Jakże łatwo jest złapać trochę tłuszczu. Jest to tak proste, że często dzieje się bezwiednie. Gorzej, jest tego uniknąć. Ale skoro problem jest tak naturalny i prosty, jego rozwiązanie musi być równie naturalne i proste.
Jednak, jak widać na przykładzie pandemii otyłości przygniatającej system zdrowotny USA i innych krajów zachodnich, przeciwdziałanie otłuszczeniu nie jest wcale takie proste. Wygląda nawet na to, że nie można mu zaradzić. Być może jedyną pozytywną konsekwencją czającego się za rogiem ogólnoświatowego kryzysu jest zwiększone zainteresowanie chodzeniem/jeżdżeniem na rowerze do pracy, przykładanie wagi do oszczędzania oraz poszukiwania alternatywnych źródeł energii. Spadek wskaźnika otyłości w latach recesji dla nikogo nie powinien być zaskoczeniem. Jak na ironię jednym ze skutków biedy jest otyłość, dlatego możliwe, że obecnie więcej ludzi zacznie mieć problemy z nadwagą.
Otyłość nie jest jednak czymś nieuniknionym. Utrata wagi jest możliwa, a utrzymanie odpowiedniego ciężaru ciała jest już zadaniem o wiele prostszym. Osoby prowadzące aktywny styl życia często skupiają się na utracie tkanki tłuszczowej, a nie wagi ogólnej. Wzór na utratę zbędnych kilogramów i zapobieganie otłuszczeniu ciała nie jest równaniem z jedną niewiadomą. Oczywistą podstawą utraty tłuszczu jest dieta hipokaloryczna (spożywanie mniejszej ilości kalorii niż ta spalana przez ciało w ciągu dnia) i ćwiczenia ruchowe. Mniej oczywiste, a często pomijane zagadnienia dotyczą snu i spożycia wody. W poprzednim artykule omawialiśmy współczesny stan wiedzy na temat zależności pomiędzy snem a utratą wagi.
Krótkie podsumowanie: sen trwający mniej niż 6 godzin przyczynia się do tycia. Najlepiej spać od 7,5 do 8,5 godziny na dobę.
Zbyt często eksperci i pseudoeksperci kpią sobie z ważkości spożycia wody. Wygląda na to, że taki mamy obecnie trend w mediach. Przez dziesięciolecia ignorowanie uczucia pragnienia było oznaką prawdziwej męskości, co widać na przykładzie filmów takich, jak „Mad Max” czy „Lawrence z Arabii”. Potem przyszedł czas na epokę wody w butelkach, podczas której hordy obywateli z wyżu demograficznego przechadzały się po centrach handlowych z butelką wody w ręku. Moda na wodę zalała świat milionami litrów potrójnie filtrowanego, ozonowanego i oczyszczonego drogą odwrotnej osmozy płynu, filtrowanego następnie przez ludzkie nerki. Dodajmy do tego wodę spłukującą toalety i pisuary i możemy zacząć się zastanawiać, ile na tym wszystkim zarobiły wodociągi publiczne i miejska kanalizacja.
Punkt zwrotny nastąpił w momencie, gdy niektórzy ludzie zaczęli pochłaniać takie ilości wody, że stała się dla nich toksyczna. Najbardziej znane przypadki dotyczą ludzi nakłanianych do wypicia niewyobrażalnych ilości wody podczas radiowych programów promocyjnych lub chrztów przeprowadzanych przez szkolne bractwa – niektórzy z uczestników tych zabaw zmarli. Ponieważ ogół społeczeństwa ma ograniczony okres koncentracji, zagadnienie spożycia wody zeszło na dalszy plan. Ale czy powinniśmy pozwolić, żeby temat ten wyparował, szczególnie w czasach wielkiej otyłości?
Oczywiście, że nie, dlatego niniejszy artykuł dedykowany jest właśnie wpływowi spożycia wody na utratę tłuszczu. Ludzie piją wodę codziennie, a mimo to nadal tyją. Społeczeństwo stawało się coraz grubsze nawet w latach „wielkiego pragnienia”, nosząc butelki z wodą w trakcie wyczerpujących przemarszów po biurowych korytarzach i zamieniając kelnerów w nosiwodów. Czy istnieje dowód na to, że woda może przyśpieszyć utratę tłuszczu i jak silne jest jej domniemane działanie?
Cały artykuł można przeczytać w październikowym "Muscular Development"