Opinie wyrażone w tym dziale, niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji Muscular Development (MD). MD nie popiera żadnych form nielegalnego dopingu, wykorzystywanego w sporcie, ani do innych, indywidualnych celów. MD nie popiera także stosowania legalnych rodków w radykalnie zawyżonych dawkach. Zamieszczone artykuły, mają jedynie charakter informacyjny i nie można ich traktować, jako porady o charakterze medycznym, i tym samym wykorzystywać do jakiejkolwiek terapii. Czytelnicy muszą zdawać sobie sprawę iż posiadanie niektórych wymienionych substancji może być zabronione. Jeśli pewne kwestie poszczególnego artykułu pozostały niezrozumiałe Czytelnicy powinni skonsultować wszystkie uzyskane informacje z wykwalifikowanym personelem medycznym. Redakcja nie odpowiada za szkody, jakie mógł wyrządzić sobie Czytelnik po zastosowaniu informacji zamieszczonych w tym dziale, jak i całym magazynie MD. Wszystkie artykuły stanowią jedynie pogląd ich autorów przez co nie mogą być w żaden sposób rozumiane, jako źródła wiedzy pewnej, o charakterze medycznym.
Doktor Anabolik powraca, czas więc zakasać rękawy i trochę się pobrudzić. Postanowiłem, że w tej części porozmawiamy o kilku poważniejszych zagadnieniach związanych z poczynaniami niektórych sterydowych weteranów naszego sportu. Jak już wspominałem, zamierzam pisać o różnych błędach: tych prostych i tych bardziej zaawansowanych, dzięki czemu każdy z chemicznie podrasowanych czytelników „Muscular Development” znajdzie tu coś dla siebie i będzie mógł potem wykorzystać zdobytą wiedzę.
W tym wydaniu będę walił prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Niektórym z was może się to nie spodobać, ale taka właśnie jest prawda i jeżeli uważacie, że któraś część moich wywodów odnosi się bezpośrednio do was, to prawdopodobnie tak właśnie jest! Dlatego zanim znów zacznę wymiatać, chcę byście wiedzieli, że nie ważne, jak silnego kopa dam wam w jaja, robię to dla was, waszej kariery i waszego zdrowia. To powiedziawszy, przyjrzyjmy się kolejnym „wpadkom anabolicznym”, od których lepiej trzymać się z daleka, by nie narazić zdrowia na szwank.
Insulina bez końca
Przybliżę wam trochę ewolucję podejścia do stosowania środków dopingujących w kulturystyce, jaka rozegrała się w ciągu ostatnich kilku dekad. Przenieśmy się w czasie do swingujących lat 70.
O tak, Richard Nixon prezydentem, weterani z Wietnamu wracają do domu, a wszystkie te gorące hippiski z college’ów tylko patrzą, jakby tu się jeszcze załapać na trwającą już o dekady rewolucję seksualną i dają na lewo i prawo.
O kurczę, sorki — nie to miejsce, nie ten czas. Ok., zajmijmy się sterydami. Tak, jak już mówiłem, w latach 70. scena sterydowa była znacznie mniej skomplikowana. Widzicie, wtedy chłopaki robili sobie cykl, a potem odstawiali towar na tyle samo czasu. Cholera, nawet zawodowcy całymi miesiącami chodzili czyści, a niektórzy zaczynali koksować dopiero w ciągu ostatnich czterech miesięcy przed zawodami. Cykle były wtedy krótsze i prostsze, chłopaki musieli polegać na ciężkiej pracy i zajebistej intensywności. Królował wtedy zwykły zestaw z teścia i D-Bola.
Potem przyszły lata 80. i chociaż dawki wzrosły, wielu ludzi nadal używało sterydów z głową. Kulturyści zaczęli stosować coraz więcej GH, ale nie mieli jeszcze dostępu do towaru takiej jakości jak obecnie. Niektórzy brali Grorm, czyli wyciąg z przysadek mózgowych nieboszczyków. Działo się tak aż do roku 1985, w którym naukowcom udało się opracować syntetyczny hormon wzrostu. Oznaczało to koniec handlu starym dobrym sokiem z trupa.
Dekadenckie lata 90.
Potem nastały dekadenckie lata 90. O rany, to wtedy zaczęło się całe to szaleństwo. Wśród kulturystycznych elit krążyły informacje o różnych eksperymentalnych cyklach i inne szalone pomysły, najgorsze jednak było to, że nikt nie wiedział nic na pewno.
Obecnie mamy znacznie łatwiejszy dostęp do wiedzy niż na początku lat 90. Oznacza to, że zawodowcy z tamtego okresu byli domorosłymi „eksperymentami anabolicznymi”, sprawdzającymi na własnej skórze, jak ten nowy steryd czy tamten nowy lek zadziałają na człowieka. To właśnie wtedy zaczęły zanikać wszelkie bariery, tworzyły się podwaliny tego, co dziś dla wielu jest już chlebem powszednim.
Na ten okres datuję początek powszechnego dziś nadużywania insuliny. Pisałem już, że wtedy członkowie elit kulturystyki i sportów siłowych robili sobie cykle trwające 8-12 tygodni, a potem pozostawali czyści przez taki sam okres. Dziś ta powszechna niegdyś praktyka odeszła w zapomnienie. Obecnie wielu facetów pozostaje na lekach przez całe lata, nie robiąc sobie żadnych przerw.
W latach 90. stosowanie insuliny w kulturystyce było tematem tabu. O tak, jeszcze wtedy hormon ten uznawany był za zbyt hardcorowy. Tylko najtwardsi profesjonaliści w ogóle rozważali możliwość zastosowania insuliny i robili to dopiero wtedy, gdy dostali się już do kręgu zawodowców. Mimo to wielu i tak waliło w gacie na samą myśl o insulinie i trzymało się od niej z daleka.
Insulina na dobry początek?
Obecnie insulina stosowana jest powszechnie, i nie mówię tu wcale o kulturystach zawodowych. Po świecie chodzą kolesie, którzy dopiero wystartowali w swoich pierwszych zawodach w Pipidowie Dolnym, a już jadą na insulinie. Uważam, że to kompletny idiotyzm, nie ważne, z której strony by na to nie patrzeć. Jeżeli potrzebujesz insuliny, żeby wygrać jakieś zawody lokalne, to od razu możesz schować do szuflady spodenki do pozowania, bo zostanie zawodowcem nie jest ci pisane.
Czy jako lekarz polecam stosowanie insuliny jako środka dopingującego? Odpowiedź brzmi: NIE! Czy uważam, że jest to niebezpieczne? Tak, oczywiście, że tak! Czy jej stosowanie wiąże się z możliwością wystąpienia efektów ubocznych zagrażających życiu? Tak, dlatego jeżeli zamierzacie spróbować, lub już to robicie, powinniście zrozumieć, jak poważny wpływ ma insulina na stan zdrowia człowieka.
Cały artykuł można przeczytać w czerwcowym "Muscular Development"