Magiczny weekend w magicznym królestwie
Mr. Olympia 1991 odbywała się w Walt Disney World Dolphin Hotel w Orlando. To magiczne miejsce, które mogę porównać tylko z rokiem 1988, kiedy zawody te odbyły się w Universal Amphitheatre w Los Angeles, położonym tuż obok siedziby Universal Studios. Ciekawostką jest to, że Ronnie Coleman, który wiele lat później wyrównał mój rekord ośmiu zwycięstw na Mr. Olympia, w czasie imprezy w Orlando pracował przy obsłudze sceny i ochronie.
„Cień” był coraz większy, ale nie budził moich obaw
W 1991 roku, przed Olympią dużo się mówiło o tym nowym, wielkim chłopaku z Anglii, Dorianie Yatesie, który w maju tego roku wygrał Night of Champions w Nowym Jorku. Nigdy wcześniej nie poznałem Doriana ani nie widziałem go na scenie, ale wiedziałem, że jest mojego wzrostu, mniej więcej moich gabarytów i ma podobną sylwetkę i symetrię. Było jasne, że ten facet rzuci mi poważne wyzwanie, więc muszę być w szczytowej formie. Ale jeśli mam być szczery, nawet przez chwilę nie pomyślałem, że mógłbym przegrać. Przez cały rok skupiłem się na tym, by na scenie pokazać więcej niż w roku 1990 i wiedziałem, że mi się to uda. Byłem spokojny i odprężony. Pracowałem ciężej niż kiedykolwiek wcześniej nad pozowaniem i prezentacją, bo chciałem mieć pewność, że wszystko będę miał pod kontrolą. Ewentualny rywal musiałby być w naprawdę niesamowitej formie – mistrz sylwetki, jakiego świat kulturystyki do tej pory nie widział. Nie martwiłem się, że taki ktoś nagle zmaterializuje się w Orlando. Byłem pewny, że całokształt mojej sylwetki jest nie do pokonania. Doskonałej jakości masa barków, pleców i klatki przy wadze ponad 113 kg i talii rzędu 80 cm – dlaczego miałbym w siebie wątpić? Może w przyszłości mógłby się pojawić ktoś lepszy, ale rok 1991 należał do mnie.
Więcej w listopadowym wydaniu Muscular Development