Program dowolny nie będzie już oceniany
Ostatnio IFBB ogłosiła, że program dowolny nie będzie już oceniany przez sędziów, co oznacza, że będzie prezentowany wyłącznie ku rozrywce widowni. Niektórych zawodowców może to zasmucić, ale mnie zawsze bardziej interesowało zrobienie pokazu, który podobałby się publiczności, czy też jak wolę ich nazywać, sympatyków tego sportu. To oni kupują bilety, magazyny i suplementy. Czemu zawodowiec miałby poprzestawać na nudnym programie i nie robić nic, by podekscytować publiczność?
Ja postrzegam program dowolny, jako sposób na przekazanie wypełniającej mnie pozytywnej energii. Ukształtowałem się pod wpływem takich mistrzów i mistrzyń pozowania jak Ed Corney, Carla Dunlap, Anja Langer czy Shawn Ray, by wymienić tylko kilkoro. Wszyscy oni po wyjściu na scenę robili o wiele więcej, niż tylko stanięcie w kilku pozach. Mieli coś do przekazania, pokazywali swe ciała jak żywe dzieła sztuki, którymi rzeczywiście były i prawdziwie poruszali widownię.
Nie mam żadnego wpływu na to, czy nasze władze uznają, że program dowolny jest lub nie jest czynnikiem branym pod uwagę przy przyznawaniu miejsc w zawodach. Wiem tylko, że dla mnie mój pokaz będzie równie ważny jak zawsze i będę się starał, by każdy kolejny układ był jeszcze lepszy.
Pokłosie Olympii: Ofiary wojny
Ponieważ wiem, że występ na zawodach poziomu Mr. Olympia jest marzeniem wielu kibiców ciężko trenujących na siłowni, od czasu do czasu staram się wam przybliżyć specyfikę startów na tych zawodach. Gdy wielkie show się skończy, kibice wracają do swego normalnego życia. Ale, do czego wracają zawodnicy? Gdy opadnie już kurz bitwy, okazuje się, że ich życie nie jest już takie same.
Porównałbym to do gladiatorów walczących w starożytnym Koloseum ku uciesze gawiedzi. Niektórzy sięgali po zwycięstwo i otrzymywali nagrody, inni wracali do swych komnat i leczyli rany. Jeszcze inni już nigdy nie chodzili o własnych siłach, a niektórzy w ogóle nie opuszczali areny żywi.
Po Olympii niektórzy zawodnicy wracali do domów, by zmierzyć się z faktem, że ich kontrakty dobiegają końca. Inni wracali, by walczyć z długami i problemami w związkach, które narosły podczas długich i wymagających przygotowań. Niektórzy nie spełnili pokładanych w nich nadziei i zostali z głową pełną pytań o to, gdzie leży wina porażki? Wszyscy musieliśmy stawić czoła temu, że ten krótki moment na scenie, chwila, której poświęciliśmy tyle czasu i wysiłku, której oddaliśmy nasze serca i dusze, jest już za nami.
W ciągu ostatnich tygodni przed zawodami oczekiwania i presja były ogromne, ale gdy było po wszystkim, zostaliśmy sami, zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. Długo walczyłem z emocjami i starałem się poukładać to, co się stało. Czy czwarte miejsce powinienem uznać z porażkę, czy też krok na drodze do celu?
Chcę wam powiedzieć, że gdy zawody dobiegną końca, powrót do normalności zajmuje sporo czasu i dotyczy to zarówno naszych ciał, które przez trening i dietę zostały wyciśnięte do granic wytrzymałości, podobnie jak nasze dusze i psychika. I wątpię, czy wśród zawodników jest choć jeden, który nie ma wątpliwości co do sensu tego co robi i nie zadaje sobie pytania, czy w ogóle chce to kontynuować.