Z perspektywy trenera osobistego wydaje mi się, że najczęściej zadawanym przez moich podopiecznych pytaniem dotyczącym kształtowania mięśni jest: jak zbudować lepszy szczyt bicepsa?. Istotnie, genetyka odgórnie narzuca każdemu z nas pewne cechy, to od niej zależy czy mamy dłuższe, przypominające piłkę bicepsy (jak Sergio Oliva), czy krótsze i górzyste (jak Darrem Charles). Nie oznacza to jednak, że nie można ukierunkować treningu w taki sposób, by stworzyć iluzję posiadania lepszego szczytu głów mięśniowych, nawet jeśli rodzice nie przekazali nam odpowiedniego DNA. Klucz do sukcesu leży w rozwinięciu mało omawianej głowy mięśniowej, zwanej brachialis, czyli mięśnia ramiennego. U doskonale wyrzeźbionego kulturysty miesień ten widoczny jest jako gruby sęk, który dosłownie wyrasta z boku ramienia, gdy jest ono napięte i obserwowane od tyłu. Mięsień ramienny ma tę niesamowitą właściwość, że rosnąc i grubiejąc, wypycha biceps w górę, tworząc tym samym złudzenie większego szczytu!
Problem w efektywnej stymulacji tego mięśnia leży w fakcie, że w większości standardowych uginań to biceps działa jako główny zginacz ramienia, zostawiając głowie niewiele pracy do wykonania… a nas z płaskimi bicepsami! Dlatego, aby osiągnąć ten „szczytny” cel, należy wykonywać specjalne ruchy, przy których biceps znajdzie się w pozycji niekorzystnej z punktu widzenia mechaniki ruchu. W ten sposób mięsień ramienny zostanie zmuszony do stania się przodownikiem pracy. Można to osiągnąć wyłącznie przy zastosowaniu odpowiednich kątów i uchwytów.
Poniżej zamieszczam listę ćwiczeń, które uważam za najbardziej efektywne w kreowaniu iluzji większych szczytów bicepsów, a przy tym tworzeniu bardziej „kompletnego” wyglądu naszych ramion.
Uginanie ramion chwytem młotkowym
Chwyć parę sztangielek i trzymaj je tak, by wnętrza dłoni skierowane były w kierunku ud. Zginaj ramiona jednocześnie lub naprzemiennie, ale nie wykonuj przy tym skrętów nadgarstka – dłonie przez cały czas powinny być skierowane wnętrzem w kierunku ud… tak jak przy wbijaniu gwoździ młotkiem. Upewnij się, że łokcie pozostają nieruchome; nie pozwól, by w trakcie ruchu unosiły się lub odbiegały od ciała. W punkcie szczytowym napnij miesień szczególnie mocno, a potem zacznij powoli opuszczać sztangielki do pozycji wyjściowej. Uginanie ramion chwytem młotkowym można wykonywać na siedząco – na ławeczce skośnej, lub stojąco – na wyciągu, a nawet na modlitewniku.
Uginanie ramion nachwytem
Ruch ten wykonywany jest tak samo jak zwyczajne uginanie ramion ze sztangą prostą, jednak w tym wariancie ćwiczenia gryf trzymamy nachwytem – grzbietem dłoni do góry. Pozycja ta zmusza zarówno mięsień ramienny, jak i mięsień ramienno-promieniowy przedramienia do bardzo intensywnej pracy. Upewnij się, że w trakcie całego powtórzenia twoje łokcie pozostają nieruchomo przy ciele, a nadgarstki się nie zginają. Przy tym ćwiczeniu należy uważać, dlatego nie powinno być wykonywane z dużym obciążeniem, a liczba powtórzeń powinna wahać się w granicach 8–15 w serii. Jeśli stosowanie gryfu prostego sprawia wam problemy, spróbujcie ćwiczyć krzywką. Uginanie ramion nachwytem można wykonać również na wyciągu, a nawet na modlitewniku, w celu uzyskania jeszcze bardziej izolowanego ruchu.
Uginanie ramion na drugiej stronie modlitewnika
W tym wariancie ćwiczenia używamy tej strony modlitewnika, która normalnie wykorzystywana jest jako oparcie pod klatkę piersiową. Niektóre siłownie wyposażone są w specjalną wersję modlitewnika, zwaną „ławką Scotta”. Na początek nałóż na gryf zaledwie 60–70% normalnego ciężaru, którym ćwiczysz na modlitewniku, ponieważ ta jego strona ustawiona jest pod kątem 90° do podłogi, co przekłada się na dużo cięższy ruch. Ułóż ciało na modlitewniku w taki sposób, by pachy ściśle przylegały do jego górnej krawędzi. Chwyć gryf i pozwól ramionom opaść swobodnie ku podłodze.
Upewnij się, że w trakcie wykonywania powtórzenia twoje łokcie i ramiona pozostają nieruchome, dzięki czemu mięsień ramienny zmuszony jest do maksymalnie ciężkiej pracy. Oszukiwanie podczas tego ćwiczenia jest bezcelowe. W punkcie szczytowym napnij mocno bicepsy, a potem zacznij powoli powracać do pozycji wyjściowej. Do tego ćwiczenia można również wykorzystać sztangielki lub krzywkę, a nawet linkę wyciągu.
Uginanie ramion nad głową z użyciem linki wyciągu
To nietypowe ćwiczenie jest moim ulubionym, jeśli chodzi o zaatakowanie mięśnia ramiennego. Zacznij od umieszczenia ławeczki przed jednym z bloczków wyciągu. Upewnij się, że stoi ona przynajmniej 30 cm od bramki, bo inaczej przy ćwiczeniu będziesz się uderzać w głowę. Do górnego bloczka wyciągu przyczep krótki, prosty uchwyt. Połóż się na ławeczce i zaprzyj stopami o podłogę. Jeśli to możliwe, poproś kogoś o podanie uchwytu, ponieważ wykonanie tego ćwiczenia samemu wiąże się z pewnymi niewygodami. Powtórzenie rozpocznij z całkowicie wyprostowanymi ramionami, następnie zacznij je zginać, ciągnąc w dół i do tyłu. W ten sposób w punkcie napięcia szczytowego uchwyt znajdzie się za twoją głową.
Aby dobrze wykonać to ćwiczenie, należy przesunąć łokcie delikatnie do tyłu, a głowę wysunąć nieco do przodu. W pozycji szczytowej napnij ćwiczone mięśnie na sekundę lub dwie, a następnie rozpocznij powrót do pozycji wyjściowej, przez cały czas kontrolując ruch. Ćwiczenie można wykonywać także na siedząco. W tym przypadku należy trzymać ramiona pionowo nad głową i zginać je w dół i za głowę, aż do całkowitego skurczu mięśni.
No i proszę… oto moja recepta na „usypanie” ładnego szczytu na waszych bicepsach.
A jeśli już o szczytowaniu mowa…
W tamtym miesiącu odpowiedziałem na pytanie jednego z czytelników dotyczące dochodzenia do formy szczytowej w ostatnim tygodniu przed zawodami. Doprowadziło mnie to do dyskusji na temat nowej metody, nad którą obecnie pracuję, nazwanej przeze mnie „techniką węglo/de-węglową” (naprawdę wyczesana nazwa, nie?). Okazała się ona niezwykle skuteczna, szczególnie u zawodników mających tendencję do łatwego przeładowania organizmu węglowodanami. Prawda jest taka, że gdy już pozbędziemy się z organizmu większości węglowodanów, dochodzimy do momentu, w którym jest on najbardziej wyczulony na węglowodany wprowadzone do niego wraz z pożywieniem (podobnie jak ma to miejsce w przypadku „okienka anabolicznego”). Oznacza to po prostu, że twoje pierwsze „posiłki ładujące” skierowane zostaną do komórek mięśniowych/wątroby i nigdzie indziej.
Jednak w miarę spożywania węglowodanów zbliżasz się do punktu, w którym mięśnie wypełnią się całkowicie, a ty stajesz się mniej czuły na insulinę. To dlatego jedzenie coraz większej ilości węglowodanów każdego nowego dnia przygotowań do pokazu może się zemścić. Aby to zilustrować, posłużę się planem, który zastosowałem dla zawodniczki figure z Australii o wadze około 56 kg. Powinienem tutaj nadmienić, że w Australii sędziowie mają wysokie oczekiwania jeśli chodzi o twardość i suchość, nawet u dziewczyn z kategorią figure, dlatego nie mogła ona pozwolić sobie na zatrzymanie wody… ale w tym samym momencie musiała być też dostatecznie pełna i krągła.
Na dziesięć dni przed występem jej typowa dieta składała się z około 95 g węglowodanów w dni treningowe i 40 g w dni wolne (tylko aeroby). Pracowałem z nią przez kilka lat i uważam, że jej organizm radzi sobie stosukowo dobrze z węglowodanami. Oto jak wyglądało ostatnie osiem dni przygotowań:
Pozostało (dni) |
Węgle w gramach |
Woda |
Sód |
Trening |
8 (piątek) |
20 |
Normalnie |
Normalnie |
Aero/Intensywny |
7 (sobota) |
45 |
Normalnie |
Normalnie |
Ciężary/Intensywny |
6 (niedziela) |
45 |
Normalnie |
Normalnie |
Ciężary/Intensywny |
5 (poniedziałek) |
20 |
Normalnie |
Normalnie |
Aero/Intensywny |
4 (wtorek) |
155 |
Normalnie |
Normalnie |
Ciężary/Lekki |
3 (środa) |
115 |
Normalnie |
Mniej o 1/3 |
Ciężary/Lekki |
2 (czwartek) |
75 |
Mniej o 1/3 |
Mniej o 2/3 |
Aero/Lekki |
1 (piątek) |
35 |
Mniej o 2/3 |
Brak |
Brak |
Dzień zawodów (sobota) |
0 (tylko białko i tłuszcz) |
Popijanie |
Brak |
Brak |