Facebook

Subskrybuj RSS

Suplementacja

drukuj Polec Znajomemu

Liczą się dowody - czerwiec 2009

data: 21.05.2009

Kim jestem? I co ja tutaj do cholery robię? Co zmusiło mnie do wyjścia z pustelni i wtargnięcia do świata entuzjastów sportu i niezwykłego umięśnienia? Kogo obchodzi to, co mam do napisania? A także to, jakie mam uprzedzenia?
 
Z przemysłem żywieniowym związany jestem od roku 1975 – wtedy, w wieku 15 lat, rozpocząłem pracę w sklepie ze zdrową żywnością. Moje zainteresowanie produktami dla sportowców rozwinęło się, gdy należałem do licealnej drużyny pływackiej i pewnego dnia odwiedził nas sprzedawca, który chciał nam wcisnąć okropnie drogie tabletki z suszonej wątroby. Niektórzy z was mogą pamiętać te pokryte kropkami tabletki w kolorze czekolady – pachniały jak suszona wołowina z odrobiną acetonu. Potem, w wieku 16 lat, zacząłem podnosić ciężary i w ciągu 2 lat przybrałem prawie 15 kg mięśni. W college’u zapisałem się na kurs wstępny dla studentów medycyny; pracowałem również dla firmy handlującej przeznaczonymi dla kulturystów wyciągami z różnych gruczołów. Byłem beznadziejnym sprzedawcą!
 
Zapisałem się na studia na Berkeley, a pracę magisterską – na temat biochemii żywienia i treningu – pisałem pod okiem dwóch najwyższej sławy ekspertów od antyoksydantów i treningu. W trakcie nauki spotkałem Eda Byrda, który raz w tygodniu dorabiał jako sprzedawca w sklepie ze zdrową żywnością zaraz obok mojego laboratorium.
 
MRS a metabolizm kreatyny


Po studiach zająłem się prawdziwymi badaniami – nie tymi „naciąganymi”, kiedy to zakładasz, że to, co się dzieje w probówkach albo ze szczurami, dzieje się także u trenujących intensywnie ludzi. Zagłębiłem się w badania z udziałem ludzi, skupiając się na metabolizmie tkanki mięśniowej i jej funkcjonowaniu w zdrowiu i chorobie. Już w roku 1988 niektórzy ludzie wiedzieli, czym jest MRI (z ang. Magnetic Resonance Imagining, rezonans magnetyczny), ale istniał jeszcze jeden magnetyzm – 3-literowy, bardziej czaderski skrót: MRS (z ang. Magnetic Resonance Spectroscopy, spektroskopia rezonansu magnetycznego).
 
To właśnie ta technologia otworzyła przed nami nowe horyzonty. Wyobraźcie sobie, że robicie wspięcia na palce na jednej nodze, ale w siadzie lub leżeniu. W miarę ćwiczenia – z danym obciążeniem lub oporem – zaczynacie czuć coraz większe zmęczenie i ból. Co by się stało, gdyby można było zmierzyć zachodzące zmiany w poziomie metabolitów energetycznych (ATP, fosfokreatyny) i zakwaszenia twojej łydki, bez dźgania jej igłą do biopsji (tradycyjna metoda „zaglądania” do wnętrza mięśnia), wielkością przypominającej Empire State Building? Taką właśnie możliwość daje nam MRS i z tym urządzeniem związany jest początek mojej bliższej znajomości z metabolizmem kreatyny.
 
Badania nad wanadylem


W roku 1989, gdy pracowałem z Edem Byrdem, w badaniach na zwierzętach użyliśmy siarczanu wanadylu jako imitatora insuliny. Dla tych z was, którzy pierwszy raz słyszą o wanadylu – wielu ludzi przyjmujących dawki 5–25 mg donosiło o intensywnych pompach w trakcie treningu. A jeśli chodzi o dowody – gdy podano go cukrzykom w ogromnych dawkach, które pokryłyby twoje kości płytkami wanadu, zmniejszał on nieznacznie objawy choroby. Stwierdzono jednak, że na dłuższą metę może być toksyczny.
 
Eksperyment przeprowadzony na kulturystach wykazał, że jeśli chodzi o siłę i wzrost masy mięśniowej, wanadyl działał równie silnie co placebo. Gdy zrobiło się o nim cicho w połowie lat 90., wielu nie zauważyło pojawienia się dowodów, wyjaśniających pochodzenie „pompy wanadylowej” – wanadyl i inne formy wanadu stymulują produkcję tlenku azotu. Być może wanadyl był pierwszym induktorem NO, suplementem niezależnym od argininy czy cytruliny.
 
Potrzeba dowodów naukowych


W roku 1991 kierowałem departamentem B&R (badań i rozwoju) firmy KAL. W czasie tego okresu zapoznałem się ze Stevem Blechmanem.
 
Połowa września 1992 roku. Przeglądam z zapałem strony czasopism medycznych w bibliotece UC San Francisco, kiedy nagle moje oczy zatrzymują się na pewnym badaniu przeprowadzonym w słynnym szwedzkim laboratorium metabolizmu mięśniowego: doustna suplementacja monohydratem kreatyny zwiększa poziom kreatyny i fosfokreatyny w mięśniach. Wynik ten skojarzyłem z moimi doświadczeniami z MRS i jakiś miesiąc później opowiedziałem o wszystkim Edowi Byrdowi, a w grudniu roku 1992 powstała firma Experimental and Applied Science (EAS). Już po 3 miesiącach o EAS dowiedział się cały świat, wprowadziliśmy bowiem na rynek produkt o nazwie monohydrat kreatyny (Phosphagen™). Pod koniec roku 1995 zrezygnowałem ze stanowiska prezesa firmy i odsprzedałem swoje udziały.
 
Od tego czasu kilkukrotnie spotkałem się ze Stevem Blechmanem – w trakcie targów, przeważnie w hotelowych siłowniach. Jest zawsze ładnie opalony i w formie – jest taką umięśnioną wersją George’a Hamiltona. Podczas każdej z naszych rozmów prosił mnie, bym zaczął pisać do MD. W przeszłości grzecznie odmawiałem z powodów tak błahych, że teraz już ich nawet nie pamiętam. W roku 1997 rozpocząłem własną działalność gospodarczą, udzielając porad dotyczących technologii żywienia. W jednej rzeczy stałem się nieugięty: wiarygodność jakiegokolwiek produktu musi być potwierdzona badaniami z udziałem ludzi. Jeśli tak nie jest, to mamy do czynienia ze zwykłym graniem na ludzkiej łatwowierności – w telewizji, gazetach i Internecie. Wiara polega na przyjmowaniu za fakt czegoś, na co nie ma nawet cienia dowodu. Niektórzy nazywają to coś placebo.
 
Pod koniec 2006 roku pomogłem założyć nową firmę z żywnością dla sportowców (GENR8), która ma wyłączność na Vitargo®. (I proszę – oto mój ukryty interes). To dzięki mojej nowej firmie wyszedłem ze swej pustelni i zacząłem na nowo przeglądać magazyny o wyglądzie i wytrzymałości, a ostatni raz robiłem to w roku 1996. Na początku tego roku Steve Blechman i Robbie Durand poprosili mnie, bym napisał artykuł dla MD… tym razem przyjąłem ofertę. Obu tych dżentelmenów darzę głębokim szacunkiem.
 
Tak, mam uprzedzenia – a kto ich nie ma? Nie wierzę w efektywność niczego, co nie zostało naukowo udowodnione badaniami z udziałem ludzi. Mam nadzieję, że stanę się migającą, czerwoną lampką w tylnym lusterku waszego umysłu, która zmuszać was będzie do zadania sobie (i innym) pytania: „Po co kupować jakiś produkt, gdy o jego skuteczności świadczą NIE dowody, a tylko obietnice o przyrostach? Albo po co kupować jakiś booster prohormonów/hormonów, gdy wykazano, że nie wpływa on na wzrost siły czy masy mięśniowej?”. Nie zamierzam robić z tej rubryki reklamówki mojego własnego biznesu. Dla mnie liczą się przede wszystkim dowody naukowe – badania, istotne dla sportowców. Żadnego naukowego bełkotu ani wykresów, które nie mówią nic o wydajności czy składzie ciała. Ta maszyna rusza już w przyszłym miesiącu…
 

Realizacja: Ideo CMS Edito Powered by:
Copywrite © 2008 Wszelkie prawa zastrzeżone
Wydawcą portalu internetowego musculardevelopment.pl jest Fitness Authority® Sp. z o.o. (Wydawca) z siedzibą w Otominie, ul. Konna 40. Wszelkie prawa do treści, elementów tekstowych, graficznych, zdjęć, aplikacji i baz danych są zastrzeżone na rzecz Wydawcy lub odpowiednio na rzecz podmiotów, których materiały - na podstawie współpracy z Wydawcą – są udostępniane w portalu musculardevelopment.pl

counter_pages