Witajcie w grudniowym wydaniu MD. Dziś postaram się wam przybliżyć ciekawy i kontrowersyjny temat, jakim jest stosowanie tzw. peptydów i ich rola we wspomaganiu farmakologicznym. Peptydy od pewnego czasu stają się przedmiotem wielu pytań, jakie otrzymuję nie tylko od kulturystów czy strongmanów, ale także od zawodników MMA czy nawet lekkoatletów.
Na początku kilka słów o tym, czym są peptydy. Jak zapewne większość czytelników pamięta, związki te powstają na skutek łączenia się aminokwasów w reakcji kondensacji za pomocą wiązań peptydowych, a wynikiem tego procesu jest powstanie krótszych lub dłuższych łańcuchów aminokwasowych. To właśnie są peptydy. Dla nas najciekawszymi spośród nich są te, które biorą udział w procesie wytwarzania naturalnego hormonu wzrostu (GH). Aby cały ten proces dobrze zrozumieć, musimy najpierw wprowadzić i omówić kilka pojęć i reakcji zachodzących w naszym organizmie.
GH jest hormonem produkowanym przez przysadkę mózgową i uwalnianym w postaci tzw. pulsów. Oznacza to, że jego produkcja nie jest ciągła, a zostaje uruchomiona i zahamowana przez skomplikowaną kombinację trzech hormonów. Puls ten trwa kilka minut i podczas jego trwania uwalniane jest 1 do 4 IU (jednostek) hormonu wzrostu, w zależności m.in. od wieku, płci, diety i wielu innych czynników. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niemowlę rozwija się w szybkim tempie, a później następuje chwila zastoju, by po kilku tygodniach znów gwałtownie zacząć rosnąć? Otóż odpowiada za to GH, który w okresach gwałtownego wzrostu jest „wyrzucany” przez przysadkę nawet kilka razy dziennie!
Co się dzieje w organizmie, jakie zachodzą procesy, i co istotne, jakie hormony nimi rządzą, aby nastąpił wyrzut kilku jednostek GH? Te hormony to: somatostatyna (somatostatin), GHRH (Growth Hormone Releasing Hormone) oraz grelina (ghrelin). I już szybko wyjaśniam, jaka jest rola każdego z nich.
Somatostatyna odpowiada za wytworzenie warunków do wystąpienia pulsu. Wkrótce potem do akcji wkracza GHRH, uzupełniając działanie somatostatyny i inicjując wyrzut GH. Wreszcie grelina, hormon modulujący, który odpowiada za równowagę pomiędzy występowaniem pulsów a okresami, kiedy GH nie jest wydzielany. W ogromnym skrócie i uproszczeniu tak wygląda produkcja hormonu wzrostu w naszym organizmie.
Więcej w grudniowym wydaniu Muscular Development
Witam po raz kolejny wszystkich czytelników MD. W cyklu artykułów pod wspólnym tytułem „Ciemna strona mocy” staram się omówić szeroki wachlarz środków używanych przede wszystkim w kulturystyce i w sportach siłowych, pomagających w uzyskiwaniu jak największych przyrostów masy mięśniowej i siły. W bieżącym artykule poruszę nieco inny temat, a mianowicie spalanie tkanki tłuszczowej, tzw. redukcję, oczywiście koncentrując się na „chemicznym” aspekcie tego procesu.
Każdy kulturysta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie wystarczy zbudować potężną masę mięśniową. Trzeba ją jeszcze umiejętnie wyeksponować, a utrata maksymalnej ilości tkanki tłuszczowej jest tego podstawowym warunkiem. Aby ten cel osiągnąć, konieczne jest poznanie własnego organizmu, jego reakcji na kombinację odpowiedniej diety i aerobów oraz umiejętne zastosowanie tzw. fat burnerów, czyli suplementów i leków przyspieszających pozbycie się ukrywającego mięśnie tłuszczu. W tym celu opracowano wiele środków, które są wykorzystywane w kulturystyce. Należy do nich m.in. GH (hormon wzrostu), clenbuterol, hormony tarczycy (T3 i T4), a także najciekawszy, najniebezpieczniejszy i najbardziej skuteczny środek, jakim jest DNP, który dzisiaj postaram się omówić.
Co to takiego, skąd się wzięło i jak zawędrowało do naszego sportu? DNP to 2,4-Dinitrophenol, środek klasyfikowany jako trucizna (!). Nie występuje w przyrodzie, jest związkiem syntetycznym. Sublimuje (zmienia postać ze stałej na gazową), gdy zostanie podgrzany, jest wtedy substancją lotną. W temperaturze pokojowej ma postać żółtego, krystalicznego ciała stałego o stęchłym, słodkim zapachu. Jest substancją silnie brudzącą, o czym przekonał się każdy, kto choć raz zetknął się z DNP. Potrafi bez problemu przeniknąć przez dwie pary lateksowych rękawiczek (!) i opakowania z tworzyw sztucznych; barwi na żółto wszystko, z czym się zetknie, także skórę.
Więcej w listopadowym wydaniu Muscular Development
Witajcie. W tym miesiącu w „Ciemnej stronie mocy” chciałbym wszystkim czytelnikom przybliżyć jeden z najsilniejszych i najbardziej poszukiwanych sterydów anabolicznych – trenbolon. Postaram się też rzucić nieco światła na bardzo ważną kwestię jaką jest PCT (z ang. Post Cycle Therapy), czyli tak zwany odblok.
Zacznijmy więc od ulubionego środka niemal wszystkich zaawansowanych zawodników. Podobnie jak wiele innych leków, trenbolon trafił do naszego sportu wprost z weterynarii, gdzie był szeroko stosowany jako steryd pomocny w tuczeniu bydła. Dostępny w postaci Finaplexu, podskórnego implantu zawierającego octan trenbolonu, w krótkim czasie powodował przyrost beztłuszczowej masy ciała zwierzęcia nawet o kilkadziesiąt kilogramów! I nie trzeba dodawać, że było to mięso pierwszego gatunku. Szeroka dostępność i spektakularne działanie tego środka szybko skusiły domorosłych chemików, którzy prostymi metodami rozpuszczali rozkruszone tabletki w roztworze olejowym i całość przepuszczali przez zwykły filtr do kawy, a następnie wykonywali iniekcję, licząc że to, co wbijają domięśniowo, jest mniej więcej sterylne. Oczywiście iniekcyjna postać octanu trenbolonu działała wspaniale, dając szybkie i duże przyrosty suchej masy mięśniowej, ogromną siłę i znacznie przyspieszoną regenerację.
Czym naprawdę jest trenbolon i co sprawia, że jest tak wyjątkowy? Steryd ten należy do rodziny nandrolonów i wykazuje znaczne podobieństwo do popularnej Deca, a różnica w budowie polega na tym, że przy dziewiątym i jedenastym atomie węgla w cząsteczce (C9 i C11) występuje podwójne wiązanie. Właśnie ten rodzaj wiązania przy C9 zapobiega aromatyzacji, a co za tym idzie, retencji wody, z kolei takie samo wiązanie przy C11 zwiększa siłę wiązania sterydu z receptorem androgenowym. Ta niewielka zmiana w budowie cząsteczki powoduje, że w porównaniu z wzorcowym testosteronem, który ma tzw. indeks terapeutyczny 100/100, trenbolon opisują wartości 500/500, co oznacza, że jest pięć razy silniejszy anabolicznie i pięć razy silniejszy androgennie od testosteronu! Trenbolon o 200% zwiększa produkcję IGF-1, zarówno w mięśniach szkieletowych, jak i w wątrobie, intensyfikuje retencję azotu (w uproszczeniu: przyswajanie białek) w komórkach mięśniowych oraz znacznie obniża poziom działającego katabolicznie (przeciwieństwo anabolizmu) hormonu, jakim jest kortyzol. Ale na tym nie koniec. Obecnie jako jedyny steryd dostępny na rynku bezpośrednio nasila procesy lipotropowe, czyli nie tylko buduje masę mięśniową w tempie niemal ekspresowym, ale także spala tkankę tłuszczową! Poza tym, zwiększa produkcję czerwonych krwinek i przyspiesza odnowę zapasów glikogenu w komórkach, znacznie skracając czas potrzebny na regenerację. Każdy zawodnik stosujący trenbolon szybko zauważa, że może wykonywać więcej serii podczas treningu, a nawet częściej trenować. Sen jest krótszy, a mimo to wystarczający. Dobrą wiadomością dla wszystkich, którzy mają kłopoty z przyjmowaniem odpowiednich ilości kalorii jest to, że steryd ten zwiększa łaknienie, podobnie jak boldenon.
Więcej w październikowym wydaniu Muscular Development
Witajcie. W tej części „Ciemnej strony mocy” postaram się przybliżyć czytelnikom jeden z najnowszych, najciekawszych i jednocześnie wciąż pełen tajemnic środek wspomagający, jakim jest IGF-1.
Co to takiego i jak to działa? Insulin-like Growth Factor-1 (Insulinopodobny Czynnik Wzrostu -1), bo tak brzmi jego pełna nazwa, to polipeptyd składający się z 70 aminokwasów, wykazujący duże podobieństwo w budowie do insuliny. Jest on produkowany w wątrobie i mięśniach szkieletowych w odpowiedzi na puls (naturalne wydzielanie) lub iniekcyjne podanie GH. Jego spektrum, czyli zakres działania, jest dużo szersze, niż wydaje się większości trenujących. IGF-1 jest nie tylko niezwykle silnym anabolikiem, powodującym hipertrofię, czyli rozwój komórek mięśniowych, ale odpowiada także za ich hiperplazję, czyli podział. W praktyce oznacza to niepowstrzymany i nieograniczony stały rozwój masy mięśni. Ale na tym nie koniec. IGF-1 jest silnym lipotropem, czyli spalaczem tkanki tłuszczowej, zwiększa przyswajanie chondroityny i glukozaminy, uwrażliwia komórki na działanie insuliny, regeneruje układ nerwowy, jest silnym antykatabolikiem, nasila produkcję białych krwinek, a także obniża poziom złego cholesterolu LDL. I jeszcze jedna ciekawostka – IGF-1 jest niewykrywalny w czasie jakichkolwiek testów antydopingowych. Jedynym sposobem jego wykrycia w organizmie sportowca jest przeprowadzenie biopsji mięśnia, a na to nigdy żadna komisja nie uzyska zgody.
W latach 90. ubiegłego stulecia rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę badania, najpierw na szczurach laboratoryjnych, i uzyskano szereg zadziwiających rezultatów. Otóż okazało się, że szczury, którym podawano IGF-1 stawały się dużo bardziej muskularne i silniejsze niż osobniki, którym nie podawano IGF-1, ale za to poddawano je intensywnym treningom. Nietrudno się domyślić, że szczury, które trenowały i korzystały z pomocy IGF-1 przerastały wszystkie pozostałe. Wkrótce rozpoczęto testy na ludziach i wyniki były podobne.
Początkowo przeszkodą była niestabilność tego hormonu. Jego delikatna struktura powodowała, że nawet transport i towarzyszące mu wstrząsy degradowały IGF-1 do zbioru bezużytecznych peptydów i pojedynczych aminokwasów. Naukowcy w laboratoriach szybko temu zaradzili i tak powstał LR3 IGF-1, postać o wiele bardziej stabilna i jeszcze silniejsza.
Co sprawia, że nowa postać tego środka jest lepsza od pierwotnej wersji? Należy pamiętać, że tak jak w przypadku sterydów, droga do receptora w komórce nie jest prosta. Po drodze hormon napotyka wiążące go białka, które pewną jego część czynią bezużyteczną dla rozwoju mięśni w danej chwili, bo tylko wolna, czyli niezwiązana, postać hormonu może przyłączyć się do receptora komórki. W przypadku IGF-1 takich białek jest aż sześć! Naukowcy rozwiązali ten problem i kwestię niestabilności za jednym zamachem. Wydłużyli łańcuch aminokwasów z 70 do 83 i tak powstał L(long)R3 IGF-1. Jego aktywność wzrosła do ponad 8 godz., co wyeliminowało konieczność wielokrotnych iniekcji w ciągu dnia, stabilność jest porównywalna ze stabilnością GH, a przede wszystkim siła jego działania wzrosła ponad trzykrotnie! Jak silny jest odpowiednio zaaplikowany LR3 IGF-1? Łamy MD to nie rozprawa naukowa, więc użyjmy obrazowego porównania. Jeśli sterydy anaboliczne to stary Ford Model T z początku XX wieku, to LR3 IGF-1 jest gwiezdnym niszczycielem Dartha Vadera. Między tymi środkami jest przepaść pod względem siły i spektrum działania, ale zanim zaczniecie rozpytywać o ten środek i szukać go w necie, jak zwykle kilka słów ostrzeżenia. Skutki uboczne stosowania LR3 IGF-1 są po prostu jeszcze nie do końca poznane. Tak naprawdę to w ogóle niewiele o nich wiemy, gdyż środek ten jest zbyt nowy. Tyle tytułem ostrzeżenia, przejdźmy więc do strony praktycznej.
LR3 IGF-1 w postaci handlowej wygląda podobnie jak GH. Podobnie też należy go transportować i przechowywać, choć dłużej zachowuje stabilność w temperaturze pokojowej. Po rozpuszczeniu należy bezwzględnie przechowywać go w lodówce i nigdy nie używać do jego rozpuszczania roztworu soli fizjologicznej. Najlepsza do tego celu jest woda bakteriostatyczna.
Teraz najważniejsza kwestia. Jak stosuje się LR3 IGF-1? Jak wspomniałem wyżej, hormon ten m.in. uwrażliwia komórki na działanie insuliny. Można go podawać po treningu, co jest opcją zdecydowanie najlepszą, lub rano i po treningu. Środek ten działa potężnie w połączeniu z GH i insuliną, nie jest to więc w żadnym wypadku system wspomagania dla początkujących czy średniozaawansowanych kulturystów. System ten wymaga jednoczesnego podawania wielu suplementów, rygorystycznego przestrzegania pór i składu posiłków i intensywnych, regularnych treningów. Czego możemy oczekiwać w zamian? Czas niezbędny do pełnej regeneracji między treningami zostaje zauważalnie skrócony. Tempo leczenia kontuzji znacznie wzrasta, siła i masa mięśni rosną z dnia na dzień, a poziom tkanki tłuszczowej, mimo wysokokalorycznej, wysokowęglowodanowej diety, wciąż spada… Nabite na treningu mięśnie zachowują ukrwienie jeszcze wiele godzin później.
Żeby osiągnąć maksymalne korzyści ze stosowania tego hormonu, należy przyjąć go w odpowiedniej kombinacji. Wygląda to w następujący sposób. Godzinę przed rozpoczęciem treningu zawodnik bierze 10 IU hormonu wzrostu, 30 min przed treningiem podaje sobie insulinę krótkodziałającą w dawce odpowiedniej do masy ciała. Natychmiast po przyjęciu insuliny wypija koktajl składający się z 30−50 g hydrolizatu serwatki, 30−40 g dekstrozy i 70−100 g maltodekstryny, do tego 5−10 g BCAA, 5 g kreatyny, 3−5 g związków argininy, czyli popularnych NO boosterów i zestaw minerałów, witamin oraz antyoksydantów. Podczas treningu, co kilka minut, zawodnik pije koktajl składający się z hydrolizatu serwatki i 100−150 g maltodekstryny. Około godziny po zakończeniu sesji treningowej przyjmuje 40−100 µg (mikrogramów) LR3 IGF-1 i zjada pełnowartościowy, lekkostrawny posiłek zawierający minimum 150 g węglowodanów i 50−60 g białka, dodając zestaw witamin, minerałów, antyoksydantów i 10 g BCAA. Kolejne posiłki należy spożywać w odstępie 2−2,5 godz.
Zauważyliście z pewnością, że insulinę krótkodziałającą podaje się przed treningiem. Jest to praktyka bardzo niebezpieczna, a jeśli ktoś chciałby pominąć przed- i śródtreningowy koktajl proteinowo-węglowodanowy, to prawdopodobieństwo wystąpienia hipoglikemii zamienia się w pewność, ze wszystkimi tego fatalnymi następstwami, do śpiączki i śmierci włącznie. Jeszcze raz ostrzegam. Nigdy tego nie próbujcie, jeśli nie wiecie dokładnie jak to zrobić lub jeśli nie macie możliwości skonsultowania się z kimś, kto rozwieje wszystkie wątpliwości.
Tajemnica działania tego systemu opiera się na założeniu, że jeśli już podczas treningu zmusimy mięśnie do przyswojenia wszystkich tych makro- i mikroskładników, to czas potrzebny na regenerację zostanie skrócony do minimum, tym samym faza superkompensacji i wzrostu nadejdzie szybciej. Jaka teoria by za tym nie stała, w praktyce sprawdza się znakomicie. Zawodnicy mówią o niesamowitych efektach, przyroście czystej masy mięśni i pompie treningowej niespotykanej nigdy dotąd. Jak powinna wyglądać reszta wspomagania? Wiele zależy od pory treningu. Jeśli sesja treningowa przypada w godzinach porannych, to oprócz 10 IU GH podanych godzinę przed treningiem, podaje się kolejne 10 IU przed snem. Można wziąć 5 IU GH rano, 10 IU GH przed treningiem, jeśli wypada w godzinach południowych i 5 IU GH przed snem. Całość uzupełnia stack sterydowy skomponowany w/g uznania zawodnika. Insulina w tym systemie podawana jest tylko w dni treningowe i tylko raz dziennie. W połączeniu z LR3 IGF-1 jest to dawka całkowicie wystarczająca. Większa ilość insuliny jest zbędna, a nawet szkodliwa z punktu widzenia jakości muskulatury. Zakładam, że każdy zawodnik, który decyduje się na ten system wspomagania, jest zainteresowany przyrostem maksymalnie czystej masy mięśni, a czasy, gdy postępy mierzył nabijanymi kilogramami już dawno minęły… Rozpiętość podanych ilości węglowodanów i białek wynika oczywiście z różnicy masy ciała zawodników. Kulturysta o masie ciała przekraczającej 130 kg potrzebuje więcej niż ten, którego waga oscyluje wokół 100 kg. W celu maksymalizacji efektów należy pamiętać o odpowiedniej podaży BCAA, kreatyny, NO boosterów, witamin, minerałów, antyoksydantów, kwasów tłuszczowych i oczywiście białek i węglowodanów. Ilość posiłków nie powinna być mniejsza niż 6−7, nie wolno zapominać też o wodzie, którą należy pić w dużych ilościach – im więcej, tym lepiej.
W poprzedniej części „Ciemnej strony mocy” omawiałem stosowanie insuliny, GH i sterydów w prostym cyklu masowym, obliczonym dla zawodnika o masie około 110 kg. Po tych 6 tygodniach nasz kulturysta jest już dużo większy, przyrosty rzędu 10−15 kg nie są rzadkością… Masa jego ciała to około 125 kg. Przez następne 2 tygodnie trenuje bez pomocy insuliny, po czym zaczyna stosować omawiany dzisiaj system wspomagania z wykorzystaniem LR3 IGF-1. 7−10 tygodni to optymalny czas podawania tego hormonu i po tym okresie czasu wprowadza się kolejne zmiany. O tym napiszę szerzej w kolejnej części „Ciemnej strony mocy”.
Zgodnie z obietnicą sprzed miesiąca, postaram się omówić budowę, działanie i miejsce w cyklu tych środków, o których słyszeli niemal wszyscy trenujący, a niewielu wie, jak naprawdę powinno się je stosować. Mowa tutaj o insulinie oraz GH, czyli hormonie wzrostu, bez którego większość kulturystów nie wyobraża sobie budowy cyklu.
Zacznijmy od GH. Żeby dobrze zrozumieć działanie tego hormonu, trzeba poznać podstawy. Wszyscy słyszeli o aminokwasach i o tym, że mogą się one łączyć w dłuższe lub krótsze łańcuchy, tworząc związki o bardzo zróżnicowanym działaniu. Każdy aminokwas składa się z grupy aminowej NH2, „środka” charakterystycznego tylko dla siebie i grupy karboksylowej COOH. Ta właśnie grupa jednego aminokwasu może się łączyć z grupą aminową innego, tworząc tzw. wiązanie peptydowe, a proces ten nazywamy reakcją kondensacji. W ten sposób tworzą się różnej długości łańcuchy, z których najkrótszy składa się z dwóch aminokwasów i jest zwany dipeptydem. Jeśli łańcuch tworzy do 50 aminokwasów, mówimy o peptydach, łańcuch złożony z 50 do 100 aminokwasów tworzy polipeptydy, a ponad 100 aminokwasów połączonych ze sobą wiązaniami peptydowymi tworzy białka, czyli proteiny. I tutaj dochodzimy do sekwencji 191 aminokwasów połączonych ze sobą, tworzących białko zwane hormonem wzrostu.
GH jest bardzo silnym lipotropem, czyli spalaczem tkanki tłuszczowej, silnym anabolikiem i wykazuje synergiczne działanie z testosteronem, insuliną i tyroidami, czyli hormonami tarczycy. Każdy z tych hormonów wzmacnia działanie trzech pozostałych, nic więc dziwnego, że wszystkie one znajdują swoje miejsce i zastosowanie w stacku.
Jest wiele szkół i sposobów stosowania GH, podobnie jak duża jest rozpiętość aplikowanych dawek. Już 2 IU hormonu wzrostu znacznie przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej, 4–8 IU na dzień to wyraźnie odczuwalna dawka pomagająca budować masę mięśniową i siłę, a także lecząca kontuzje, z kolei 20–30 IU dziennie to dawki stosowane przez zawodowych kulturystów i wydaje się, że tylko kwestia finansowa powstrzymuje ich przed braniem większych ilości GH.
Hormon wzrostu stosuje się w cyklu 6 dni, następnie jest 1 dzień przerwy, ale najbardziej popularnym schematem jest 5 dni podawania, 2 dni przerwy, czasem są to 4 dni brania i 3 dni przerwy, w zależności od dziennej dawki. Przykładowo 6 IU dziennie najczęściej podaje się przez 5 dni, 3 IU rano i 3 IU przed snem, po czym robi się 2 dni przerwy. Niektórzy zawodnicy stosują GH tylko po treningu w ilości 10 IU w jednorazowej dawce, skracając w ten sposób do minimum czas potrzebny na regenerację. Innym sposobem stosowanym od niedawna jest podawanie 10 IU GH przed treningiem, w kombinacji z insuliną i IGF-1, ale o tych środkach nieco później.
Warto wspomnieć, że hormon wzrostu jest aktywny w organizmie tylko przez kilkadziesiąt minut, a całe jego anaboliczne działanie to zasługa IGF-1, którego sekrecję (czyli wydzielanie) powoduje GH. Podwyższony poziom IGF-1 w mięśniach szkieletowych utrzymuje się dłuższy czas, wywołując nasilenie anabolizmu. Dowiedziono, że poziom IGF-1 rośnie w zależności od ciągłości i dawki podawanego GH, ale tylko przez 5–7 dni. Po tym czasie stabilizuje się, więc stosowanie GH w systemie 5 dni na 2 dni przerwy wydaje się najbardziej zasadne, bo z jednej strony powoduje maksymalne podniesienie poziomu IGF-1, a z drugiej pozwala na pozbycie się części wody, którą GH zatrzymuje.
Kolejnym hormonem, którego zastosowanie odmieniło kulturystykę na początku lat 90. ubiegłego stulecia jest insulina. Ten od dawna znany hormon jest najsilniejszym anabolikiem w ludzkim organizmie. Jednak każdy, kto chciałby po niego sięgnąć powinien wiedzieć, że jego zastosowanie bez wystarczającej wiedzy stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia i życia. Lekkomyślne przyjmowanie insuliny może prowadzić do poważnych powikłań, takich jak uszkodzenie nerek i wzroku, śpiączki a nawet śmierci i to nie kiedyś tam, w odległej przyszłości, ale już kilka godzin po przedawkowaniu. Pamiętajcie, zostaliście ostrzeżeni. Kto się nie boi, niech czyta dalej.
Bez wątpienia, to właśnie stosowanie insuliny spowodowało, że zawodowi kulturyści nagle zwiększyli swoją wagę startową nawet o kilkanaście kilogramów i to z sezonu na sezon. Naiwni mogą wierzyć w mętne tłumaczenia, że to wszystko zasługa nowej diety, metod przygotowań i w tym podobne bajki, ale fakty mówią same za siebie. W 1990 roku najcięższym zawodnikiem na Mr. Olympia był Mike Christian ważący 109 kg przy wzroście 185 cm, podczas gdy reszta kulturystów na tych zawodach ważyła 90–95 kg. Kilka lat później średnia wagi startujących na Mr. O wzrosła do 115 kg! Cuda? Tak, ale farmakologiczne...
Podobnie jak GH, insulina jest stosowana na wiele sposobów. Jest szeroko używana w cyklach masowych, o czym za chwilę, ale nie wszyscy wiedzą, że ten hormon podaje się także w czasie redukcji, w kombinacji z inną, równie niebezpieczną substancją, jaką jest DNP.
Głównym zadaniem insuliny jest transportowanie składników odżywczych pobieranych z krwi do komórek ciała. Przez intensywny trening siłowy, dobranie odpowiednich pór i składu posiłków, kulturysta stwarza optymalne warunki do maksymalnego wykorzystania insuliny do rozwoju masy mięsni. Łącząc posiłki z odpowiednią suplementacją, wykorzystuje insulinę do przeładowywania komórek mięśni aminokwasami, glukozą, kreatyną w stopniu nieosiągalnym bez tego rodzaju wspomagania, skracając w ten sposób czas potrzebny na regenerację i nasilając procesy anaboliczne. W kombinacji z GH i sterydami anabolicznymi insulina daje uczucie potężnego napompowania mięśni. Wystarczą pierwsze 2–3 serie rozgrzewki, aby pojawiło się wrażenie, że mięśnie lada chwila eksplodują, a ukrwienie osiągnięte na treningu utrzymuje się jeszcze długo po jego zakończeniu. Jednak zawsze warunkiem przyrostów są regularne posiłki, bez nich nie ma mowy o żadnych postępach. 7–9 dużych posiłków to konieczność, bez tego nikt nie powinien nawet myśleć o stosowaniu insuliny.
W lecznictwie stosuje się wiele rodzajów insuliny. Jest insulina długodziałająca, np. Humulin N, krótkodziałająca, przykładem jest Humulin R oraz cała masa preparatów o różnym czasie działania, np. Mixtard, który podany rano, działa kilkanaście godzin, osiągając szczyt działania po 2,5–3 godz.
W przykładowym cyklu wykorzystuje się insulinę o przedłużonym działaniu, nazwijmy ją HN i krótkodziałającą, czyli HR. Załóżmy, że sięga po nią zawodnik o masie ciała 110 kg, czyli około 245 funtów. Obliczamy maksymalną, jednorazową ilość insuliny, dzieląc 245 przez 15. Otrzymujemy 16,33, więc wyjściowa dawka to połowa z tego, czyli dawka wynosi około 8 IU, podaje się ją w następujący sposób. Rano, po śniadaniu 8 IU HN + 8 IU HR. Po 6 godzinach kolejne 8 IU HR i 6 godzin później znów 8 IU HR. Bezwzględnie należy pamiętać o odpowiedniej ilości węglowodanów, najlepiej 15 g na każdy 1 IU insuliny. Po 5 dniach następują 2 dni przerwy, podobnie jak w przypadku stosowania GH. W kolejnym tygodniu dawka wzrasta o 2 IU, czyli mamy już 10 IU HN + 10 IU HR i 2 razy 10 IU HR w ciągu dnia. W trzecim tygodniu mamy odpowiednio 12 IU HN i 3 × 12 IU HR i tak dalej, aż do osiągnięcia maksymalnej dawki, czyli 16 IU HN + 16 IU HR i 2 × 16 IU HR później, w ciągu dnia.
Zauważcie, że łączna ilość insuliny to 64 IU dziennie, co wymaga zjedzenia 960 g węglowodanów. Teraz już chyba wiecie jak to możliwe, że kulturysta na masie zjada ogromny posiłek i dwie godziny później znów jest głodny... Oczywiście są tacy, którzy biorą dużo więcej.
Czy ten system jest skuteczny? Bardzo. Czy jest bezpieczny? Na pewno nie. Jeszcze raz ostrzegam – insulina to nie zabawka. To potężnie działający hormon, mogący pomóc rozbudować muskulaturę do ogromnych rozmiarów lub zabić. Czasami jedno i drugie... Jest na świecie całkiem dużo udokumentowanych przypadków poważnych powikłań po przedawkowaniu insuliny. Samopoczucie przy przyjmowaniu tego hormonu też nie jest rewelacyjne, oględnie mówiąc. Z drugiej strony... brałem i żyję, i mam się całkiem dobrze, do Valhalli jeszcze się nie wybieram. Każdy powinien sam rozważyć czy warto, czy naprawdę tego chce i, zanim spróbuje, dowiedzieć się jak najwięcej. Poniżej prosty schemat kilku pierwszych tygodni cyklu masowego.
Tydzień Enantan Boldenon GH HN HR
testosteronu undecylenat
1 400 mg 400 mg 4 IU 8 IU 3 × 8 IU
2 600 mg 400 mg 6 IU 10 IU 3 × 10 IU
3 600 mg 500 mg 6 IU 12 IU 3 × 12 IU
4 600 mg 600 mg 6 IU 14 IU 3 × 14 IU
5 600 mg 600 mg 6 IU 16 IU 3 × 16 IU
6 800 mg 800 mg 6 IU 16 IU 3 × 16 IU
W kolejnej części „Ciemnej strony mocy” dalszy ciąg sposobów wspomagania, bo to dopiero wierzchołek góry lodowej...
Bibliografia:
1. Toshiaki Tanaka, et al., Pharmacokinetics and Metabolic Effects of High-Dose Growth Hormone Administration in Healthy Adult Men, Endocrine Journal, 1999, 46 (4): 605–612.
W cyklu artykułów pod wspólnym tytułem „Ciemna strona mocy” postaram się szeroko przedstawić kwestię używania środków farmakologicznych w sportach siłowych i sylwetkowych ze szczególnym uwzględnieniem kulturystyki.
Wokół wspomagania farmakologicznego narosło sporo mitów i nieporozumień, które warto odkłamać, a jednocześnie jasno i wyraźnie powiedzieć, że doping był, jest i będzie obecny w naszym sporcie bez względu na to, co niektórzy hipokryci chcieliby wmówić mniej zorientowanym.
Patrząc na potężne sylwetki współczesnych mistrzów kulturystyki nie sposób nie zastanowić się, w jaki sposób dochodzą do tak ekstremalnie rozbudowanej muskulatury. Prawda jest taka, że ogromną rolę odgrywa genetyka, ciężki, systematyczny trening i wiedza z zakresu diety i suplementacji. Oczywiście jest jeszcze to COŚ, co niczego nie zastąpi, a bez czego zbudowanie ogromnych, pociętych mięśni nie byłoby możliwe. Mowa o sterydach anaboliczno-androgennych, hormonie wzrostu, insulinie, coraz bardziej popularnych peptydach (CJC1295, GHRP-2, GHRP-6) oraz spalaczach tkanki tłuszczowej, takich jak clenbuterol czy DNP i wielu innych środkach, których działanie i miejsce w cyklu postaram się omówić. Należy przy tym powiedzieć, że przynajmniej część tych specyfików jest niebezpieczna dla zdrowia lub wręcz potencjalnie zabójcza, jeśli sięga po nie ktoś, kto nie wie co robi. Pamiętajcie, to niewiedza i ignorancja zabija, więc kto się nie boi, niech czyta dalej.
Zaczniemy od samego początku, czyli od hormonu, który sprawia, że mężczyzna jest mężczyzną. To oczywiście testosteron, środek umożliwiający rozwój muskulatury i siły. Nie wszyscy jednak wiedzą, że 99% siły działania tego hormonu powoduje ograniczenie katabolizmu, a tylko 1% promuje anabolizm. Z tego wynika kilka oczywistych wniosków. Po pierwsze, blokując kataboliczne działanie takich hormonów jak kortyzol, umożliwiamy jeszcze większy przyrost masy mięśniowej. Po drugie, łącząc testosteron, silny androgen ze sterydem silnym anabolicznie, np. nandrolonem, otrzymujemy potężnie działającą mieszankę, popularny stack... Brzmi znajomo? Pewnie tak, ale wątek łączenia środków rozwiniemy nieco później.
Na rynku jest dostępnych wiele postaci testosteronu. Są zarówno formy bezestrowe, czyli testosterone suspension, wodna zawiesina tego środka, jak i wiele postaci estryfikowanych, np. propionat testosteronu, cypionat, enantan i wiele innych. Często rynek oferuje mieszanki składające się z 3, 4 i więcej form testosteronu. Wspólną ich cechą jest to, że zawierają jeden i ten sam hormon – właśnie testosteron, za każdym razem powiązany z innym kwasem, tworząc w ten sposób estr testosteronu. Po wprowadzeniu, za pomocą iniekcji, głęboko do wewnątrz mięśnia, wiązania pomiędzy testosteronem a kwasem pękają i w ten sposób do krwi dostaje się wolna postać hormonu, gotowa związać się z receptorem i wywołać pożądane przez nas zmiany. Nie oznacza to, niestety, że cały uwolniony testosteron trafi do komórek mięśni szkieletowych i spowoduje upragniony przez nas wzrost masy mięśniowej. Po drodze cząsteczki wolnego testosteronu mogą napotkać przeszkody w postaci m.in. białek SHBG, które wyłapią i zwiążą część hormonu, czyniąc go bezużytecznym w danej chwili. Oczywiście są sposoby na zminimalizowanie ilości testosteronu wiązanego przez SHBG przez dodanie do stacku odpowiedniego środka – wrócimy do tego przy omawianiu budowania cyklu.
To, z jakim kwasem został połączony testosteron decyduje o czasie i sile jego działania. I tak, propionat testosteronu ma relatywnie słabe wiązania, które szybko pękają i cały hormon dostaje się do krwi w ciągu około trzech dni. Enantan testosteronu potrzebuje już na to kilkunastu dni, a testosteron suspension jest postacią gotową do działania, dostaje się do krwiobiegu, a co za tym idzie, prawie natychmiast do komórek. Działa więc szybko i z całą mocą, ale też bardzo krótko – wymaga codziennych iniekcji, najlepiej co 12 godzin. Analogicznie, propionat testosteronu podajemy co trzeci dzień, enantan testosteronu – minimum raz na dwa tygodnie.
Jakie dawki biorą kulturyści i strongmani? Rozpiętość jest duża, ale dawki w ilości 2–3 tys. mg (!) w tygodniu nie są rzadkością. Normą jest przyjmowanie 200 mg propionatu testosteronu dziennie w połączeniu z innymi sterydami, GH, insuliną. Utarło się, że krótkie estry bardziej nadają się w czasie redukcji, czyli w okresie rzeźbienia niż do budowy masy. To do nie jest końca prawdą. Po prostu środki krótkodziałające trudniej skumulować w organizmie i spowodować skutek uboczny w postaci aromatyzacji objawiającej się retencją wody, ale nie jest to niemożliwe. To tylko kwestia dawki. Podobnie jak możliwe, choć mało wygodne, jest budowanie masy mięśniowej na krótkich środkach, bo to wymaga codziennych iniekcji.
Trenujący często pytają, który estr testosteronu najbardziej nadaje się do budowania masy. Enantan testosteronu? Cypionat? A może mieszanka estrów? Otóż jest to sprawa indywidualnych preferencji, a czasami decyduje dostępność danego środka. Dlatego w USA tak bardzo popularny jest test cypionat, a w Europie częściej używa się enantan. Każdy powinien wypróbować kilka środków i pozostać przy tych, które działają na niego najlepiej. W każdym razie jednego możecie być pewni: testosteron jest podstawą każdego hardcorowego cyklu i nigdy nie powinien być pomijany. Hormon ten umożliwia ciężkie, intensywne treningi i szybką regenerację.
Działanie testosteronu można wzmocnić, łącząc go z innymi środkami, budując tzw. stack. Już w latach 80. ubiegłego stulecia Daniel Duchaine, sterydowy guru, opisał w swoim „Underground Steroid Handbook” zależność, którą zauważyli zawodnicy używający sterydów anabolicznych. Otóż okazało się, że łącząc np. 400 mg testosteronu i 400 mg nandrolonu tygodniowo, osiąga się lepsze i większe przyrosty masy mięśni, niż stosując 1000 mg samego testosteronu lub 1000 mg nandrolonu czy innego silnie anabolicznego środka. To tzw. synergia, wzajemne wzmacnianie działania, gdzie 2 + 2 nie daje 4, ale 6 lub więcej.
Z czym więc łączyć testosteron, aby mieszanka dawała największe przyrosty masy? Do najpopularniejszych środków, będących dobrym uzupełnieniem, należy bez wątpienia nandrolon, szczególnie jego długodziałająca postać, dekanian nandrolonu, czyli popularna na całym świecie Deca. Jest to silny anabolicznie steryd, którego działanie polega na zwiększeniu tempa i ilości przyswajania białka i minerałów, w tym wapnia, dlatego lek ten jest wykorzystywany w leczeniu osteoporozy. Wykazuje także działanie przeciwzapalne i dlatego chętnie sięgają po niego zawodnicy mający problemy ze stawami, podniszczonymi przez wieloletnie dźwiganie dużych ciężarów. Nandrolon to steryd bardzo bezpieczny. Podczas jednego z testów podawano grupie mężczyzn dekanian nandrolonu w ilości: 200 mg/pierwszy tydzień, 400 mg/drugi i 600 mg od 3. do 12. tygodnia. Po zakończeniu testu nie odnotowano żadnych negatywnych zmian, zarówno w ogólnej ilości cholesterolu, trójglicerydów, jak i cholesterolu HDL, a w większości przypadków zaobserwowano wzmocnienie bariery immunologicznej organizmu.
Trzeba jednak pamiętać, że pojedyncza iniekcja już 100 mg nandrolonu jest w stanie spowodować zatrzymanie produkcji własnego testosteronu na ponad 30 dni! Logiczne więc jest, że ten steryd należy zawsze łączyć z testosteronem. Dekanian nandrolonu zwykle stosuje się w ilości 2 mg na funt wagi ciała w tygodniu, czyli zawodnik o masie 90 kg powinien brać 400 mg, 112-kilogramowy – 500 mg, a ważący 135 kg – 600 mg tygodniowo.
Testosteron + nandrolon można wzmocnić sterydem podawanym doustnie, takim jak oksymetolon, metandienon czy stanozolol. Tutaj jednak trzeba być ostrożnym, ponieważ środki te, choć niewątpliwie skuteczne, są toksyczne dla wątroby i ich używanie może doprowadzić do znacznego ograniczenia apetytu, a jak wiadomo, próba budowania masy mięśniowej bez jedzenia jest z góry skazana na niepowodzenie.
Podsumowując: trenujący, którzy mają problemy z łaknieniem przy stosowaniu doustnych sterydów anabolicznych powinni darować sobie ich używanie. Bez tych środków spokojnie można się obejść. Dla pozostałych skuteczne dawki oksymetolonu to 50–150 mg dziennie, a metandienonu 30–60 mg. Oczywiście są tacy, którzy uśmiechną się, czytając o takich dawkach, bo uważają, że jeśli dużo znaczy dobrze, to więcej znaczy jeszcze lepiej. Jednak ta zasada nie zawsze się sprawdza, a z przeciążoną lub uszkodzoną wątrobą ciężko rozbudowywać muskulaturę.
Sterydem, który może zwiększyć łaknienie i tym samym ułatwić budowę masy jest boldenon. Można go stosować zamiennie z nandrolonem, ponieważ podobnie jak boldenon wykazuje działanie przeciwzapalne, daje trwałe, solidne przyrosty masy mięśniowej i ciągnie mniej wody, niż popularna Deca. Jest także mało toksyczny i dawki 400–1000 mg w tygodniu to dla wielu hardcorowców norma. Zaopatrując się w ten steryd należy pamiętać, aby unikać jego wersji weterynaryjnych, gdyż stężenie 50 mg/ml jest stanowczo za małe, jeśli planujemy użycie choćby 600 mg w tygodniu.
W kolejnym artykule zaczniemy budować kilkunastotygodniowy cykl z wykorzystaniem estrów testosteronu, Deca i boldenonu, a także bardziej zaawansowanych środków, takich jak insulina i GH.
Muscular Development |
Główne działy na stronie |
Twoje konto |
Linki |