Opinie wyrażone w tym dziale, niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Muscular Development (MD). MD nie popiera żadnych form nielegalnego dopingu, wykorzystywanego w sporcie, ani do innych, indywidualnych celów. MD nie popiera także stosowania legalnych rodków w radykalnie zawyżonych dawkach. Zamieszczone artykuły, mają jedynie charakter informacyjny i nie można ich traktować, jako porady o charakterze medycznym, i tym samym wykorzystywać do jakiejkolwiek terapii. Czytelnicy muszą zdawać sobie sprawę iż posiadanie niektórych wymienionych substancji może być zabronione. Jeśli pewne kwestie poszczególnego artykułu pozostały niezrozumiałe Czytelnicy powinni skonsultować wszystkie uzyskane informacje z wykwalifikowanym personelem medycznym. Redakcja nie odpowiada za szkody, jakie mógł wyrządzić sobie Czytelnik po zastosowaniu informacji zamieszczonych w tym dziale, jak i całym magazynie MD. Wszystkie artykuły stanowią jedynie pogląd ich autorów przez co nie mogą być w żaden sposób rozumiane, jako źródła wiedzy pewnej, o charakterze medycznym.
Siedzę za biurkiem i czuję, że jestem po jednej z najbardziej zajebistych podróży mojego życia. Właśnie wróciłem z Arnold Classic 2011 i nie mogę powiedzieć nic więcej prócz – jasna cholera! Pamiętacie, jak rok temu pisałem o moich przygodach na tych zawodach i jak wspaniale się czułem, gdy z każdej strony zaczepiali mnie fani? Cóż… w tym roku było jeszcze lepiej!
Zacznijmy od rzeczy najważniejszych – muszę podziękować Adamowi (dzieciakowi ciskającemu 270 kg) i Nickowi T oraz jego pięknej żonie za ugoszczenie naszej ekipy. Dziękuję też wszystkim, którzy podeszli się przywitać! Do stoiska podchodziło masę facetów, a nawet kilka laseczek. Sprawiliście, że Doktor Anabolik poczuł się wspaniale. Ale nagrodę dla najlepszych fanów zdobywają chłopaki z Pensylwanii: Clair, Sam, Justin, Kurt, Judd, Dave, Travis i Jim. Cholera, ta grupa to prawdziwi anaboliczni paparazzi! W piątek wieczorem wpadli na moje stoisko niczym barbarzyńcy do Rzymu i krzyczeli: „Co tam słychać, brachu!” Zaczęli tłuc pięściami w stół, wyrzucili innych ludzi i omal nie obalili Wielkiego Adama i Nicka na ziemię, klepiąc ich po plecach. Moi drodzy, to się nazywa prawdziwa miłość!
Dziękuję wszystkim czytelnikom mojej rubryki i osobom przysyłającym maile, w których dajecie znać, co wam się podoba w mojej pracy. Kiedy was o to spytałem, odpowiedzieliście: „Szczere porady medyczne na temat sterydów i zrozumienie „kultury mięśni” w sposób, jakiego nie zrobił nikt inny”. Ja wiem, że wy – prawdziwi siłacze – chcecie pozostać silni i zdrowi pomimo głupich i zazdrosnych komentarzy, jakimi obdarza was prasa mainstreamowa – te przysłowiowe kujony z szyjami jak ołówki. Oczywiście wy dbacie o swoje zdrowie, a moje zadanie to zadbać o was! I nie jeden z was powiedział, że „Doktor Anabolik” to jedyny powód, dla którego kupuje MD. Rany, więcej słów nie trzeba!
W tym roku na Arnold przybyły dziesiątki tysięcy gości. Wśród nich pojawił się jeden facet, który na pewno nie jest fanem Doktora Anabolika. Było sobotnie popołudnie. Wiecie, że przez imprezę przelały się tłumy ludzi, z których większość była dobrze zbudowana, ale nie wszyscy. Nie jestem jakimś aroganckim karkiem sądzącym, że jak jest w rankingu dziesięciu najsilniejszych osób w USA w wyciskaniu na klatkę, to może sobie kpić z ludzi, którzy nie ćwiczą – ale o co chodzi z tymi chudzielcami łażącymi po targach i zbierającymi próbki darmowych suplementów? Rozumiecie, co mam na myśli?
Mówię o gościach pokroju Beavisa i Butt-heada panoszących się tam, jakby dyktowali warunki. Strasznie mnie to wkurzało, a jeden z tych kolesi (nazwijmy go Beavis) podszedł sobie do naszego stoiska, żeby zobaczyć, co też może dostać za darmo. Stał tak z minutę z głupim uśmiechem na twarzy i patrzył na wielkie plakaty z napisem „Got Testosterone?” i „Anabolic Recovery Medicine-Arm”…, a potem spytał: „Czy dajecie to w tabletkach? O co w ogóle chodzi?” No więc Nick wyjaśnił mu tę kwestię: „Koleś, zajmujemy się osobami na towarze, które dbają o swoje zdrowie”, a Adam dorzucił od siebie: „a teraz spadaj”. W ułamku sekundy Beavis uniósł czoło, przekręcił oczami i rzucił naszą ulotką prosto w potężną klatkę Adama. Chłopak ruszył za tym oślizłym chudzielcem niczym rozjuszony byk! Skoczyliśmy na niego z Nickiem i przygwoździliśmy go do stołu, który rozpadł się na kawałki…, huk był niesamowity. Beavis przeżył, a Adam nie poszedł siedzieć! Dzięki Bogu.
Czas na anaboliczną medycynę! W tej części mojej rubryki zdradzę wam kolejne z moich sekretów! A jeśli ktoś z was jeszcze nie wie, mam już swoje forum na musculardevelopment.com. Nazywa się Anabolic Doc – znajdziecie je na stronie głównej w zakładce Forums. Tam odpowiadam na pytania natury medycznej, byście mogli nadal cieszyć się zdrowiem!
Najważniejszą rzeczą, jaką robię dla moich siłaczy, jest dzielenie się wiedzą i świadomością. Spójrzmy prawdzie w oczy – w naszym świecie chodzi o bycie jak największym i jak najsilniejszym, a obecnie pojawiają się w nim prawdziwe mutanty. Dbam o niektórych z nich i będę szczery – ciężko mi patrzeć im prosto w oczy (a to właśnie robię) i mówić: „Facet, powinieneś przemyśleć swoje postępowanie”. Z tego powodu znany jestem jako „niszczyciel karier”! Mnie nikt nie wciśnie żadnego kitu! Wyobraźcie sobie: kolesie przychodzą do mnie po anaboliczne błogosławieństwo, a ja robię im wykład i pokazuję, co się dzieje z ich ciałami – sprawiam, że podejmują właściwą decyzję! Uwielbiam to i w ten sposób ratuję ludziom życie. Nie mówiąc już, że uszczęśliwiam wiele żon i matek…
Możecie sobie wyobrazić, że najlepszy kandydat na mojego pacjenta to stary zawodowiec, który jest już gotowy do odstawienia szalonych ilości towaru i zadbania o zdrowie, albo też zwykły facet, który chce być jak najsilniejszy, ale woli uniknąć zawału serca, wylewu lub WIELKIEJ, ale przedwczesnej trumny. A sporo takich przypadków już widziałem. Wiecie o tym!
I wszyscy wiecie też, czym się zajmuję – sercem, prostatą i jajami! Czy jest w życiu coś ważniejszego? Jeśli chodzi o serce, znam lek, którym chciałbym się z wami podzielić – nazywa się Bystolic (nebiwolol), w USA jest stosunkowo nowym środkiem na nadciśnienie. To beta-bloker zawierający tlenek azotu, dzięki któremu rozszerzają się naczynia krwionośne. Od niedawna zacząłem go przepisywać niektórym moim pacjentom z nadciśnieniem i jak na razie otrzymuję dobre wyniki. Mówiąc w skrócie: lek znacznie obniża ciśnienie i nie widać przy tym efektów ubocznych, obserwowanych przy innych tego typu środkach.
Wiem, że sam zalecałem wam trzymanie się z dala od beta-blokerów, ale przy dawce poniżej 10 mg dziennie lek może być dobrze tolerowany przez organizm. Poza tym, dzięki udokumentowanemu działaniu tlenku azotu środek ten może poprawić wasze życie seksualne! Można go również łączyć z dwoma innymi klasami leków – inhibitorami ARB i ACE. Jeszcze raz podkreślę, że nie powinniście brać żadnych standardowych beta-blokerów czy diuretyków jak Thiazide, koniec i kropka! Porozmawiajcie o tym ze swoim lekarzem, a jeśli macie jakieś wątpliwości, umówcie się na wizytę ze specjalistą od nadciśnienia (to prawdziwi guru w tych sprawach). Wzór na prawidłowe ciśnienie krwi wygląda tak: stosuj małe dawki; pozostań szczupły; jedz warzywa i owoce; rób aeroby; chodź do lekarza; w domu monitoruj ciśnienie krwi (wielkim rękawem!), a jeśli jest ono w okolicach 140/90, to mnie nie wkurzaj… tylko coś z tym zrób! Inaczej wypiszę ci receptę na wielki, tłusty atak serca!
Przejdźmy do lipidów. Najważniejsze, żebyście sprowadzili LDL do poziomu poniżej 100, a HDL powyżej 40. Z mojego doświadczenia wynika, że w lipidach największe spustoszenie sieje Winstrol i klasyczne środki doustne. Dlatego chyba najbezpieczniej stosować niskie dawki T i uważnie monitorować swoje zdrowie.
Kolejny ważny sekret medyczny, którym się z wami podzielę, dotyczy policytemii… tak, chodzi o temat z mojego artykułu pt.: „Medycyna hardcorowa – przypadki kliniczne”. Boże, jeszcze chyba żaden z moich artykułów nie ocalił tylu istnień! Po jego opublikowaniu liczba moich klientów znacznie wzrosła, i dobrze wiem dlaczego! Naprawdę musicie się nauczyć chodzić do lekarza i badać sobie krew. Jeśli w morfologii krwi obwodowej wyjdzie wam, że macie hematokryty (Hct) powyżej 50%, to waszemu lekarzowi szczęka opadnie i nie będzie wiedział, co robić! A to dość częsty przypadek. Możecie wtedy zrobić, co następuje: zejść z towaru lub obniżyć dawki T. Klasyczne połączenie EQ i Deki również powoduje te problemy. Wynik Hct powinien być poniżej 52%, ja lubię poniżej 50%. Dowiedziałem się, że możecie pójść do każdej placówki Czerwonego Krzyża w Stanach i albo oddać krew, albo, jeśli macie za wysokie Hct lub nie jesteście odpowiednim dawcą (to ciekawe, że można być na HTZ, ale nie na blokerach DHT), upuścić ją sobie terapeutycznie! Czasami oddaję 500 ml krwi i potem czuję się wspaniale!
Pamiętajcie, nie jestem waszym lekarzem osobistym – zawsze z nim skonsultujcie zamieszczone tu informacje. Do zobaczenia za miesiąc!
Bądźcie silni i zdrowi!
Doktor Anabolik