Minął właśnie pierwszy tydzień od mojego powrotu na siłownię, a powrót ten był dla mnie bardzo pożytecznym doświadczeniem. Gdy już opadł kurz, gapiłem się w podłogę i potrzebowałem pomocy, żeby się podnieść. To zadziwiające, jak nawet tak trywialne sprawy jak poranne zwleczenie się z wyra nabierają nowego wyrazu, gdy nie można napiąć mięśni brzucha. Nie mogłem się nawet śmiać. Nawet kichanie było zakazane! Oczywiście trening z siadami i ciągami pozostawał tylko w sferze marzeń. A wszystko to przez maleńką, pięciocentymetrową bliznę (mam teraz dużo szacunków dla kobiet, które rodziły przez cesarskie cięcie. Czułem się jakbym wpadł pod pociąg. Trudno było rozpoznać we mnie tego Kaia sprzed operacji. A jednak ciało ludzkie posiada niesamowitą zdolność regeneracji. Na początku wydawało się, że rekonwalescencja zajmie mi o wiele więcej czasu, ale z przyjemnością mogę wam zakomunikować, że poszło szybciej niż myślałem. Z większością ćwiczeń radzę sobie równie dobrze jak przed operacją, choć siła oczywiście spadła. Jednak na pewno wróci z czasem. Teraz jestem po prostu szczęśliwy, że mogę robić to wszystko, czego lekarze zabronili mi w czasie rehabilitacji: wstawać, śmiać się, kichać i trenować.
Już w czwartym tygodniu rehabilitacji dostałem pozwolenie na lekkie treningi, jednak kolega ze sceny, który przeszedł podobną operacje, zalecił mi jeszcze tydzień odpoczynku. To naturalne, że tak szybko staramy się wrócić do tego co kochamy, ale jestem zadowolony, że posłuchałem jego rady, bo ten pierwszy tydzień treningów był dla moich pleców prawdziwym wyzwaniem. Zauważyłem, że widmo kontuzji mnie hamuje. Ściągałem plecy z obawy przed jej odnowieniem. Trening z taką psychiczna blokadą jest bardzo frustrujący. Ciągle toczyłem wewnętrzny dialog z moim ciałem: „Jeszcze trochę, czy już odpuścić?”. Lekarze, trenerzy, koledzy i przyjaciele ostrzegali mnie przed przesadzeniem, ale gdy chodzi o twoje ciało, ciężko jest wyznaczyć precyzyjną granicę. Dziś, mając ten wstępny tydzień już za sobą, strach też mam już za sobą. Już się nie pytam: „Czy to nie za dużo?”. Wróciła moja pewność siebie… Wróciłem!
Arnold Classic 2009
Moje przygotowania do AC 2009 zaczęły się wraz z wyznaczeniem daty operacji. Leżenie w łóżku też było częścią przygotowań, wszak od tego jak szybko wydobrzeję zależał początek moich treningów. Przez ten czas zajmowałem się tylko zdrowieniem. To zaowocuje w roku 2009. Zawsze należy pamiętać, że nie od razu Rzym zbudowano.
Proszę, chcę być na diecie!
Wierzcie lub nie, ale tęsknię za dietą przedkonkursową! Tak jest, dobrze słyszeliście. Dla niedowiarków powtórzę: TĘSKNIĘ ZA DIETĄ! Tuż po operacji jadłem tylko jeden posiłek dziennie. Dla kulturysty to samobójstwo, ale zupełnie nie miałem apetytu. Praktycznie nie miałem aktywności fizycznej, wiec nie spalałem kalorii i stąd brak łaknienia. Ale szczerze mówiąc, ta przerwa chyba wyszła na dobre mojemu organizmowi, szczególnie nerkom. Ilości protein jakie normalnie spożywam nie pozostają bez wpływu na formę tego organu. Ale ta świadomość wcale nie zmniejsza traumy, jaką był dla mnie fakt, ze nie szamię na okrągło. Teraz więc już wiecie, czemu tak tęskniłem za dietą…
Za kulisami…
Niektórzy ludzie uważają, że przygotowania do zawodów zaczynają się w momencie przejścia na dietę, jednak tak naprawdę zaczyna się to dużo wcześniej. Dla przykładu, gdy Jay Cutler wygrał swą pierwsza Olympię w 2006 roku, było to niewątpliwie efektem treningu i diety zastosowanych przed zawodami, ale jeśli spojrzy się na to z szerszej perspektywy to widać, że prawdziwe przygotowania zaczęły się o wiele, wiele wcześniej. To konkretne zwycięstwo było kulminacją ponad 20 lat poświęcenia nadrzędnemu celowi. To efekt wielu lat ciężkiego treningu w małej siłowni w Massachusetts, gdzie nieznany nikomu młody Jay za każdym razem dawał z siebie wszystko. To efekt przygotowań, które dały mu kartę pro na Nationals. To rezultat frustracji wywołanej licznymi porażkami z Ronnie’m Colemanem. Gdy patrzycie na kulturystę stojącego z wzniesioną nad głową statuetką lub pucharem, pamiętajcie, że to symbol długich lat, potu i poświęcenia.
Pamiętaj kim jesteś!
Zawsze gdy zwątpisz w swoje możliwości, musisz pamiętać o kilku rzeczach. Pomogły mi, gdy nie widziałem przed sobą przyszłości.
Nic się nie zmieni, jeśli nie będziesz w stanie zmienić sposobu w jaki o tym myślisz. Kiedyś nie byłbym w stanie wygrać New York Pro. Zmieniło się to dopiero, gdy naprawdę uwierzyłem, ze mogę to zrobić.
Gdy robisz coś, czego nikt przed tobą nie zrobił, zawsze będzie ci towarzyszyć pewien strach i niepewność. Spójrzmy prawdzie w oczy, zawsze łatwiej jest podążać wydeptana ścieżką. Gdy próbujesz zrobić coś po swojemu, ludzie zawsze unoszą brwi w niedowierzaniu. Nawet najbliżsi potrafią powiedzieć coś, co posieje w tobie ziarno niepewności. Nie pozwól, żeby twój umysł zatruły cudze wizje tego co jest dla ciebie najlepsze. Kontroluj własny umysł. Od kołyski aż po grób, zawsze ktoś będzie się starał wywrzeć na ciebie wpływ, wiec zabezpiecz się przed tym. Odrzuć negatywne myślenie. Dopuszczenie takich myśli do głosu podkopie twoje zaufanie do siebie i może zniweczyć cały twój wysiłek.
Życie nie dzieje się jutro. Nie żyjesz w przyszłym tygodniu czy roku. Nie zaczyna się w chwili, gdy zostajesz zawodowcem albo wygrywasz Olympię. Wszystko, co zrobiłeś lub co robisz w imię przyszłości, stanowi o tym kim jesteś teraz. Przeszłość to przeszłość, a przyszłość może się jeszcze zmienić. Wszystko co ważne, to teraźniejszość. Teraz – ucząc się na przeszłości i działając w teraźniejszości – tworzę swą przyszłość. Mój los tkwi w moich rękach.
Team Universe
Jeśli coś na tym świecie zasłużyło na szczególne miejsce w moim sercu, to na pewno jest to Team Universe. Tam zaczęła się moja kariera, stamtąd mam same dobre wspomnienia. Kręcenie się wśród tłumu, rozmowy i podpatrywanie zawodników bardzo mnie motywowało. Dobrze być częścią czegoś takiego. Gratuluję Timowi Marchowi, Cassandrze Floyd, Sherlyn Roy i Nicie Marquez zwycięstw i kart zawodowców.
Nogi ze stali
Gdy byłem młody, do ciężkiego treningu nóg motywowali mnie ci wspaniali kulturyści:
Tom Platz: Prawdziwy pionier, aż do jego czasów nogi w kulturystyce praktycznie nie istniały. To on otworzył nam oczy na możliwości związane z dolną połową ciała.
Shawn Ray: Pamiętam klip z ESPN „American Muscle”, na którym szedł brzegiem jeziora rozkopując wodę. Utkwiło mi to w pamięci z trzech powodów:
1.Patrząc z boku wydawało się, że czworogłowy idzie w inną stronę, a dwugłowy w inną. Nie wiem jak można mieć tak wielowymiarowe nogi.
2.Mogłem się z nim łatwiej identyfikować, bo jest dość niski, nie jak, mający ponad 180 cm wzrostu, Arnold.
3.Był mężczyzną, który dobrze wyglądał w spandeksie.
Kevin Levrone: Ten aspekt jego sylwetki był bardzo niedoceniony, gdyż Kevin miał dobrą separację i pełne mięśnie oraz świetne łydki.
Jay Cutler: Pierwszy raz zobaczyłem go na Teen Nationals w 1999 roku (wygrał wtedy Branch Warren). Nigdy nie widziałem kogoś stosunkowo niedużego z tak niewyobrażalnie wielkimi nogami. Miał niesamowicie grube, wypchnięte i prążkowane mięśnie. Szczerze mówiąc wtedy to była jedyna jego dobra grupa mięśniowa.
Dorian Yates: Same nogi Doriana miały dość dziwny kształt, ale łydki były niesamowite.
Rich Gaspari: Rich miał trochę słabsze dwugłowe, ale czworogłowe były pocięte od samych kolan aż do bioder.
Nie należy też zapominać o innych tytanach nóg:
Paul DeMayo
Jean Pierre Fux
Bertil Fox
Phill Hill
Paul Dillet
Matt Mendenhall
Tom Prince
Victor Richards
Tim Belfort
John Sherman
JJ Marsh
Frank Hillebrand.