Cześć, chłopcy i dziewczęta! To ja, nareszcie mam zaszczyt nawiązać z wami kontakt na łamach polskiego MD i obiecuję, że wszystko, co tu napiszę będzie szczere i nie będę unikał odpowiedzi na żadne wasze pytanie. Może zacznę od tego, jak rozpoczęła się moja przygoda z kulturystyką, czym była dla mnie kulturystyka i co ze mnie uczyniła.
Gdy w wieku 17 lat zaczynałem treningi, wcale nie byłem duży. Wręcz przeciwnie, byłem bardzo chudy, a na głowie miałem afro, hehehe. Uwielbiałem grać w piłkę, ale ze względu na brak współpracy w drużynie, leciała ona zawsze nie tam gdzie trzeba, więc postanowiłem sobie poszukać dyscypliny, w której moja ciężka praca będzie przynosiła owoce. W szkole średniej i w moim sąsiedztwie najpopularniejsi byli duzi i silni chłopcy, szczególnie wśród dziewczyn. Postanowiłem też zwrócić na siebie uwagę. Zacząłem więc ćwiczyć i w bardzo krótkim czasie, mimo braku suplementów i nieprzestrzegania diety, zacząłem obrastać naprawdę solidną masą, a moja sylwetka zmieniała się w kosmicznym tempie! Zrozumiałem, że to kwestia genetyki. Wszyscy wokół zaczęli mnie namawiać na starty na zawodach kulturystycznych, a ja stwierdziłem, że to śmieszne i nie chcę latać półnagi przed publicznością. A potem zobaczyłem zdjęcie Shawna Raya i zamurowało mnie. Potem zobaczyłem film z nim (na VHSie, bo wtedy nie było jeszcze żadnych DVD ani nawet CD). Obserwowałem jak trenuje, widziałem, że ma fajne auto, fajny motocykl, niezły dom i w ogóle jest przystojny i sławny! Powiedziałem sobie: CHCĘ BYĆ JAK ON! Uwierzcie mi, od tego momentu obudził się we mnie ogień, który płonie po dziś dzień. Nawet na sekundę nie przygasł! Zawsze jestem głodny i pragnę więcej. Śledziłem wszystkie informacje na temat Shawna Raya, byłem i ciągle jestem, jego wielkim fanem, aż w końcu po 23 latach odkąd zacząłem się interesować jego życiem zostaliśmy przyjaciółmi.
Pierwszy raz wystartowałem po 6 czy 7 miesiącach treningów, w 1992 roku. Wygrałem lokalne zawody, pokonując zawodników trenujących od lat. Nie byłem największy, ale miałem świetną, zrównoważoną sylwetkę. I byłem najmłodszy. Zostałem powołany do reprezentacji kraju natychmiast po tych zawodach i następny mój start odbył się na zawodach azjatyckich w Szanghaju w 1993 roku. Dobrze się przygotowałem i zdobyłem swój pierwszy międzynarodowy tytuł, zostałem też pierwszym arabskim juniorem, który zdobył nagrodę za najlepsze pozowanie. Rok później na tych samych zawodach, znów wygrałem taką nagrodę.
Po wygraniu tytułu Mr. Asia Juniorów dwa razy z rzędu, w moim kraju zostałem okrzyknięty złotym chłopcem, wszystkie oczy były skierowane na mnie. Gdziekolwiek bym nie poszedł chłopcy i dziewczęta szeptali: „Tak, to on. To Sami!”. Uwielbiałem to, mówiąc szczerze, dobrze jest być w centrum uwagi, dobrze jest być wyjątkowym. Nie będę was oszukiwał, stałem się zarozumiały i samolubny. Ale wyleczyła mnie z tego moja babcia. Wykręciła mi jak zawsze lewe ucho i prosto w nie powiedziała takim niskim głosem: „Bądź dobry dla ludzi, których napotykasz w drodze na szczyt, bo trafisz na nich też schodząc”. I to zdanie ciągle dźwięczy mi w uszach, niezależnie od tego, ile wygranych mam na koncie i jakich tytułów bym nie zdobył. Nigdy nie zapominam kim jestem i skąd jestem! Od tego czasu jestem szalonym Samim, pomagam komu tylko mogę, jestem znany z poczucia humoru, kocham żartować, dużo się uśmiecham i szanuję każdego, dużego czy małego, dziewczynę czy chłopaka. I zawsze mam czas dla każdego… Dziękuję babciu!
Gdy skończyłem 22 lata nie mogłem już startować w zawodach juniorskich, musiałem więc zacząć startować z zawodnikami większymi i starszymi… Przyznam, że na początku byłem trochę przestraszony. Żyłem życiem złotego chłopca, a tu nagle mogłem zająć 7. lub 8. miejsce walcząc z ludźmi o wiele ode mnie większymi i startującymi od lat! Poprosiłem więc federację, by pozwolono mi zrobić rok przerwy od startów i przygotować konkretną masę. Chciałem rozpocząć starty w kategorii open w odpowiedniej formie. To było w roku 1995, bo moje ostatnie wygrane zawody juniorskie miały miejsce w 1994 roku.
W 1996 roku zostałem powołany do kadry na mistrzostwa Azji seniorów i pamiętam, że odbywały się one w Indiach. Przygotowałem się do nich solidnie, ale wszystko było dla mnie nowe, a wiecie też na pewno, że sędziowie nie zwracają za bardzo uwagi na dzieciaków, którzy właśnie przeszli z juniorów do seniorów. Wszyscy myśleli, że będę wyglądał jak na mistrzostwach Azji juniorów. Aha, zapomniałem wam powiedzieć, że w latach 1993–1994 startowałem z wagą ok 75 kg, a w 1996 roku na scenie ważyłem już 85 kg! W ciągu zaledwie rocznej przerwy od startów dołożyłem aż 10 kg czystej masy mięśniowej.
Gdy dotarliśmy do Indii oglądałem sobie zawodników innych reprezentacji w hotelowym lobby i pamiętam, że myślałem sobie: „Ale oni są wielcy. Wdepnąłem w głębokie gówno!”. Pamiętam, że potem spędziłem cały dzień zamknięty w pokoju, a jedzenie donosili mi koledzy z drużyny. Nie robiłem nic poza ładowaniem węgli, oglądaniem TV, spaniem i pozowaniem. W dniu ważenia, gdy się rozebrałem, większość sędziów przyglądała mi się jakbym coś przeskrobał. Zdziwili się jeszcze bardziej, gdy usłyszeli, że startuję w kategorii do 85 kg. Byli nieźle zszokowani tym, jaki postęp zrobiłem. W mojej kategorii startował tam też wielki indyjski mistrz kulturystyki, Prem Chand, jedyny Hindus, który kiedykolwiek startował na Mr. Olympia. Sędziowie uważali, że stanowię dla niego zagrożenie, podczas gdy ja tylko modliłem się o miejsce w pierwszej szóstce.
Zaczęły się kwalifikacje I wiecie co? Byłem w pierwszym porównaniu, i w drugim i w trzecim i we wszystkich kolejnych! Byłem tak zmęczony, że nawet już dobrze nie widziałem. Koniec końców wygrał ten hinduski mistrz, a ja byłem trzeci. To miejsce na podium było moim wielkim sukcesem.
Zanim zakończę pierwszą odsłonę mojej rubryki opowiem wam coś śmiesznego. W 1996 roku byłem trzeci, w 1997 w Korei zająłem 2. miejsce, a w 1998 w Wietnamie wygrałem. Krok po kroku dostałem się na szczyt… I tu jest ważna lekcja dla wszystkich – BĄDŹCIE CIERPLIWI… róbcie swoje, a wasz czas nadejdzie!
Trenujcie ciężko i z głową, aż Kowal nawiedzi was znowu w kolejnym numerze…. Do zobaczenia!