD, oprócz mnie, byli tam: Tomek Bobrowski, Akop Szostak, Rafał Borysiuk, Natalia Mlekicka, Iwona Guzowska, Jan Łuka i wielu innych.
Pogoda dopisała, w Sopocie, jak zwykle o tej porze, były tłumy wczasowiczów, a poziom samych zawodów kulturystycznych, jak na ten okres przygotowań, bardzo wysoki. Wygrał Jarosław Makowiecki, który bodajże trzy lata temu był mistrzem Polski. Był naprawdę świetnie przygotowany i bezapelacyjnie zasłużył na najwyższe miejsce na podium.
Po zawodach, tradycyjnie, pojechaliśmy do Henia na działkę na wspólne grillowanie. A wieczorem ruszyliśmy w miasto połazić trochę po sopockich klubach. W niedzielę do południa mieliśmy spotkanie i wspólny trening z młodzieżą ze Stowarzyszenia. Oczywiście było dużo pytań, porad, wspólnych zdjęć i wszystkiego, co się przy tego typu spotkaniach dzieje. Później znowu wszyscy przenieśliśmy się na działkę do Henia, gdzie toczyły się dalsze dyskusje, głównie o sporcie, ale nie tylko.
Ja oraz niektórzy zawodnicy, w imieniu firm, które nas sponsorują, przekazaliśmy na rzecz Stowarzyszenia odżywki – ja oczywiście Vitalmax.
W Sopocie jestem co roku i trzeba przyznać, że Henio robi to wszystko z ogromną pasją i profesjonalizmem. Jak pewnie wiecie jest on radym Sopotu, ale nie jest typowym politykiem, którego interesuje władza czy kariera, poświęca mnóstwo swojego czasu, i nierzadko pieniędzy, na rozwój kultury fizycznej w Sopocie, wychowanie młodzieży i kształtowanie jej charakteru. Naprawdę super sprawa, dlatego co roku chętnie zaglądam na te imprezy, bo wiem, że cel jest szczytny i to wszystko ma po prostu sens.
Zresztą, trzeba też wspomnieć o przychylności władz miasta. Ja mieszkam w Łodzi, gdzie władza jest zdecydowanie na bakier ze sportem. Jak czyta się lokalne gazety, to krew człowieka zalewa, że za kadencji byłego prezydenta niemal położono sport w naszym mieście i istnieje on w zasadzie tylko dzięki osobom prywatnym. Bo władza zainteresowana jest nim tylko przed wyborami, kiedy dobrze jest się pokazać na jakimś meczu i coś ludziom obiecać. Tymczasem kiedy trzeba dać jakąś realną kasę na rozwój sportu, to nie ma chętnych. Ale odbiegłem troszkę od tematu… W każdym razie, jak zwykle było bardzo sympatycznie i na pewno w przyszłym roku też się zjawię w Sopocie, o ile oczywiście Henio mnie zaprosi.
Akademia Fitness i Kulturystyki w Tele 5
Jak zapewne większość osób obserwujących nasze media wie, pierwszym i jak dotąd jedynym cyklicznym programem w polskiej telewizji, poświęconym naszej ulubionej dyscyplinie jest „Akademia Fitness i Kulturystyki” , która od ponad 5 lat nieprzerwanie ukazuje się na antenie Tele 5. Obecnie programy są emitowane w każdą niedzielę o 12.00, a ich powtórki w sobotę, także o 12.00.
Ci, którzy program oglądają, zapewne zauważyli, że od samego początku istnienia jego wyłącznym sponsorem spośród firm odżywkowych jest Vitalmax, czyli także mój sponsor. W związku z tym ja również jestem czasem „wykorzystywany” do współtworzenia tego programu. Prezentuję ćwiczenia i treningi. Właściciel Vitalmaxa na Polskę – Robert Kardas – prowadzi w „Akademii” część poświęconą odżywianiu i suplementacji, a jego żona Dorota na różnego rodzaju zawodach przeprowadza wywiady z uczestnikami i w inny sposób bierze aktywny udział w tworzeniu tej audycji.
Przez ostatnie kilka miesięcy ekipa „AFiK” nakręciła ogrom materiału z różnych zawodów, z Mistrzostwami Polski na czele, aż zaczęły docierać do nas sygnały od widzów, że zawody owszem, być muszą, ale widzowie stęsknili się także za innymi materiałami, właśnie takimi jak porady treningowe czy suplementacyjne. I właśnie w związku z tym od września do programu wróciły stare dobre materiały. Część z nich nigdy nie była emitowana, tymczasem na początku miesiąca ekipa „Akademii” przyjechała do Łodzi, by nakręcić nowe odcinki.
Najpierw nagrywaliśmy część ze mną w roli głównej, a wieczorem Robert prezentował swoje informacje i porady na temat suplementów. Jak wypadł Robert, tego nie wiem, bo rozstaliśmy się po południu. Obejrzę to sobie jak program będzie emitowany. Ale opiszę Wam jak to było ze mną.
Pierwszym cyklem treningów emitowanych w Tele 5 były najpopularniejsze ćwiczenia na poszczególne grupy mięśniowe. Te odcinki nagrywaliśmy w łódzkiej siłowni „Gym System”. Następny był cykl pod hasłem: „Zapomniane i mało popularne ćwiczenia”. Jak sama nazwa wskazuje prezentowałem tam ćwiczenia na poszczególne partie, które są bardzo mało popularne, rzadko widzi się żeby ktoś je wykonywał, a są bardzo ciekawe i mogą pozytywnie wzbogacić nasz trening. Te odcinki nagrywaliśmy w legendarnej łódzkiej siłowni „Raj”, gdzie pierwsze kroki stawiało wielu późniejszych mistrzów polskiej i światowej kulturystyki.
Tym razem Robert zorganizował sesję w nowym klubie „Strefa G”. Klub powstał jakiś rok temu, mieści się na ul. Lipowej 15/17, w budynkach starej fabryki. Byłem tam pierwszy raz, ale muszę przyznać, że pozytywnie mnie ta siłownia zaskoczyła. Fajny klimat, czyściutko, bardzo dobry sprzęt i w tych godzinach, w których ja byłem, niewielki ruch i dużo miejsca do ćwiczeń. Siłownię prowadzi sympatyczne małżeństwo, Gosia i Rafał.
Na sesję miałem stawić się o 10.00 rano, ale dzień wcześniej pracowałem do świtu i oczywiście zaspałem. Wszyscy już na mnie czekali, gdy Robertowi, po kolejnym telefonie, wreszcie udało się mnie dobudzić. Szybko się ogarnąłem – zaczęliśmy nagrywać z godzinnym opóźnieniem.
Przy okazji powiem Wam jeszcze jedną ciekawostkę. Nie wiem czy właściciele nie pogniewają się za tę promocję, ale co tam… Otóż, gdy nagrywaliśmy trening, oczy zgromadzonych tam facetów z naszej ekipy wędrowały na ścianę, gdzie wisiały dwa plakaty z półnagimi dziewczynami. Jednym był, znany pewnie czytelnikom, kalendarz Vitalmaxa na 2010 rok z łódzką modelką Ewą Wojtasik, tą samą, która kilka miesięcy temu miała sesję zdjęciową w „Muscularze” i „Fitness Authority”. Natomiast na drugim była dziewczyna łudząco podobna do właścicielki siłowni. Ponieważ Gosia ciągle krzątała się obok, każdemu z nas jakoś głupio było spytać, czy to ona, bo plakat może nie był hardcorowy, ale nie był też z tych grzecznych. W końcu jednak Robert spytał Rafała, czy dziewczyna na plakacie to jego żona? I co się okazało? Rafał pokazał nam kwietniowy numer „CKM”. Na okładce była Gosia właśnie, a zdjęcia w środku były jeszcze bardziej pikantne niż te na plakacie.
Wszyscy, całą ekipą, zaczęliśmy przeglądać czasopismo i podziwiać zdjęcia, a Robert stwierdził, że pierwszy raz w życiu jest w sytuacji, gdy ogląda w gazecie pictorial, a modelka stoi obok. Dość zabawna sytuacja.
Wracając do samego treningu, to tym razem odbył się on pod hasłem: „Zasady treningowe Weidera”. Wybraliśmy kilkanaście spośród wszystkich zasad Weidera, oczywiście nie te podstawowe i fundamentalne jak „Zasada ćwiczeń w seriach” czy „Zasada podziału treningu na partie mięśniowe”, ale te ciekawsze. Takie, które można pokazać w telewizji w prosty i przystępny sposób, żeby zarazem były przydatne i naprawdę wzbogaciły wiedzę i treningi oglądających. Ponieważ niektóre z tych nich wymagają pomocy partnera, to w ćwiczeniach pomagali mi właściciel siłowni Rafał i jego kumpel Krzysiek. Obaj w dobrej formie, a Krzysiek, po krótkich przygotowaniach mógłby śmiało startować w kulturystyce klasycznej.
W każdym razie zaczęliśmy sesję, wszystko szło jak należy, całkiem sprawnie, i kiedy mieliśmy nakręconą już połowę materiału, przygotowując się do kolejnej serii kolejnego ćwiczenia wskoczyłem na drążek w szerokim chwycie i coś mi chrupnęło w najszerszym. Przeraziłem się nie na żarty, bo cholernie mnie to zabolało. Nie mogłem podnieść ręki na wysokość uszu, więc o dalszym kręceniu nie było mowy. Bałem się tylko, żebym nie zerwał czy nie naderwał jakiegoś mięśnia, żeby nie skończyło się to koniecznością interwencji chirurga. Na szczęście okazało się, że w miejscu bólu nie ma żadnego wylewu, więc to nic poważnego, po prostu jakieś naciągnięcie. Ale zdjęcia musieliśmy przerwać i będziemy je kończyć na początku października. Nie wiem, kiedy pójdzie to w Tele 5, czy producenci będą czekać na całość materiału, czy zmontują z tego co jest, dodadzą komentarz i zaczną emitować wcześniej. W każdym razie, oprócz czytania MD, oglądajcie od jesieni „Akademię”, bo będzie sporo ciekawych, premierowych materiałów. Treningi, porady suplementacyjne, a także, jak zwykle, relacje z zawodów, z Pucharem Polski w Zabrzu na czele.
Swoją drogą wiem, że redakcja „Akademii” jest otwarta na różne ciekawe propozycje i inicjatywy. Gdybyście więc mieli jakieś ciekawe pomysły związane z tym, co chcielibyście zobaczyć czy usłyszeć w naszych audycjach, gdyby wpadły Wam do głowy dobre pomysły na sesje treningowe, to piszcie na mój adres mailowy MD. Jeśli znajdzie się jakiś atrakcyjny pomysł, który nie nadwyręży budżetu producentów, to na pewno weźmiemy go pod uwagę i być może zrealizujemy. Póki co zapraszam do oglądania tego, co będzie jesienią, zimą i wiosną. Niebawem zdam Wam relację z nagrywania drugiej części sesji treningowej.
Muscular Development |
Główne działy na stronie |
Twoje konto |
Linki |