Witam,po raz kolejny,wszystkich fanów CIEMNEJ STRONY MOCY. Chciałbym dzisiaj poruszyć temat wspomagania farmakologicznego w sportach sylwetkowych i siłowych,ale z nieco innej perspektywy niż to miało miejsce do tej pory. Wiele mówi się i pisze o wykorzystywaniu sterydów anaboliczno –androgennych przez szerokie rzesze amatorów żelaznego sportu,zarówno tych trenujących wyczynowo z myślą o startach w zawodach,jak i uprawiających kulturystykę bez zamiaru sportowej rywalizacji na scenie. Mówimy o cyklach sterydowych,dawkach i efektach stosowania SAA,podświadomie łącząc ten proceder z obrazem potężnej,męskiej sylwetki. I nie ma w tym nic złego ani dziwnego,ale często nie uświadamiamy sobie,że my,mężczyżni,nie jesteśmy wyłącznymi użytkownikami tych środków. Po sterydy anaboliczne już dawno zaczęły sięgać kobiety i wcale nie są to przypadki odosobnione. Kilka lat temu w USA przeprowadzono badania ,z których wynika,że 0,2% ankietowanych kobiet stosuje sterydy. Zestawiając te dane z 0,9% mężczyzn deklarujących się jako użytkownicy SAA otrzymujemy obraz,z którego możemy śmiało wywnioskować,że przedstawicielki płci pięknej sięgające po anaboliczne środki dopingujące,stanowią całkiem sporą grupę. Ciekawe jest to,że po sterydy i inne „wspomagacze”sięgają nie tylko kulturystki i siłaczki,ale także zawodniczki fitness a nawet panie startujące w kategorii bikini... O ile stosowanie sterydów przez kulturystki dążące do zdobycia jak największej muskulatury nie powinno nikogo dziwić,o tyle stosowanie SAA przez fitnesski może już zastanawiace. Rodzi się bowiem pytanie,co wspólnego maja pochodne męskiego hormonu testosteronu z kobiecością,do której dążą uczestniczki wspomnianych konkurencji.