Opinie wyrażone w tym dziale, niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Muscular Development (MD). MD nie popiera żadnych form nielegalnego dopingu, wykorzystywanego w sporcie, ani do innych, indywidualnych celów. MD nie popiera także stosowania legalnych rodków w radykalnie zawyżonych dawkach. Zamieszczone artykuły, mają jedynie charakter informacyjny i nie można ich traktować, jako porady o charakterze medycznym, i tym samym wykorzystywać do jakiejkolwiek terapii. Czytelnicy muszą zdawać sobie sprawę iż posiadanie niektórych wymienionych substancji może być zabronione. Jeśli pewne kwestie poszczególnego artykułu pozostały niezrozumiałe Czytelnicy powinni skonsultować wszystkie uzyskane informacje z wykwalifikowanym personelem medycznym. Redakcja nie odpowiada za szkody, jakie mógł wyrządzić sobie Czytelnik po zastosowaniu informacji zamieszczonych w tym dziale, jak i całym magazynie MD. Wszystkie artykuły stanowią jedynie pogląd ich autorów przez co nie mogą być w żaden sposób rozumiane, jako źródła wiedzy pewnej, o charakterze medycznym.
Witam wszystkich fanów Anabolicznego Doktorka. Dzisiejszy felieton poświecę prawdziwym siłaczom, z którymi trenuję i wszystkim trenującym na harkorowych siłowniach na całym świecie!!! W USA ostatnio tak się dzieje, że prawdziwe oldschoolowe i wywracające bebechy treningi odbywają się tylko w małych, odosobnionych siłowniach. Dawniej było zupełnie inaczej. Takie miejsca, jak Gold’s/World czy Powerhouse Gym bywały naprawdę hardkorowe. Teraz obowiązuje tam mnóstwo haseł typu: „żadnej magnezji”, „zakaz stosowania dużych ciężarów” i „zakaz hałasowania”! Co się, do jasnej cholery, stało? Powiem wam, że ja to rozumiem. Chodzi o kasę! I, jako lekarz, który do szkoły medycznej dostał się bez grosza przy duszy, ja to rozumiem! Zdaje się, że osoby prowadzące takie komercyjne, mainstreamowe siłownie nie chcą mieć do czynienia z naprawdę ciężko trenującymi dziewczynami i chłopakami. Cóż... Tak czy inaczej, czapki z głów przez ludźmi, którzy prowadzą własne, podziemne siłownie. Bóg wie, że kasy z tego wielkiej nie mają!
A teraz wam opowiem, gdzie obecnie trenuję − i to jest najfajniejsza część mojej opowieści. To miejsce, w którym mogę być sobą. Opowiadałem wam już, że w ciągu ostatnich 15 lat wyproszono mnie z jakiegoś tuzina siłowni. Nie wiem, czy powinienem się tym chwalić, ale taka jest prawda. Kłopot w tym, że podczas ciężkich siadów i ciągów, trochę wrzeszczę, a po skończeniu wyglądam jakbym miał zespół Tourette’a. Ale w ten sposób robiłem najlepsze treningi i rekordy, takie jak 180 kg x 20 powtórzeń w ciągach sumo, bez sprzętu! 16 powtórzeń w naprzemiennych uginaniach przedramion siedząc z hantlami ważącymi 50 kg. Serio! Jeff King mnie tego nauczył! Niektórzy ludzie określali mnie jako „wariata z przeszłości”. Tak więc przenosiłem się do kolejnej siłowni.
Moja obecna Mekka nosi nazwę Refuge (z ang. azyl, schronienie – przyp. red.). Trudno o lepszą nazwę!! I Oczywiście umiejscowiona jest w starej fabryce w Middletown w stanie Connecticut. Sam dojazd tam buduje nastrój, gdy mkniesz przez najbardziej zapuszczoną część miasta, przejeżdżasz nad torami i wreszcie dojeżdżasz do celu gównianą, żwirową drogą, która z każdym treningiem skraca żywotność twojego auta!! Cały czas pracuję nad bezpieczną trasą pomiędzy wybojami i dziurami…
Czyż nie uwielbiamy wszyscy takich klimatów? Po wejściu do środka oślepiają cię jasne światłą, zaś wysoki sufit onieśmiela, wszędzie tylko podstawowy sprzęt. To uczy pokory! Z takich miejsc wychodzą najwięksi siłacze świata!!! Widać tu wyraźnie, że mimo całego postępu technologicznego najsilniejsi ciągle wracają do podstaw! Pomyślcie o tym. Przecież najważniejsi są ludzie, z którymi się trenuje!! Nie jakaś cudowna maszyna treningowa prosto z linii produkcyjnej. Mono-lift jest fajna i ładna, ale to normalne przysiady pomogą ci poprawić życiowy rekord.
Opowiem wam o gościu, który prowadzi to miejsce. Nazywa się Nick Puorro i jest policjantem oraz siłaczem. W przysiadzie robi ponad 320 kg, a na ławce blisko 270 kg!! A waży zaledwie około 100 kg. Nie wspominając nawet o tym, że ledwo co wypełzł z kołyski – ma zaledwie 24 lata. Jak możecie się przekonać z naszego wspólnego zdjęcia, prawdziwy z niego łamacz damskich serc. Mam dla Nicka wielki szacunek za jego niezmienną zdolność do trenowania na maksa, stawania się silniejszym i ciągłego uśmiechania się. I to mimo morderczych pojedynków z różnorakimi draniami, z których składa się jego praca. Tak, nie jestem poprawny. Siedzimy po uszy w gównie politycznej poprawności. Ludzie tacy jak Nick walczą z najgorszymi szumowinami, po to żebyśmy my nie musieli. Więc, gdy przychodzi na siłownię, na twarzy pojawia mu się straszny grymas i zaczyna trenować. Nie narzeka, tylko wkłada swą podwójną, superancką koszulę do wyciskania w rozmiarze 2 i wyciska!! Dzięki składam Nickowi i Adamowi za to, że utrzymują mnie w formie. Do Adama, dzieciaka wyciskającego 270 kg, wrócimy jeszcze w innym numerze, bo też niezłe z niego ziółko!!
Teraz, gdy już wyrzuciłem z siebie tę złość, możemy przejść do medycyny. Kurka wodna, ciężko jest! Bogu dzięki, że mogę trenować i być częścią tej „podkultury”. A gdy już o tym mówimy, muszę się z wami podzielić kilkoma medycznymi wpadkami, tak byście się mogli lepiej strzec. W końcu jestem lekarzem, który widzi coraz więcej ludzi stosujących SAA i jak już mówiłem: „Jest jak jest”. Jedyny problem polega na tym, że sporo osób robi sobie krzywdę. Nie będę wam powtarzał mojego zwyczajowego: „Sprawdzajcie ciśnienie i cholesterol”, choć to uratuje wasze serce!! W tym miesiącu omówię pewne podstawowe zagadnienia stosowania SAA z punktu widzenia lekarza. To będzie ta „śmieszna” część artykułu. Nazywam te kwestie „śmiesznymi”, ponieważ gdyby ludzie używający SAA mieli choćby podstawową opiekę medyczną, 90% nieszczęśliwych wypadków nie miałoby miejsca! Naprawdę!!
Pierwsza z sytuacji, o których chciałbym wam opowiedzieć, dotyczy wykonywania zastrzyków domięśniowych. Weźmy sobie nowicjusza, który ma wykonać swojego pierwszego w życiu „shota”. Najpierw mierzy w tyłek, ale ciężko mu się tak wygiąć. Potem myśli o udzie, „ale to zbyt boli”, więc zaczyna mierzyć w bark. Koleś robi coś, czego nie życzę nikomu! Wbija igłę bezpośrednio w przedni akton i trafia w duże naczynie krwionośne! Mówię tu o arterii! Okazuje się, że krwawi w miejscu iniekcji, a potem, przez kilka tygodni odczuwa silne bóle, ponieważ wywołał głębokie krwawienie w mięśniu, co doprowadziło do uszkodzeń nerwowo-mięśniowych. Krwawienie pogorszyło się też z powodu stosowania 2000 mg ibuprofenu dziennie, który to lek wśród efektów ubocznym ma stwierdzoną możliwość wywoływania lub pogarszania krwawienia. Gość przyszedł do mnie dopiero po kilku tygodniach, przez cały ten czas nie skonsultował całej sprawy z lekarzem! A wszystkiego można było uniknąć! Nie róbcie zastrzyków w przedni akton barków! Bijcie w akton środkowy lub tylny i zawsze przed wstrzyknięciem cofnijcie tłoczek, by sprawdzić czy nie wbiliście się w naczynie krwionośne!! Facet, o którym piszę ma się już coraz lepiej, ale przez pewien czas martwiliśmy się czy uszkodzenia nie okażą się permanentne, gdyż przez miesiąc nie był w stanie trenować. Jeśli podejrzewajcie, że macie zerwany mięsień lub wewnętrzne krwawienie, nigdy nie stosujcie niesterydowych leków przeciwzapalnych!!
Kolejna historia jest mniej ostra, ale tak samo smutna. Coraz więcej mam pacjentów, którzy przez lata brali SAA lub testosteron i nic z tym potem nie robili. Niektórzy z nich przychodzili do mnie mając od lat symptomy rozwalonej osi podwzgórze–przysadka–jądra i czując się jak gówno!! To jest w 100% przypadków do uniknięcia, a jeśli stosujesz sterydy przez jakikolwiek czas, to najprawdopodobniej już nigdy nie będziesz produkował wystarczających ilości endogennego testosteronu i będziesz wymagał odpowiedniej hormonalnej terapii zastępczej, najlepiej pod okiem lekarza. To mogę zagwarantować. W takiej sytuacji powinieneś jak najszybciej pójść do lekarza i doprowadzić się do porządku. Uwierzcie mi! A jeśli lekarz będzie się dopieprzał i wygłaszał mowy w stylu „coś ty narobił”, to poszukajcie dobrego lekarza sportowego.
Leczenie mężczyzny cierpiącego z powodu skutków ubocznych stosowania sterydów anabolicznych to nie przestępstwo!!! Mówię wam! Więc się nie wstydźcie. Mój projekt ARM – „Anabolic Recovery Medicine” (leczenie skutków ubocznych sterydów anabolicznych, przyp. red.) w nadchodzącym dziesięcioleciu przeżyje prawdziwy rozkwit, ponieważ mężczyźni urodzeni w latach 80. i 90. będą na własną rękę stosować sterydy, bez żadnej kontroli lekarskiej!!! Ja chcę pomagać!!! Nie wstydźcie się, nie gryzę!!!
Podsumowując tę część dzisiejszego felietonu, chciałbym poświęcić chwilę swemu życiu w służbie medycynie. Bycie waszym lekarzem dzień w dzień jest dla mnie błogosławieństwem. Powiem wam, że do mojego biura dzwoni coraz więcej osób ze Stanów i Kanady. Kocham to życie!!! Nigdy nawet nie marzyłem, że wypełnię tak istotną dziurę w medycznym świecie. Bycie lekarzem wymaga pokory i staram się o tym pamiętać każdego dnia.
A jeśli chodzi o moje treningi, to posłuchałem własnych słów i dla dobra swego serca zszedłem do wagi poniżej 90 kg. A mimo to, wczoraj, ważąc 88 kg, wycisnąłem 215 kg i przymierzam się do magicznych 225 kg przy wadze 89 kg. Może to nie rekordy świata, ale to naprawdę świetne uczucie. Bądźcie silni, zdrowi i szczęśliwi…
To tyle na razie, Anaboliczny Doktor.