Gubernator Schwarzenegger: „Czas najwyższy na debatę w sprawie legalizacji i opodatkowania marihuany” – jednak sam nie popiera tego pomysłu.
Po zapoznaniu się z wynikami sondażu dowodzącymi, że 56% osób uprawnionych do głosowania w stanie Kalifornia popiera legalizację i opodatkowanie marihuany jako sposobu na zwiększenie dochodów tego stanu, Arnold oświadczył, że czas na rozpoczęcie debaty na ten temat.
- Powinniśmy bardzo uważnie przyjrzeć się krajom, które zalegalizowały marihuanę – powiedział Schwarzenegger. – Jaki wywarło to na nie wpływ? Czy są zadowolone ze swej decyzji? A może, jak np. Austria, niezadowolone? Wycofano się tam z decyzji, które podjętych wzorując się na innych krajach europejskich.
Jeden ze stanowych ustawodawców, Tom Ammiano, demokrata z San Francisco, powiedział, że opodatkowanie marihuany na poziomie 50 dolarów za uncję przyniesie budżetowi stanowemu ponad miliard dolarów. Obecnie brakuje w nim około 20 miliardów.
Moje zdanie na ten temat.
To świetnie, że Arnold przynajmniej zgodził się rozpocząć rozmowy w sprawie zioła. Dlaczego nie wyłożyć kawy na ławę, zarówno plusów, jak i minusów związanych z paleniem marihuany. Wszyscy widzieliśmy Arniego palącego jointa pod koniec „Pumping Iron”, a technika cyfrowa udowodniła, że się zaciągał bez dwóch zdań.
Przyjrzyjcie się krajom, w których marihuana jest legalna, np. Holandii. Nie ma tam praktycznie przestępstw związanych z handlem narkotykami. Ludzie mogą legalnie kupić zioło, niezależnie czy potrzebują go do celów czysto medycznych, czy do złapania fazy i wyluzowania się w sposób, w jaki my robimy to wypijając kilka piw po pracy lub w weekend. Ponieważ sprzedaż jest kontrolowana, na ulicach nie widać strzelanin między dealerami, jak np. w Meksyku czy Teksasie.
Opodatkowanie zioła byłoby nowym źródłem dochodów dla stanu Kalifornia, a łatwy i legalny dostęp do marihuany zlikwidowałby czarny rynek i wszystkich dealerów. Jednak czarny rynek to wielomiliardowy przemysł i nie jestem pewny, czy rząd i tak nie macza już w tym palców.
Sam nie palę, ale mam przyjaciół, którzy to robią. Nie są uzależnieni. Widziałem, jak przestawali palić na długie okresy i nie wydawało mi się, by byli na głodzie. Lubią się najarać, ale nie mają zejścia po odstawieniu trawki, jak przy heroinie czy kokainie – uzależnieni od tych narkotyków stają się wtedy bardzo chorzy. Dużo ciężej rzucić palenie tytoniu. Szacuje się, że na świecie żyje około 1,6 miliarda palaczy tytoniu. Każdego roku 5,4 miliona z nich umiera. Tylko w USA 443 000 osób umiera na skutek palenia – to 18% wszystkich zgonów.
Alkohol również jest w miarę legalny, a spójrzcie, ile problemów wywołuje: alkoholizm, choroby wątroby, śmiertelne wypadki samochodowe, rozbite rodziny, przemoc w rodzinie etc. Chcecie mi może powiedzieć – prosto w twarz i bez głupich min – że trawa jest źródłem większych problemów niż tytoń i alkohol? Chwileczkę, prawie zapomniałem o lekach na receptę. Amerykanie uzależnieni są od dobrego towaru, jak Vicodin, Percocets, Oxycontin, Prozac, Valium, Xanax, Viagra, Cialis – mógłbym tak wymieniać bez końca. Wszystkie te środki dostępne są na receptę, a i bez niej dość łatwo je dostać. Zadaliście sobie jednak kiedykolwiek trud i przeczytaliście drobny druczek na opakowaniu i wymienione tam wszystkie efekty uboczne? Wygląda na to, że wiele z tych leków powoduje te same problemy, z którymi mają za zadanie walczyć: nudności, impotencję, senność, depresję, krew w stolcu, zmutowane płody rozwijające się w jelitach etc. To szczyt hipokryzji, że wszystkie te środki są legalne, a stosunkowo niewinne zioło już nie. Zalegalizujcie marychę dla dorosłych powyżej 21 roku życia, nałóżcie na nią ogromny podatek i patrzcie, jak dziura w budżecie znika, łatana kasą jaraczy na potęgę, którzy chętnie zapłacą za możliwość nabicia kolejnej faji. Zyskają na tym również sieci fast foodów, cukiernie i sklepiki z gadżetami.
Znam te argumenty. Jeśli trawa będzie legalna, wszystkie dzieciaki będą mogły ją dostać i Ameryka przyszłości rządzona będzie przez bandę „spawaczy”. Wiecie co, prawicowcy? Szczerze wątpię, by żył w Stanach dzieciak, który nie mógłby dostać trochę towaru, jeśli ma na niego pieniądze! A mówiąc o kasie – ona zawsze będzie leżeć u podstaw wszystkiego. Zawsze chodzi o zielone i nie mam tu na myśli zielonych listków, tylko prawdziwego boga rządu Stanów Zjednoczonych – Dolara Wszechmogącego. Jak już obliczą, ile tak naprawdę zyskają na opodatkowaniu marihuany, to będziecie mogli kupić paczkę afgańskiego ziela, zabrać ją do domu i legalnie rozkoszować się nią, oglądając „Słoneczny patrol” na ekranie swojej wielkiej plazmy.
Nie jedzcie żółtych lodów!
Czarne chmury wciąż zbierają się nad królem homerunów, Barrym Bondsem. Po dochodzeniu związanym z kontrowersjami wokół BALCO (centrum odżywiania dla sportowców oskarżone o dostarczanie im również środków dopingujących) zamrożona próbka moczu, która w 2003 roku pozytywnie przeszła testy antydopingowe, została ostatnio odmrożona i ponownie przebadana. Okazało się, że zawiera pewne ilości THG, czyli sterydu niewykrywalnego przez dostępne wtedy testy. Wysocy rangą urzędnicy z agencji olimpijskich otrzymali ostatnio sześć wyników pozytywnych z rozmrożonych próbek krwi i pozbawili medali sportowców, którzy zdobyli je na Olimpiadzie w Pekinie. Podobnie jak w przypadku Bondsa, rozmrożone próbki poddano nowym testom, nieistniejącym w czasie, gdy pobierano krew. Międzynarodowy Komitet Olimpijski zastrzega sobie prawo do składowania próbek przez okres ośmiu lat i ponownego ich przebadania, jeśli pojawią się nowe metody wykrywania sterydów. Pamiętacie może, że w roku 2004 przebadano próbkę moczu oddaną przez Lance’a Armstronga w roku 1999 i okazało się, że zawiera EPO. Do roku 2004 nie istniał pewny test wykrywający EPO.