Facebook

Subskrybuj RSS

Trening

drukuj Polec Znajomemu

Stan „Rhino” Efferding - kwiecień 2010

data: 22.03.2010

W tym miesiącu nareszcie mogę przedstawić wam człowieka, którego mam zaszczyt nazywać przyjacielem: Stana Efferdinga, znanego również pod pseudonimem Rhino. Ostatniego lata na Masters Nationals Stan zdobył kartę zawodowca. Na scenie stanął pocięty i twardy, ważąc 117 kg przy wzroście 180 cm. Już sześć tygodni później Stan ustanowił rekord świata kategorii Raw w ogólnej liczbie punktów w trójboju siłowym. Stan jest nie tylko wielki i silny, lecz odnosi również sukcesy w biznesie – był właścicielem i menedżerem paru firm wartych po kilka milionów dolarów. Jeżeli widzieliście na MD mój filmik, w którym przechadzam się po jego chacie, to wiecie, że oprócz porządnych rozmiarów Nosorożec lubi również porządne życie!
 
FW: Stan, powiedz mi coś o sobie i swojej rodzinie.


SE: Urodziłem się i dorastałem w Portland w stanie Oregon. Mam o rok starszą siostrę i brata o rok starszego od niej. Jestem więc najmłodszy z rodzeństwa. Moja siostra, Marissa, była pielęgniarką dyplomowaną w szpitalu imienia Johna Hopkinsa. Kierowała oddziałem intensywnej terapii, odeszła jednak z pracy, by zająć się wychowaniem syna i córki oraz kontynuowaniem nauki. Obecnie mieszka z rodziną w Nowym Jorku. Mój starszy brat Eric jest elektrykiem, trenerem i sędzią futbolu oraz szoferem – ogólnie taki supertata. Mieszka w Iowa z żoną i dwiema córkami.
 
FW: Czy starsze rodzeństwo dawało ci się we znaki, gdy byliście dziećmi?


SE: Tak. Na początku ogólniaka trenowałem zapasy i ważyłem 45 kg, za to mój brat ważył ponad 90 kg. Byłem jednak sprytnym skubańcem i udawało mi się sprzedać mu parę kuksańców nim mnie dorwał! Miałem też tajną broń o nazwie „Maaaaaaaamoooooo!!!”. Eric często też stawał w mojej obronie. Było w porządku.
 
FW: A co powiesz o swoich rodzicach i ogólnie, o dzieciństwie?


SE: Mieszkaliśmy na przedmieściach. Ojciec był inżynierem elektrykiem, zastępcą kierownika w Bonneville Power [agencja rządowa w USA – przyp. tłum.], a mama – opiekunką grupy skautów i przez wszystkie te lata znajdowała mi różne rzeczy do roboty. Pracowała w delikatesach, w których już w wieku 10 lat musiałem sprzątać. Później, gdy miałem 12 lat, została menedżerem jednego ze sklepów sieci 7–11. Pracowałem tam jako sprzedawca i uzupełniałem towar na półkach. Z kolei gdy miałem 14 lat, prowadziliśmy rodzinną piekarnię. Kiedy skończyłem liceum, razem zarządzaliśmy dużym kompleksem mieszkalnym.
 
FW: Jesteś więc ukochanym synkiem mamusi. (Obydwaj wybuchamy śmiechem).


SE: Chodziło mi o to, że zawsze razem ciężko pracowaliśmy. Tata nauczył mnie myśleć, mama pracować – to ona zaznajomiła mnie z etyką pracy. Stanowiliśmy drużynę.
 
FW: Czy w dzieciństwie uprawiałeś jakieś sporty? Czy byłeś dobrym uczniem?


SE: Przez całe życie grałem w piłkę. Przynosiłem do domu raczej dobre stopnie, wystarczająco dobre, by nie dostać pasem. W gimnazjum grałem w piłkę i uprawiałem zapasy – w obydwu tych dyscyplinach należałem do drużyny szkolnej. Ciężarami zająłem się dopiero po skończeniu gimnazjum.
 
FW:
Zapasy  – czyli lubisz macanki z facetami?


SE: Stary, aleś ty dzisiaj napalony. Starałem się albo zaliczyć gola na boisku, albo zaliczyć na macie… bardzo śmieszne!
 
FW: Dobra riposta! Kiedy grałeś w piłkę, wyglądałeś chyba zupełnie inaczej niż obecnie. Co skłoniło cię do wybrania tego sportu? Naprawdę byłeś aż tak szybki i sprawny?


SE: Od tego zaczynały wszystkie dzieciaki w mojej dzielnicy. Kiedy mieliśmy po 6 lat spotykaliśmy się w stałym składzie i graliśmy w piłę, i tak przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum.
 
FW: To kiedy po raz pierwszy zainteresowałeś się ciężarami?


SE: Mój ojciec miał taki typowy, 50-kilowy zestaw sztangielek w plastikowej oprawie i jakąś lichą ławeczkę. Trzymał to wszystko w garażu i od czasu do czasu trochę tam ćwiczyłem. Ale nigdy nie miałem żadnych wyników, dlatego nie za bardzo mnie to interesowało. Nie grzeszyłem również siłą, co było raczej zniechęcające. Mogłem zrobić z milion przysiadów i podciągnięć, ale to dlatego, że ważyłem ledwie 45 kg, nawet gdy rozpocząłem już naukę w gimnazjum.
 
FW: Jakim dzieciakiem byłeś w gimnazjum?


SE: Uprawiałem sporty, a lekcje miałem przeważnie rano, dlatego wychodziłem ze szkoły wcześnie i mogłem iść do pracy. Zawsze pracowałem prawie na cały etat. Pomagałem mamie prowadzić piekarnię, robiłem też jako zmiennik w 7–11 albo w pizzerii. Od kiedy ukończyłem 12 lat zawsze ciężko pracowałem.
 
FW: Czy lubiłeś też pić i imprezować?


SE: Nie. Nawet w college’u nie chodziłem na imprezy. Byłem porządnym uczniem, ze średnią powyżej 4. Dzięki dobrej grze w piłkę dostałem stypendium i to właśnie wtedy zacząłem regularnie trenować z ciężarami. Już rok wcześniej miejscowy trener chciał, żebym trenował pod jego okiem, dlatego zostałem na Uniwersytecie Stanowym w Oregonie, mimo że stypendium przyznano mi w Warner Pacific. Treningi spodobały mi się tak bardzo, że omal nie zostałem piłkarzem. Liceum ukończyłem, ważąc 60 kg z plecakiem, ale już w wakacje nabrałem sporo ciała. Zostałem na naszym uniwersytecie i to tam chodziłem na wszystkie zajęcia.
 
FW: Co studiowałeś?


SE: Studia ukończyłem z dyplomem psychologa, a potem zapisałem się na wstępny kurs medycyny. Miałem tam zajęcia z anatomii, fizjologii, kinezjologii, chemii, fizyki, biologii, odżywiania, fizjologii treningu i z nauki w sporcie. Gdy byłem jeszcze w college’u, pracowałem również jako trener piłki nożnej w South Eugene High School.
 
FW: Jednak nigdy nie chciałeś zostać lekarzem, prawda?


SE:
Nie chciałem. Gdy obroniłem dyplom z psychologii byłem już bardzo zaangażowany w kulturystykę i chciałem nauczyć się więcej o moim ciele. Z magazynów kulturystycznych nie mogłem już dowiedzieć się niczego nowego, dlatego zapisałem się na kursy, na których mogłem uzyskać nowe wiadomości z interesujących mnie dziedzin i wypróbować je na sobie. Owszem, przez pewien czas zastanawiałem się, czy medycyna nie jest czasem dziedziną, którą warto się zainteresować bliżej, jednak musiałem pracować, nie miałem więc czasu na szkołę medyczną. Nauka w college’u to kosztowna sprawa.
 
FW: Nie skorzystałeś więc ze stypendium. To jak finansowo radziłeś sobie w college’u?


SE: Robiłem na kilku etatach. Zarządzałem małymi kompleksami mieszkalnymi, nie musiałem więc płacić czynszu za własne lokum. Wcześniej pracowałem też w akademikach, dlatego miałem już pewne doświadczenia związane z życiem studenckim. Zbierałem opłaty, sprzątałem, malowałem i tak dalej. Na boku dorabiałem też na budowie u dewelopera, który stawiał domy i budynki komercyjne.
 
FW: Czym zajmowałeś się po skończeniu college’u?


SE: Zostałem menedżerem kompleksu mieszkalnego w Eugene w Oregonie, który składał się z 600 lokali. Zaczynałem od stanowiska asystenta i wykonywania drobnych prac naprawczych, potem zostałem kierownikiem, a na koniec pomagałem w opracowaniu kolejnego kompleksu z 200 mieszkaniami. Większość z tego 8-letniego okresu spędziłem, ucząc się wszystkiego, co teraz wiem o biznesie i handlu nieruchomościami. Moim mentorem był właściciel firmy, Patrick Mulqueeney. To tam kierowałem budową budynku mieszkalnego z 1200 lokalami dla spółki deweloperskiej z Denver. Firma miała również swoje udziały w telefonach i telewizji kablowej, dzięki temu wiele zdobyłem też wiedzę i z tej branży. Mój znajomy z college’u otworzył później firmę telekomunikacyjną w Seattle. Zamierzał przejąć większą firmę, ale nie miał doświadczenia w zarządzaniu taką rzeszą pracowników, dlatego zatrudnił mnie do pomocy. Pracowałem u niego na stanowisku wiceprezesa i przez trzy lata budowałem tę firmę. Potem założyłem swoją własną.
 
FW: To kiedy zdołałeś wcisnąć w to wszystko jeszcze starty w zawodach kulturystycznych?


SE: Podnoszeniem ciężarów zająłem się w college’u w 1985 roku. W roku 1988 w przygotowaniach do pierwszego występu pomagał mi Mark Delp. Wystartowałem w nowicjuszach w kategorii poniżej 75 kg na małych zawodach w Oregonie. Zająłem chyba 5. miejsce. Ale nadal wprowadzałem w życie wiedzę, jaką zdobyłem w szkole i w roku 1991 zdobyłem tytuł Mr. Oregon. Następnie zapisałem się na Junior USA, a potem startowałem w 1993 USA, w których zwyciężył Chris Cormier.
 
FW: Wybrałeś prostą drogę – nie startowałeś rok wcześniej, kiedy to ja wygrałem!


SE: Dla mnie wcale nie było to proste! Nadal jeszcze nie wiedziałem, jak osiągnąć wystarczająco duże rozmiary. Przy wzroście 180 cm ważyłem zaledwie 98 kg. Dojście do formy nie stanowiło problemu, ale łapanie masy już tak. Minęło trochę czasu nim zrozumiałem, że po prostu za mało jem. Potem zmieniłem front. Zająłem się trójbojem i jadłem, ile tylko mogłem, nie przejmując się jakością posiłków. Wpychałem w siebie do 9000 kalorii dziennie, próbując złapać jak najwięcej masy. Stałem się dużo silniejszy, ale gdy przechodziłem na dietę w przygotowaniach do zawodów kulturystycznych, okazywało się, że wcale nie mam o wiele więcej mięśni niż wcześniej. Wtedy, w latach 1995–1997, najwyższa waga, z jaką startowałem, to 105 kg.
 

Cały artykuł można przeczytać w kwietniowym "Muscular Development"

Realizacja: Ideo CMS Edito Powered by:
Copywrite © 2008 Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydawcą portalu internetowego musculardevelopment.pl jest Fitness Authority® Sp. z o.o. (Wydawca) z siedzibą w Otominie, ul. Konna 40. Wszelkie prawa do treści, elementów tekstowych, graficznych, zdjęć, aplikacji i baz danych są zastrzeżone na rzecz Wydawcy lub odpowiednio na rzecz podmiotów, których materiały - na podstawie współpracy z Wydawcą – są udostępniane w portalu musculardevelopment.pl

counter_pages